Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Radi Gdańsk 80 lat Tuse
Reklama

O muzyce nade wszystko. Stevie Wonder na nowo

Niedawno, bo 13 maja, obchodziliśmy 75. rocznicę urodzin Steviego Wondera. Wykładowcy i studenci gdańskiej Akademii Muzycznej z tej okazji przygotowali koncert monograficzny, który w sali koncertowej uczelni miał swoją premierę 22 maja.

Na początek, dla zapewne nielicznych słabiej zorientowanych w temacie pomnikowych dokonań muzyki r&b, podstawowa informacja o tym, kim jest jubilat i dlaczego w tak szczególny sposób obchodzą jego urodziny muzycy z Trójmiasta, choć nie są w żaden sposób powiązani z wytwórnią płytową Motown z Detroit.

Stevie Wonder jest jednym z niewielu artystów, którzy swój wpływ na rozwój stylistyczny muzyki pop rozciągnęli na długie lata, kontynuując dokonania równie utalentowanych poprzedników. W tym wypadku zbieg smutnych okoliczności połączył dwóch najwybitniejszych postaci amerykańskiej muzyki rhythm and bluesowej i soulowej – zmarłego w r. 2004 Raya Charlesa i obchodzącego jubileusz Steviego Wondera. Obaj wokaliści (i charyzmatyczni instrumentaliści zarazem) to niewidomi – Charles od lat młodzieńczych, Wonder od urodzenia. Dla uzdolnionych młodych ludzi muzyka stała się, jak to określił sam Stevie, substytutem świata, jakiego nie mogli zobaczyć, ale mogli jego granice poszerzać we własnej krainie dźwięków. 

Ray Charles grał na fortepianie, a Stevie Wonder w dzieciństwie opanował ustną harmonijkę, stając się z biegiem lat wirtuozem tego instrumentu. Potem grał już właściwie na wszystkim, ale nie palił się do tego, by nagrywać wszystkie ścieżki swoich płyt. Na najwybitniejszej moim zdaniem płycie z długiej kolekcji Steviego, „Songs In the Key of Life” z 1976 roku, która przez magazyn „Rolling Stone” została sklasyfikowana na 4. miejscu najciekawszych płyt rozrywkowych wszech czasów, wokaliście towarzyszyli np. Herbie Hancock na instrumentach klawiszowych i George Benson na gitarze.

Studenci, którzy porwali się na własne interpretacje kilkunastu kompozycji Wondera z różnych okresów twórczości, otrzymali najlepszą z możliwych pomoc pedagogów, autorów sukcesu przedsięwzięcia. Za przygotowanie wokalistów i towarzyszących im instrumentalistów odpowiadała bowiem trójka wykładowców klasy europejskiej, z pięknym zapisem własnej kariery. To wokalistka Krystyna Stańko, basista Paul Rutschka i wibrafonista Dominik Bukowski.

Koncert pomyślany był jako dźwiękowa monografia Wondera – kompozytora. Opowieść o nim, z ciekawymi wątkami biografii nie tylko artystycznej, napisała i czytała Krystyna Stańko – i była to mocna strona wydarzenia. Kolejne atuty to ruch sceniczny, interpretacje tekstów i aranżacje. Odwoływały się one do pierwowzorów z płyt Wondera, ale ich nie kopiowały, dostosowując pomysły aranżacyjne do stylistyki kolejnych wokalistek. Zadanie nie było łatwe, bo porównanie z oryginałem, zwłaszcza przebojowych „Isn’t She Lovely”, „My Cherie Amour”, „Part Time Lover”, „Sir Duke” czy „I Wish” mogło zazgrzytać. A jednak! Doskonale pomyślane aranżacje wystarczyły, by skierować uwagę na sposób prezentacji nowego wzorca.

Spektakl był tak skonstruowany, by pokazać mocne strony studentów, stąd trudno było w szczególny sposób wyróżnić tego czy innego wykonawcę. Mając ręce zajęte oklaskami, zdołałem jednak zanotować, że talentem interpretacyjnym wykazały się m.in. Anna Rogowska, Magda Kuraś czy Gabriela Śliwińska, a wśród akompaniatorów ciekawymi solówkami, inspirowanych klasyką rocka i jazz-rocka, zabłysnął gitarzysta Bartłomiej Ostrowski. 

Na scenie, w różnych składach, pojawiło się około 30 osób. To atut (bo różnicuje interpretacje i brzmienia), ale i obciążenie, jeśli pomyśli się, że tak świetnie skonstruowany, przebojowy spektakl powinien mieć kontynuację w kolejnych wystawieniach, w wielu salach i miejscowościach. Do tego potrzebne byłoby w trakcie studiów sprzęgnięcie budowy kariery artystycznej z dbałością o impresariat.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

ReklamaZiaja włosy rosinna pielęgnacja
Reklama