Pomorskie zbrodnie
"Pomorskie zbrodnie" to nowy, kryminalny cykl "Zawsze Pomorze". Najgłośniejsze, najbardziej dramatyczne, czasem tajemnicze i pełne niespodziewanych zwrotów akcji. Niektóre z nich są gotowym scenariuszem filmu kryminalnego. Inne, nierozwikłane, po latach żądają sprawiedliwości.
Niewyjaśniona zbrodnia sprzed 30 lat wciąż szokuje mieszkańców Sierakowic
Tajemnica zbrodni sprzed trzydziestu lat do dziś bulwersuje mieszkańców Sierakowic. Ludzie mówią, że stał za nią ktoś miejscowy. Być może sąsiad, kolega z pracy, szanowany mąż, ojciec, dziś już dziadek. Człowiek, który - jak wielu innych - przez sześć dni szukał Ewy. A potem porzucił jej nagie ciało na dokładnie przeczesanym wcześniej gminnym wysypisku.
Ewa mieszkała w domu przy ul. Mickiewicza w Sierakowicach. W tamtą majową sobotę w jej szkole, mieszczącej się przy ul. Dworcowej, odbywały się lekcje. Dzieci odrabiały wolny dzień. Wyszła w pospiechu po godzinie 8 rano, wiedziała, że będzie odpytywana.
Od szkoły dzieliło ją nieco ponad pół kilometr, czyli 10 minut spaceru. Szła ulicą Łąkową, potem ks. Sychty. Tam widział ją świadek - znająca doskonale dziewczynę pani Maria.
ZOBACZ TAKŻE: Makabryczne zabójstwo w Słupsku. W wannie znaleźli rozkładające się zwłoki bez wnętrzności
Inny świadek zobaczył Ewę przy budynku Ochotniczej Straży Pożarnej przy ul. Sychty, jak wsiadała od strony pasażera do prawdopodobnie poloneza - granatowego lub niebieskiego. Tylko dlaczego miała to robić, skoro od szkoły dzieliło ją zaledwie 300 metrów?
W materiałach ze śledztwa pojawiło się także zeznanie kolejnego świadka. Ten miał widzieć Ewę na ul. Lęborskiej (obok dzisiejszego komisariatu policji), wsiadającą do czerwonego fiata 125p, ruszającego w kierunku Lęborka.
Który świadek mówił prawdę? Do dziś nie wiadomo.

Całe Sierakowice szukały Ewy
Wiadomo za to z zeznań rodziny i znajomych, że Ewa była bardzo ostrożną dziewczynką. Wszyscy powtarzali jak jeden mąż - nie pojechałaby z nieznajomym kierowcą. Stąd założenie, że był on osobą dobrze znaną Ewie. Być może wiedział także, że w tamtą sobotę mama Ewy wyjechała rankiem do Lęborka, by pomóc w rodzinnych przygotowaniach do przyjęcia komunijnego. Może skłamał o rzekomym wypadku? Albo nagłej chorobie mamy? Tak czy inaczej, to by tłumaczyło kierunek jazdy czerwonego fiata.
Był jeszcze niejaki pan B., mieszkający w pobliżu siedziby OSP. Chwalił się znajomym, że znał kierowcę auta, do którego wsiadła Ewa. Pogłoski dotarły do policjantów, B. przesłuchano. Zaprzeczył. Niektórzy twierdzili, że trzeba go było bardziej docisnąć. Niestety, było już za późno - B. zmarł.
Kiedy Ewa nie wróciła ze szkoły, rozpoczęto poszukiwania. Najpierw uczestniczyli w nich bliscy, potem policjanci, strażacy, mieszkańcy Sierakowic.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Zabójstwo listonosza z Zaspy. Archiwum X rozwikłało zagadkę!
Tragiczne odkrycie na wysypisku w Paczewie
Sprawdzano nie tylko Sierakowice. W czwartek, 18 maja bardzo dokładnie przeczesano teren ówczesnego wiejskiego wysypiska śmieci w Paczewie. Nic nie znaleziono.
Tego samego dnia wieś obiegła informacja, że do Sierakowic wybiera się jasnowidz - Krzysztof Jackowski. A potem ktoś zadzwonił z informacją, że Ewę widziano kilkanaście kilometrów od Sierakowic, w odwrotnym kierunku, niż Paczewo. Dzwoniący nie przedstawił się, nie ustalono też z jakiego numeru wykonał połączenie. Jednak ekipa poszukiwawcza skoncentrowała piątkowe działania w odległym od wysypiska miejscu. Wiadomo było, że do Paczewa już nie wrócą.
