Reklama E-prenumerata Zawsze Pomorze na rok z rabatem 30%
Reklama Przygody Remusa rycerz kaszubski
Reklama

Zorza pojawiła się i zniknęła. Teraz czas na wyciągnięcie wniosków

Mam bardzo mieszane odczucia po Zorzy. Bardzo trudno mi znaleźć jakieś argumenty za tym, że to impreza, która jest wyjątkowa, inna, jakkolwiek ciekawa. Miała swoje niezłe momenty, ale nie zachwyciła. Wiadomo, początki zawsze są trudne, jednak tutaj wydaje się, że obrano najprostszą możliwą drogę. Niemniej, trzymam kciuki, aby w przyszłości to był koncept na miarę rozmachu z jakim go zorganizowano.
Zorza pojawiła się i zniknęła. Teraz czas na wyciągnięcie wniosków
Artur Rojek i Dawid Podsiadło podczas drugiego dnia Zorzy zaprezentowali największe przeboje Myslovitz

Autor: Marta Chudek

Różnorodna muzycznie sobota

Zaczęło się bardzo energetycznie, ponieważ Kukon i bracia Kacperczyk - na chwilę w towarzystwie Moniki Brodki - to zdecydowanie najlepszy, najciekawszy i najbardziej żywiołowy projekt, który powstał w ramach Zorzy. Należy liczyć, że powstanie z tego coś więcej. Kukon - jeden z najlepszych raperów młodego pokolenia i niepokorni bracia Kacperczyk, którzy równie dobrze czują się w rapie, co gitarowym graniu i popie. Świetne to było.

Ale chyba rozumiem, dlaczego to oni rozpoczęli. Bo później wszedł Kortez, który świętuje dekadę swojego albumu „Bumerang”. Aż szkoda, że w przestrzeni głównej sceny nie było żadnych wygodnych puf, ponieważ można by było się trochę zdrzemnąć. Kortez to wykonawca, którego muzyka należy do małych, przytulnych klubów, w których można się nieco rozmarzyć przy tym eterycznym brzmieniu. Na festiwalu - średnio. Ale przy zachodzącym słońcu miało to swój urok.

(fot. Paulina Byczek)6

No i kulminacyjny punkt wieczoru - duet Podsiadło i Rojek, którzy zaśpiewali największe przeboje Myslovitz. Tak, nic Dawida, tylko utwory jednego z najważniejszych polskich zespołów rockowych. Dlaczego tak? A no bo Myslovitz dla Podsiadło jest niezwykle ważnym zespołem i w ten sposób chciał mu oddać hołd. A przy okazji pośpiewać ze swoim idolem.

Oczywiście w zmienionych aranżacjach, więc nie zawsze było przebojowo, ale zaskakująco, nostalgicznie i z mnóstwem wspomnień już tak. Posłuchać i pośpiewać można, ale czy to najlepszy pomysł na zamknięcie festiwalu? Nie jestem do końca przekonany. Niemniej nie można temu występowi odmówić autentycznej szczerości - widać było, ile ten wspólny projekt znaczy dla obu panów.

Dla kogo jest ten festiwal?

W tym momencie - tylko i wyłącznie dla fanów Dawida Podsiadło. Oczywiście sporo ludzi kupiło też bilety w ciemno, licząc na coś więcej. Plotkowano, że może będzie trochę zagranicznej alternatywy, bo przecież Podsiadło jest jej fanem. Że jakaś nowa jakość, coś innego niż pozostałe "objazdówki". No i po ogłoszeniu line-upu przez sieć przeszedł lekki jęk zawodu - piosenek Myslovitz mogę posłuchać w domu, mówili niektórzy. Ale już nawet nie szukajmy na zewnątrz - i u nas jest dużo dobra. Wystarczy je tylko ludziom pokazać.

Szkoda, naprawdę szkoda. Tym samym Zorza stała się trochę imponującą wizualnie zapchajdziurą na brak stadionowych koncertów Dawida. A do tego mało odkrywczą. „Ej, słuchajcie! Zrobimy festiwal i będziemy nawzajem śpiewać swoje piosenki!” - niestety tak to wygląda. Zorza musi zmienić podejście, ponieważ w pewnym momencie może się okazać, że samo nazwisko polskiego wokalisty nie wystarczy.

(fot. Paweł Cegielski)

Podsiadło nie powinien tu być gwiazdą, a jednym z wielu. Magnesem powinien być line-up. Tu akurat może uczyć się od swojego idola, Artura Rojka, który też kiedyś wymyślił sobie festiwal. Tyle że katowicki Off jest wizją byłego wokalisty Myslovitz - on swoim nazwiskiem po prostu to promuje, nie jest gwiazdą. Zorza wspierana przez T-Mobile również powinna iść w tę stronę, ponieważ na ten moment to po prostu odgrzewane kotlety tylko w nieco innych przyprawach.

No, chyba że to właśnie tak ma wyglądać. Festiwal Dawida wyłącznie dla fanów Dawida, którzy kochają go bezgranicznie. I nieważne co zrobi, stawią się tłumnie. I też w porządku - dla każdego powinna być przestrzeń na rynku. Jednak jako postronny uczestnik, który widział w życiu setki koncertów i dziesiątki festiwali, po prostu uważam to za nudny koncept.

