Reklama E-prenumerata Zawsze Pomorze na rok z rabatem 30%
Reklama Przygody Remusa rycerz kaszubski
Reklama

Santander Letnie Brzmienia w mocno jesiennej aurze. Sezon festiwalowy za nami

Santander Letnie Brzmienia nie przyciągnęły w Gdańsku ani tłumów, ani pogody. Frekwencyjnego szału - mimo całkiem niezłego line-upu - nie było, a aura stwierdziła, że najwyższy czas przypomnieć, że za pasem słota, zimno i temperatura odczuwalna sporo poniżej tego, co pokazuje termometr. Niemniej, weekend na placu Zebrań Ludowych należy zaliczyć od udanych.
Santander Letnie Brzmienia w Gdańsku. Hey, Coma, Edyta Bartosiewicz i Mrozu
Hey przypomniał swoje największe przeboje. W tym roku była to jedyna okazja, aby zobaczyć zespół na scenie.

Autor: Dominika Scheibinger

Santander Letnie Brzmienia w Gdańsku bez tłumów

Ale jeśli mam być szczery, Letnie Brzmienia nigdy nie porywały tłumów. Ani w początkowej fazie, kiedy była to seria pojedynczych koncertów, ani po przekształceniu w festiwal. I to nieważne, kto grał na scenie - po prostu w Gdańsku ten koncept się specjalnie nie przyjął. Ale impreza dorobiła się wiernej publiczności, która rokrocznie stawia się na placu Zebrań Ludowych.

Santander Letnie Brzmienia to bardzo przyjemne wydarzenie. Dobre miejsce, wygodny dojazd, brak tłumów, świetnie przygotowany teren, bardzo bogata i różnorodna strefa partnerska, w której można było odpocząć, wyluzować się, zjeść, a nawet napić… grzańca. Wiadomo - lato nad polskim morzem.

CZYTAJ TAKŻE: Zorza pojawiła się i zniknęła. Teraz czas na wyciągnięcie wniosków

Mało atrakcyjny piątek

Pierwszy dzień festiwalu rozkręcił się tak naprawdę po godz. 22, kiedy na scenę wyszedł Hey. Santander Letnie Brzmienia to jedyna okazja, aby w tym roku zobaczyć kultowy polski zespół. I ci, którzy przyszli, nie zawiedli się. Nosowska z ekipą są w bardzo dobrej formie. Do tego niezwykle przekrojowa setlista, w której znalazły się największe przeboje grupy.

Poza tym… piątek do zapomnienia. Nie było żadnych odkryć, a wykonawcy - mimo że się starali, to tak naprawdę grali do kotleta. Publiczność była nimi mało zainteresowana. Dużo więcej działo się w tym czasie na terenie, niż pod sceną. Do tego projekt specjalny Babie Lato, któremu w tym roku przewodziła Margaret, mało interesujący. Była to po prostu kalka tego, co znamy ze świata i to raczej taka średnio wykonana.

Sobota bogatsza i ciekawsza

Już od samego początku było wiadomo, że drugi dzień będzie znacznie lepszy. Oprócz pogody, ponieważ nad Gdańskiem co rusz przechodziły deszczowe chmury. Nie wspominając już o przenikliwym zimnie. Niemniej - muzycznie nie można było narzekać. Na dzień dobry Zalia, a później Natalia Szroeder pokazały, że lato to przede wszystkim stan umysłu - dwa przebojowe koncerty, które pozwoliły publiczności nieco rozgrzać się i przygotować na dania główne.

Najpierw Edyta Bartosiewicz, która pojawiła się w orkiestrowej odsłonie. Wokalistka w ten sposób od jakiegoś czasu świętuje trzy dekady albumu „Sen”. Był to niezwykle emocjonalny występ, ponieważ Bartosiewicz przez wiele lat miała problemy z głosem i powrót na scenę wiele dla niej znaczy. Zwłaszcza w takich okolicznościach, kiedy może zagrać swoje najbardziej znane kompozycje z przełomowego dla niej krążka.

ZOBACZ TEŻ: Stanisław Soyka nie żyje. W czwartek miał wystąpić na Top Of The Top Sopot Festival w Operze Leśnej

Nie da się ukryć, nie tylko ten dzień, ale i festiwal należał do jednego zespołu. Powracająca po długiej przerwie łódzka Coma jest w wybitnej formie. Nie spodziewałem się, że to kiedykolwiek powiem, zwłaszcza że nigdy nie byłem fanem, ale dziś jest to najlepszy rockowy zespół w Polsce. Przynajmniej pod względem koncertowym. Piotr Rogucki z ekipą pokazują, jak należy grać i porywać publiczność.

Całość zakończył Mrozu, który jest już niejako ambasadorem Letnich Brzmień. I trochę też samego Trójmiasta, ponieważ już palców brakuje do tego, aby policzyć, ile razy pojawia się tu w ciągu roku. Ale jego zawsze z przyjemnością się ogląda i słucha, ponieważ za każdym razem wychodzi na scenę z tą samą energię i profesjonalizmem.

Festiwalowe ostatki

Było zimno, było mokro i nieprzyjemnie, ale sobota zdecydowanie pozwoliła rozgrzać się publiczności i zapomnieć o tym, że to już ostatki lata. Santander Letnie Brzmienia oficjalnie zamyka trójmiejski sezon festiwalowy. No, dobra, prawie, bo jeszcze jeden dzień tupania nóżką na Wisłoujściu. Niemniej - mimo że nie chcemy - musimy się przygotować, że kolejne muzyczne uniesienia pod chmurką będziemy przeżywać dopiero za rok.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

ReklamaPrzygody Remusa rycerz kaszubski
Reklama
Reklama