Szczepan Twardoch skomentował kontrowersyjną wystawę „Nasi chłopcy” w Gdańsku
Gdańska wystawa „Nasi chłopcy. Mieszkańcy Pomorza Gdańskiego w armii III Rzeszy” spolaryzowała społeczeństwo. Jedni mówią o zakłamywaniu historii, drudzy zwracają uwagę, że nie jest ona czarno-biała i trzeba mówić o jej wszystkich aspektach. Do tego właśnie nawiązał pisarz Szczepan Twardoch, który przytoczył historię swoich dwóch dziadków.

Szczepan Twardoch o swoich dziadkach w Wehrmachcie
– Mój dziadek Oskar Twardoch po raz pierwszy powołany do Wehrmachtu został 10 czerwca 1941 roku. Skierowano go na przeszkolenie do Salzwedel, po czym zwolniono do cywila 10 sierpnia tego samego roku, na podstawie rozkazu OKW, w którym ze służby wojskowej zwalnia się mężczyzn pracujących w przemyśle o znaczeniu strategicznym – dziadek był górnikiem strzałowym – napisał Szczepan Twardoch w mediach społecznościowych.
Pisarz opowiedział, że kolejny raz dziadek dostał powołanie w 1944 roku, na kilka miesięcy przed wkroczeniem do Przyszowic wojsk radzieckich. Musiał zostawić rodzinę – ciężarną żonę, teściową, szwagierkę.
Oskar w tym czasie służył w wojskach fortecznych 88. korpusu, w randze grenadiera (czyli szeregowego), miał szczęście, trafił na zachód. Do amerykańskiej niewoli dostał się w styczniu 1945, do domu wrócił w 1946. Nie mam jego zdjęcia w mundurze, moja babcia zniszczyła wszystkie materialne pamiątki służby Oskara jeszcze zanim weszli Rosjanie, a mundur i soldbuch spaliła, gdy wrócił z niewoli.
Szczepan Twardoch / pisarz
Twardoch opowiedział też o drugim dziadku. Jorg Draga jakimś cudem całą wojnę unikał wcielenia, ale w końcu Wehrmacht po niego przyszedł. W styczniu 1945 roku powołano go do Volkssturmu, z którego zdezerterował, po czym został jednak złapany i zamknięty wraz z innymi w areszcie w Gleiwitz, w kolejce do rozstrzelania.
– Uniknął go, bo kolejka była długa, a kilkanaście godzin przed wejściem Ruskich jakiś stary feldfebel Austriak pilnujący więźniów uznał, że jednak szkoda chłopaków złożyć w ofierze umierającej bestii i wypuścił wszystkich, po czym sam też uciekł – napisał Twardoch.
Na koniec odniósł się bezpośrednio do tytułu wystawy, wyjaśniając, o co w tym wszystkim chodzi.
Dla nas to zawsze byli i będą nasi chłopcy. Dla was nie muszą, ale to jest nasza historia, innej nie mamy, póki żyje o nich pamięć. O tych moich pamięć pożyje trochę dłużej, w moich powieściach. Do cudzej, waszej pamięci nie będziemy się zapisywać – z szacunku tak samo dla naszej, jak i dla waszej właśnie. Każdy należy do swojej i każdy ma do swojej prawo.
Szczepan Twardoch / pisarz
























Napisz komentarz
Komentarze