Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza

Dobre kino i jazz bez gwiazd, czyli Magdy Renk recepta na Żaka

Mało do kogo określenie człowiek-instytucja pasuje tak, jak do niej. 1 października, po 28 latach kierowania gdańskim klubem Żak, Magdalena Renk-Grabowska przeszła na emeryturę.
Dobre kino i jazz bez gwiazd, czyli Magdy Renk recepta na Żaka
Magda Renk w roli konferansjerki na festiwalu Jazz Jantar 2024

Autor: Maciej Moskwa | Klub Żak

Przyszła szefowa Żaka po raz pierwszy wybrała się tam, jako studentka, w momencie historycznym. Był sierpień 1980, początek strajku. Tramwaje i autobusy nie jeździły, a ona miała wykupiony karnet na letni DKF. Drogę z akademika na Wyspiańskiego, gdzie mieszkała, na Długą (Żak działał wtedy nad ówczesnym kinem Leningrad) musiała więc pokonać pieszo.

– To kino jest tak naprawdę moją pierwszą miłością, nie jazz – przekonuje. – Pamiętam jak jeszcze w rodzinnym Starogardzie Gdańskim obejrzałam „Nie oglądaj się teraz” Nicolasa Roega. To było tak totalnie inne od tego, co widziałam wcześniej, że całkowicie zmieniło moje postrzeganie kina, moje potrzeby.

Jej zawodowa przygoda z Żakiem zaczęła się właśnie od tego, że objęła kierownictwo Dyskusyjnego Klubu Filmowego im. Zbyszka Cybulskiego.

Czy dzisiaj instytucja DKF ma jeszcze rację bytu? Czy ludziom chce się dyskutować o filmach?

Magda Renk przyznaje, że czasy są trochę inne. Filmy – cała klasyka kina – są łatwo dostępne. DKF, jeśli funkcjonuje, to w zmienionej formie i jest adresowany do młodych widzów: uczniów podstawówek i szkół ponadpodstawowych. Dostrzega też istotną rolę letnich festiwali filmowych, takich jak Nowe Horyzonty.

Festiwal Młode Kino Polskie, Klub studentów Wybrzeża Żak, 1989. Pierwsza z prawej Magda Renk (fot. archiwum klubu Żak)

– Nie chodzi się do kina regularnie raz w tygodniu, jak kiedyś, tylko wyjeżdża się na tygodniowe wakacje, które są jednocześnie świętem filmu. Odpoczywam, ale też jednocześnie bawię się, albo mam jakąś rozrywkę.

Kultura niekoniecznie studencka

Żakiem rządziła przez 28 lat, od 1996. Nie było w tym legendarnym klubie nikogo, kto dyrektorowałby tam dłużej niż ona. Zresztą dawny Żak nie miał osobowości prawnej, podlegał Zrzeszeniu Studentów Polskich, a kierujący nim mieli rangę prezesa. Obecnego Żaka, czyli miejską instytucję kultury, powołała Rada Miasta w 1991 roku, po tym jak ZSP – nie oglądając się na historię i znaczenie tego miejsca – zlikwidowało klub studencki. Tak więc dziś Żak jest to po prostu centrum kultury dla wszystkich, a nie tylko dla studentów.

– Zawsze bawiło mnie określenie „kultura studencka” – mówi. – W mojej opinii nie ma czegoś takiego. Czy ktoś mówi na przykład o kulturze hutników? W czasie studiów człowiek jest chłonny. Chętnie chodzi do kina, na koncerty, na różne wydarzenia kulturalne, ale one są naprawdę różne. Może to być koncert muzyki country. Jeśli dobrze pamiętam na Neptunaliach i disco polo też się zdarzało.

Magdalena Renk nie do końca zgadza się też z tezą, że kultura studencka, to taka, która jest tworzona przez studentów, przypominając że jeszcze przed rokiem 1991 artystami, którzy często występowali w starym Żaku, gromadząc komplety widzów, byli Stanisław Tym, Cezary Pazura i kabaret Potem.

Nie ma żadnego wychodzenia od tyłu, jest kontakt

W historii Żaka ważniejszą cezurą od przejęcia klubu przez miasto była przeprowadzka z budynku przy Walach Jagiellońskich do Wrzeszcza, w listopadzie 2001.

Magda Renk opowiada, że przez dwa lata, z pomocą wiceprezydenta Tomasza Sowińskiego, a potem Adama Landowskiego, szukała budynku, który można by zaadaptować na potrzeby klubu. Jedną z potencjalnych lokalizacji miał być dawny Dom Prasy przy Targu Drzewnym. Inną budynek stoczniowej stołówki (nim zapadła decyzja o jego wyburzeniu).

– Naprawdę dużo obiektów oglądaliśmy – wspomina. – Różne kotłownie i inne ruiny. I finalnie wybór padł na tę nieczynną zajezdnię tramwajową we Wrzeszczu. Zresztą przed wojną to nawet nie była zajezdnia, ale miejsce, w którym remontowano taksówki. A w latach 90. mieściła się tam firma wywożąca śmieci.

Pytana o to czy udało się optymalnie zagospodarować tę przestrzeń, Magda Renk – perspektywy 23 lat działania klubu – potwierdza.

