Zarzuty zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem dla Mieszka R.
Jeszcze w w czwartek, 8 maja, w godzinach popołudniowych gdynianin usłyszał zarzuty. Jak poinformowała warszawska prokuratura rejonowa, dotyczą one zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem, usiłowania zabójstwa strażnika uniwersyteckiego oraz znieważenia zwłok ofiary na miejscu zbrodni.
- Niedługo rozpoczną się czynności z udziałem podejrzanego, będzie przy nich adwokat z wyboru - wyjaśnia prokurator.
CZYTAJ TEŻ: Makabryczna zbrodnia na Uniwersytecie Warszawskim! Zatrzymany 22-latek z Gdyni?
Kim jest morderca w Uniwersytetu Warszawskiego?
Mieszko R., 22-letni gdynianin. Ojciec jest prawnikiem, jednym z założycieli Totartu, niegdyś także publikował na łamach „Dziennika Bałtyckiego”. Matka - doktor prawa - to nauczyciel akademicki. Mieszko ma także brata.
Od bliskiego środowiska rodziny R. słyszymy, że wszyscy byli bardzo inteligentni, a także głęboko wierzący. Rodzice wiele łożyli na synów, nie szczędzili czasu ani środków. Mieli wszystko, czego potrzebowali. Wyróżniali się w nauce, brali udział w konkursach.
Co zatem sprawiło, że Mieszko posunął się do tak makabrycznej zbrodni? Koledzy i koleżanki, z którymi chłopak chodził do gdyńskich szkół podkreślają, że zawsze był cichy, skryty i spokojny. Nie wyróżniał się, raczej siedział w kącie i obserwował, niż brał udział w życiu towarzyskim. Pasjonował się historią oraz programowaniem.
„Gazeta Wyborcza”, która rozmawiała ze znajomymi Mieszka R., poinformowała, że należał do Młodzieży Wszechpolskiej. Stowarzyszenie jednak szybko to zdementowało, podając, że gdynianin nigdy nie był w jego szeregach. Dodatkowo - co od razu wyciekło do przestrzeni publicznej - śledził w sieci profile WOT-u, Konfederacji, Młodzieży Wszechpolskiej czy marki Red is Bad.
Chodził na Marsze Niepodległości, ale znajomi mówią, że nie manifestował się z poglądami. Nie postrzegano go jako wyborcę "Konfy".
- W ogóle nie powiedziałabym, żeby nim był, ale fascynowało go wojsko. Podobnie jak PRL i Związek Radziecki. Nigdy nie widziałam u niego podejrzanych zachowań - mówi w rozmowie z „Wyborczą” jedna z jego znajomych.
Lubił filmy gore i szokujące nagrania
Mieszko R., mimo że skryty i w kącie, lubił broń. W lockdownie, podczas jednej z rozmów grupowych na kamerce pokazał swój pokój, w którym na ścianie wyeksponowane było wiele rodzajów broni. Pokazywał nawet maczetę, którą szczególnie się chwalił.
Lubił też filmy gore. To takie, w których jest mnóstwo graficznych scen przemocy i krwi. Jak „Terrifier” - dla przykładu. Jeden z jego znajomych opowiada, że Mieszko lubił oglądać nagrania z miejsc typu Ameryka Południowa czy Bliski Wschód, gdzie prawdziwe gangi zabijają prawdziwych ludzi. Pokazując te materiały, miał je komentować z uśmiechem na ustach - mówi rozmówca „Gazety”.
Oczywiście mowa o materiałach zamieszczanych w serwisie Sadistic, który od lat szokuje treściami. W „normalnym” internecie strona ta stanowi namiastkę tego, co można znaleźć w deep czy darkwebie.
Innym red flagiem była samotność. Jak dowiadujemy się od ludzi, którzy są blisko z rodziną R., Mieszko po wyjeździe na studia do Warszawy zerwał kontakty z bliskimi. To by wyjaśniało, dlaczego pojawiają się informacje o tym, że usunął ze znajomych na Facebooku swoją rodzinę na niedługo przed dokonaniem mordu.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Walizka ze zwłokami znaleziona w Ustce! W środku poćwiartowane ciało
Kryminolog: To zachowania psychotyczne
Wcześniej, z w rozmowie z „Wyborczą”, kryminolog Paweł Moczydłowski mówił, że „spokój, to świadczy to jednak o jakimś zaburzeniu. To oraz brutalność, z jaką działał, budzą uzasadnione podejrzenie, że jest typem narcystycznym, że ma deficyty emocjonalne, frustrację dokarmia potrzebą uznania. To mogło być pokazanie siebie, jako tego, który zdobył trofeum. Może więc, wiedząc, że na miejscu zbrodni będą ludzie, chciał dokonać teatralnej rzezi”.
Znajomi Mieszka R. również nie dziwią się, że w trakcie zatrzymania był spokojny.
- Taki po prostu był zawsze - mówią.
Ale Moczydłowski zwraca także uwagę na możliwość wystąpienia epizodu psychotycznego. To by wyjaśniało pastwienie się nad zwłokami, a także zachowania normalne przeplatane całkowicie irracjonalnymi, kiedy gdynianin krzyczał, że jest „predatorem, wilkiem”.
Tragedia, której można było uniknąć?
Teraz środowisko akademickie, również trójmiejskie, zjednoczone w bólu wysyła kondolencje do Warszawy. Jednak okazuje się, że można było tego wszystkiego uniknąć. Studenci widzieli Mieszka jak spaceruje z siekierą po kampusie. Nie wezwali jednak służb - informowali siebie wzajemnie w mediach społecznościowych, żeby uważać, siedzą zamknięci w jednej z sal.
Wiele osób zwraca uwagę, że skoro widzieli mężczyznę z siekierą, powinni od razu zadzwonić na policję. Chwilę później Mieszko brutalnie zamordował pracownicę UW, a następnie pastwił nad jej zwłokami, wyciągając na wierzch jej wnętrzności. W międzyczasie poważnie ranił ochroniarza, który próbował go powstrzymać.
To zawsze ktoś spokojny
Potwierdza się pewien schemat. Za takimi zbrodniami rzadko kiedy stoją osoby charyzmatyczne. Najczęściej to outsiderzy, żyjący w swoim świecie, ze swoimi myślami. Tak też było tym razem. Mieszko R. był samotnikiem.
Co się stało, że posunął się do takiej zbrodni, która na myśl przywołuje Raskolnikowa ze „Zbrodni i Kary” Dostojewskiego? Tego dowiemy się zapewne za jakiś czas. Niemniej - samotność potrafi być dla wielu ludzi ich największym wrogiem.
Napisz komentarz
Komentarze