PRZECZYTAJ TEŻ Festiwal, którego nie było – pieniądze, których nie ma

Ale, żeby nie było, że tylko tak źle! Scena Fenomen zaprezentowała naprawdę ciekawy zestaw wykonawców, wśród których znaleźli się Krzyk Mody, Newskin, Kachus czy Daniel Godson. Przyjemnie wypadła również scena Audioriver, na której pojawiło się sporo dobrych producentów - kto chciał potańczyć, miał do tego świetne warunki.

Organizacja na pewno do poprawy

Po pierwszym dniu pojawiały się głosy, że „no tak, koncert Podsiadło i od razu chaos”. Coś w tym jest. Na koncertach stadionowych też bywało… różnie. Jednak tutaj problem polega na czymś zupełnie innym. Trochę jakby stwierdzono, że rozstawienie infrastruktury wystarczy. Nie wystarczy - nie odrobiono tu wielu lekcji. A można było kilku rzeczy uniknąć, wykonując tylko jeden krok - wzorem innych organizatorów festiwali, lepiej prześwietlić wydarzenia konkurencji, sprawdzić, zobaczyć, porobić notatki.

ZOBACZ Ergo Arena świętuje 15-lecie i zaprasza na RolkoDisco w klimacie lat 80

Jak wspominałem w piątek - jedna droga wejścia i wyjścia to słaby pomysł. A jeszcze ustawienie w tym głównym ciągu punktów wymiany biletów na opaski to w ogóle strzał w kolano. Ale były też dobre rozwiązania. Przypomnę, że oznakowanie terenu było kapitalne - to coś, czego akurat inni mogą się uczyć. Podobnie jak nagłośnienia.

(fot. Marta Chudek)

Na przyszłość na pewno warto pomyśleć o lepszej organizacji stref gastro. Oczywiście, vendorowcy są zewnętrzni, jednak organizator powinien wymóc, aby obsługa była sprawna, przez co kolejki dużo szybciej by się przesuwały. Każdy festiwal przy dużym obłożeniu kolejkami stoi, jednak można te niedogodności chociaż trochę zniwelować właśnie przez odpowiednią obsługę.

Komunikację - mimo że całkiem przyzwoicie to rozwiązano, a to już dużo - też można w przyszłości ciut lepiej dopracować z miastem - zwiększona częstotliwość kursowania tramwajów powinna trwać zdecydowanie dłużej niż chwilę po otwarciu bram i zdecydowanie szybciej niż przed zakończeniem koncertów.

(Nie)bezpieczne odczucia na terenie

Rozmawiając z koleżanką z innej redakcji, doszliśmy też do wniosku, że nie czuliśmy się na Zorzy specjalnie bezpiecznie. I dobrze, że nie odbywała się w stoczni, bo to by groziło tragedią. Spora tu wina samych uczestników - dla wielu z nich festiwal jest nowym doświadczeniem i to widać. Kompletnie nie wiedzą i nie rozumieją, jak poruszać się w takiej przestrzeni. A prośba organizatorów „o nierozkładanie kocyków pod sceną” to zdecydowanie za mało. Skoro sam Podsiadło po starcie Zorzy zauważył, że dla jego fanów to nowość, można było pomyśleć o jakimś festiwalowym samouczku, który trochę by pomógł świeżakom.

(fot. Aleksandra Kiełbasińska)

Wydaje się, że było również mało służb porządkowych (oczywiście nie za mało, bo jasno określają to przepisy), co również wpływało na poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza przy głównej scenie, gdzie panował jakiś nieprzyjemny chaos. A skoro co chwilę wyprowadzano poza teren imprezy kogoś, kto ledwo kontaktował, to naprawdę powinno to wyglądać nieco inaczej. Nie pomagały też egipskie ciemności w niektórych miejscach, które skutecznie utrudniały poruszanie się oraz monitorowanie swojego otoczenia.

Lekcja na przyszłość

Zorza pojawiła się i zniknęła. Wizualnie piękna, obok czerwcowego Mystic jest to najlepiej dopracowany właśnie pod tym kątem festiwal, który zawitał do Trójmiasta. Teraz ma czas do 2027 roku, aby wyciągnąć wnioski i stać się lepszą i bardziej przyjazną. Ale też i atrakcyjną. Na razie jest to trochę festiwal dla wszystkich i dla nikogo. Jeszcze bez konkretnego DNA, szukający pomysłu na siebie. Ładny, owszem. Spójny - tak. Jednak mało zachęcający dla tych, którzy przyszli z ciekawości, a nie dla Dawida. Oni raczej nie wrócą.

 CZYTAJ TAKŻE Top Of The Top Sopot Festival. Dla kogo tegoroczny Bursztynowy Słowik?

No, chyba że za dwa lata rozwinie się to w zupełnie innym kierunku. Życzę tego i publiczności, i organizatorom. Ponieważ bez sensu robić kolejny objazdowy festiwal taki sam, jak wszystkie inne. Jest przestrzeń do stworzenia czegoś niezwykle ciekawego. Oby tak właśnie było w kolejnych edycjach.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

ReklamaPrzygody Remusa rycerz kaszubski
ReklamaNewsletter Zawsze Pomorze - zapisz się
Reklama