– Oczywiście, że brakuje magazynów. Biura zajmują tylko 10 proc. powierzchni, ale mamy kawiarnię, gdzie możemy zawsze zejść i omówić temat lub po prostu coś porobić innego, na co przydałyby się może większe biura. Generalnie wydaje mi się, że klub jest optymalnie zaprojektowany. Sala jest w sam raz. Większa byłaby po pierwsze kosztowna w eksploatacji, po drugie – przy dzisiejszej frekwencji i konkurencji, jeżeli chodzi o organizację koncertów – trudno byłoby ją w pełni zagospodarować. Mamy tylko jedną salę kinową, ale to kino pracuje od rana do wieczora. Nie mamy powodów, żeby narzekać na frekwencję. Wręcz przeciwnie: wielu dystrybutorów zabiegało o to, żeby ich filmy, dosyć trudne w odbiorze, były prezentowane właśnie w Żaku, bo z ich danych wynikało, że robimy najlepsze wyniki w Polsce. To kino zawsze było inne od reszty i miało swoją publiczność. Jak kochasz kino, to na pewno powinieneś i powinnaś chodzić do kina w Żaku, bo tam zobaczysz najfajniejsze albo najciekawsze filmy – podsumowuje Magda Renk.

Specyfiką sali koncertowej Żaka jest to, że nie ma bezpośredniego wyjścia z garderoby na scenę. Artyści po drodze mijają, a czasem wręcz ocierają się o widzów.

Magda Renk z Przemkiem Dyakowskim na festiwalu Jazz Jantar 2017 (fot. Paweł Wyszomirski | Klub Żak)

– Muzycy to uwielbiają – zapewnia była szefowa klubu. – Właśnie na tym to polega, że nie ma żadnego wychodzenia od tyłu, nie ma barierek, jest kontakt. Tylko jedna artystka z Polski, nie powiem kto, miała z tym jakiś problem. Natomiast nawet takie sławy, jak amerykański pianista Vijay Iyer, czy trębacz Nils Petter Molvaer z Norwegii, którzy wielokrotnie występowali w Żaku, podkreślali, że podoba im się tak bliski kontakt z publicznością. Po koncercie wychodzą do ludzi, czasem piją z nimi wino, gadają, czasem tylko coś podpiszą, robią sobie z nimi zdjęcia. Właśnie to, że ten klub jest taki kompaktowy, mały, to jest jego zaleta. Artyści lubią tu grać, podkreślając to, jak świetnie są tu przyjmowani oraz – przepraszam, ale muszę się tym pochwalić – profesjonalizm ekipy.

Festiwal bez gwiazd

Muzyczną wizytówką Żaka jest festiwal Jazz Jantar, w ostatnich latach dwukrotnie wybierany najlepszym festiwalem jazzowym w Polsce w prestiżowej ankiecie miesięcznika „Jazz Forum”. Choć dziś jazz – inaczej niż było w latach świetności „Starego” Żaka – jest muzyką niszową, konkurencja na rynku jest duża. Rokrocznie w Polsce odbywa się około stu festiwali jazzowych. Jak się skutecznie wyróżnić na tym tle? Magda Renk odpowiada bez zastanowienia: zero gwiazd.

– Z Jarkiem Kowalem, który jest kuratorem festiwalu, skupiamy się na nowych artystach, takich którzy jeszcze nie pojawiali się w Polsce. Przypomnę, że Cecile McLorin Salvant, dziś zdobywczyni trzech nagród Grammy, po raz pierwszy w Polsce wystąpiła właśnie w Żaku. Chętnie wracamy do pewnych artystów. Vijay [Iyer] nie był tak hołubiony przez żaden z festiwali, jak w Żaku. Zagrał u nas osiem koncertów, i te osiem koncertów pokazało jego drogę rozwoju. Podobnie Sławek Jaskułke swoje najważniejsze projekty premierowo prezentował w Żaku.

Prezentacja i wspieranie młodych lokalnych artystów to od ponad dekady kolejny znak firmowy Jazz Jantar. Jeżeli na scenie jazzowej pojawia nowy interesujący skład albo nowy muzyk, może liczyć, że dostanie szansę zaprezentowania się przed publicznością Żaka.

Co na to trójmiejscy jazzfani, stali i przygodni bywalcy Jazz Jantar?

– Oczywiście mają swoje życzenia. Na ich liście zawsze pojawia się na przykład Diana Krall [najpopularniejsza obecnie wokalistka jazzowa – red.], ale z drugiej strony bardzo nam ufają. Karnety na następny rok sprzedajemy zazwyczaj w listopadzie, kiedy jeszcze nie wiadomo kto wystąpi. I ludzie kupują je w ciemno.

Radość z koncertu, którego nie trzeba będzie samemu rozliczyć

Pierwszy dzień emerytury Magdalena Renk spędziła na sprzątaniu domu, który – przyznaje – trochę zapuściła, jako że ostatnie dwa tygodnie pracowała bez przerwy, żeby przekazać wszystkie niezbędne dokumenty swojej następczyni i pozamykać sprawy związane z Jazz Jantar, którego promocję nadal pilotuje.

Za swoją działalność Magdalena Renk otrzymała Brązowy Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”  (fot. Maciej Moskwa | Klub Żak)

Na pytanie czego będzie jej najbardziej brakować na emeryturze, odpowiada dość zaskakująco, że… pielęgnacji zielonej strefy Żaka.

– Udało nam się z kolegami założyć na tym betonie coś na kształt ogrodów, gdzie można było wypocząć w pracy. A przy okazji wprowadzić więcej zieleni do Wrzeszcza. Choćby i w donicach.

Zdecydowanie natomiast nie będzie jej brakować biurokracji.

– Tego zrobiło się zdecydowanie za dużo – skarży się. – Na przykład raportowanie wyników z kina reguluje obecnie ustawa. Nie jakieś tam rozporządzenie, zarządzenie, czy umowa zawarta z dystrybutorem, ale sejmowa ustawa. To akurat mnie już zmęczyło. Więc naprawdę cieszę się na myśl, że pójdę na koncert, którego ja nie zorganizowałam, nie zaplanowałam i którego nie będę musiała rozliczyć. To będzie naprawdę wielka przyjemność.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama