Drugi dzień Open'er Festival 2025 – miks stylów i emocji
To był niezwykle dziwny dzień. Nie oszukujmy się, osoby, które przybyły na Open’era w czwartek, pojawiły się tu przede wszystkim dla legendarnej formacji Trenta Reznora, Nine Inch Nails. Sporo na pewno przyciągnął również Future - dla jego fanów zestaw pozostałych wykonawców na pewno był całkiem satysfakcjonujący. Dla tych pierwszych jednak - o ile pojawili się na terenie sporo przed 22 - musiało to być niezwykle dziwne doświadczenie.
CZYTAJ TEŻ: Massive Attack przyćmieni przez kobiety. To do nich należał pierwszy dzień Open’era
Open'er Festival 2025. Bawiłeś się w Gdyni? Znajdź się na zdjęciach!

Czwartek skierowany był przede wszystkim do słuchaczy szeroko pojętej czarnej muzyki i popu. Był to również chyba najbardziej młodzieżowy dzień tegorocznego Open’era. Na dużej scenie rozpoczęła Lola Young - fenomen ostatnich miesięcy. Brytyjka, której kariera nabrała tempa, kiedy jej utwór „Messy” stał się viralem na TikToku, jest jedną z najgorętszych nazw tegorocznego sezonu. Koncert pełen emocji i aury skupionej wokół nurtu body positive. Przyjemnie się tego słuchało, ale przed Young długa droga do tego, aby stać się pełnoprawną gwiazdą - na razie momentami jest to trochę tzw. muzyka tła.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Open'er Festival 2025 - jak dojechać i gdzie wymienić opaski?
Tyla i J Balvin – energia popu i latino
Co innego Tyla - dziewczyna, która po prostu jest muzyką. W pełnym słońcu porwała do tańca publiczność swoją mieszanką popu i r’n’b. Nie jest to muzyka wybitna, nie ma w sobie tak naprawdę niczego, co by mogło sprawić, że chciałoby się jej słuchać na co dzień, ale bez cienia wątpliwości idealnie sprawdza się jako festiwalowy uzupełniacz energii przed głównymi daniami wieczoru. Podobnie zresztą jak J Balvin, kolumbijski król latino i reggaetonu, który porwał do szaleńczej zabawy publiczność zgromadzoną pod namiotem. Do potańczenia - super. Do słuchania - już nie tak bardzo.

Polska scena na Open’erze – Kukon, Sochacka i The Cassino
Nie zapominajmy o polskich akcentach, które tego dnia były naprawdę mocne. Smutne piosenki Kaśki Sochackiej nieco stonowały i uspokoiły nastroje, ale już Kukon i Atutowy sprawili, że Alter Stage wystrzeliło w kosmos. Jeśli ktoś ma być nadzieją rodzimego rapu, to Kukon jest właśnie tym, który może sprawić, że ten cały wypełniony autotunem pseudorap w końcu wyląduje na śmietniku historii. Przynajmniej nad Wisłą. Jest niezwykle sprawnym wykonawcą, którego sceniczna bezczelność i całkowicie niewymuszona naturalność sprawiają, że chcesz słuchać jego utworów na okrągło i uczestniczyć w jak największej liczbie jego koncertów.
No i The Cassino. Zespół, który po kilku latach prób i błędów w końcu powoli puka do bram głównego nurtu. Takiej muzyki już się dziś nie gra, taka muzyka się na pewno nie sprzedaje, ale oni konsekwencją i uporem pokazują, że gitarowa alternatywa wciąż może stanowić bardzo ważny element muzycznego krajobrazu.
Nine Inch Nails – koncert, który przeszedł do historii
Sporą publiczność na scenie namiotowej zgromadziła młodsza wersja Hoziera, czyli David Kushner. To jednak była cisza przed burzą, która nastąpiła dokładnie o godz. 22. Wówczas na scenie głównej pojawił się legendarny zespół - Nine Inch Nails. I tak naprawdę w tym momencie wszystko powyższe przestaje mieć znaczenie, ponieważ to, co Trent Reznor i spółka zrobili, przeszło najśmielsze oczekiwania.
To jeden z najważniejszych powrotów tego roku i bez wątpienia jeden z najważniejszych koncertów tej edycji. Aż szkoda, że nie dopisała publiczność, bo to był spektakl wart sold outu. Taki koncert, taki zespół, taka okazja długo może się już nie powtórzyć. Ale to też pokazuje jak zmieniły się gusta publiczności - dziś Nine Inch Nails to zespół niemal niszowy.
SPRAWDŹ TAKŻE: Dream Theater w pełnym majestacie. Wyjątkowy koncert w Operze Leśnej w Sopocie
Jednak każdy, kto zdecydował się to zobaczyć, nie zapomni tego do końca życia. Zespół jest w rewelacyjnej formie. Pokazał, na czym polega jego wielkość oraz ikoniczność. Idealnie wręcz dobrana setlista, brutalne brzmienie, minimalistyczne, ale bardzo sugestywne oświetlenie i absolutnie genialne ogranie wizualne. Po scenie cały czas poruszał się kamerzysta, a to, co uchwycił, pokazywało się w czasie rzeczywistym na telebimach. Niesamowita dynamika transmisji tylko dodawała dzikości temu i tak zwierzęcemu wręcz występowi.
Future – ekskluzywny koncert tylko na Open’erze
Potem na scenie pojawił się jeszcze Future, raper, który stał się prekursorem współczesnego brzmienia tego gatunku. Ekskluzywny koncert - jedyny na letnich festiwalach w Europie. Bardzo energetyczny, doprawiony efektowną pirotechniką. Ale - nie oszukujmy się - po tym, co zrobili Nine Inch Nails, wszystko inne po prostu przestało mieć znaczenie. Kto wie, czy nie byliśmy świadkami najlepszego koncertu tegorocznej edycji Open’era.

























Napisz komentarz
Komentarze