Tymczasem w piątek, 19 maja na wysypisko wybrali się panowie, poszukujący cenniejszych odpadów. I to oni zobaczyli przy leśnej drodze, w pobliżu stawu dwa jutowe worki przewiązane grubymi sznurami. Zajrzeli do środka - w workach ukryto nagie ciało Ewy. Na szyi dziewczynki założono poczwórną pętlę, ręce miała związane w nadgarstkach tym samym sznurkiem od snopowiązałki. Zakneblowano jej usta, jeszcze za życia, dziecięcymi majtkami, należącymi do 5-6-letniego dziecka. W ciele znaleziono ślady biologiczne pozostawione przez mordercę.
W opinii lekarzy dziewczynka została zamordowana najpóźniej w poniedziałek, 15 maja. Nie wykluczono także, że zginęła już w dniu porwania. Policjanci z gdańskiego Archiwum X, z którymi w 2018 r. chodziłam śladami Ewy po Sierakowicach mówili, że temperatura ciała zamordowanej szesnastolatki była bardzo niska - wynosiła zaledwie 9 stopni, a jej skóra była pokryta rosą. To wskazywało na ukrywanie ciała w chłodni lub zimnej piwnicy. Na jutowych workach odkryto drobiny kory z ziemi torfowej, włókna i łuski oraz kocią sierść. Podejrzewano, że zwłoki leżały w gospodarstwie rolnym, pieczarkarni, tartaku lub fermie kurzej.
- Nie możemy wykluczyć, że sprawca uczestniczył w poszukiwaniach lub miał dokładne informacje na ich temat - mówił mi nadkom. Paweł Mrozowski. - Wiele wskazuje, że nagle zaczął się spieszyć i dlatego wywiózł ciało do lasu w Paczewie. Może bał się przyjazdu Jackowskiego lub przestraszył się, że poszukujący wejdą mu na posesję?

Trop prowadził do mieszkańców okolicy
Od początku zakładano, że morderca mieszka w okolicy. Sprawdzono wszystkie firmy, zbadano alibi właścicieli granatowych polonezów i czerwonych fiatów.
Porównano ze śladami biologicznymi pozostawionymi w ciele Ewy DNA pobrane od kilkudziesięciu osób - w tym krewnych i znajomych rodziny, ale także obcych ludzi. W dniu pogrzebu Ewy jeden z mieszkańców wsi popełnił samobójstwo. Od jego rodziny pobrano także materiał genetyczny. Nic nie pasowało.
Zrezygnowano z powszechnych badań mężczyzn z okolicy. Jednak jeszcze kilka lat temu mówiono, że to był błąd. Przywoływano akcję sprzed prawie ćwierć wieku ze Świnoujścia, kiedy to szukając wielokrotnego gwałciciela i mordercy, zaproszono do badań ok. 13 tys. mężczyzn. Zbrodniarz wpadł, bo choć sam wykręcił się od badań, zrobił je jego brat. Profil DNA bardzo podobny do materiału genetycznego mordercy zwrócił na sprawcę zainteresowanie śledczych.
W Sierakowicach trzeba by było przebadać nieco ponad 3 tys. mężczyzn po czterdziestym roku życia.
POLECAMY TEŻ: Wyszła z pracy i od 17 lat nikt jej nie widział. Archiwum X wraca do sprawy
Kto kładł kwiaty na grobie w rocznicę śmierci?
I jeszcze jedno - przez lata w rocznicę śmierci i w urodziny Ewy ktoś kładł kwiaty na jej grobie. Nie była to rodzina, znajomi, przyjaciele, sąsiedzi. Policjanci przed kolejną rocznicą postanowili zrobić zasadzkę na cmentarzu. Jednak musiało dojść do przecieku i tajemniczy człowiek z kwiatami już nigdy nie pojawił się przy mogile Ewy.
Czy sprawca zabił także Justynę i Alicję?
Śledczy nie wykluczali, że ofiarami zabójcy mogły być jeszcze dwie inne młode dziewczyny.
18-letnia Justyna Węsierska z Leźna, wsi między Gdańskiem a Żukowem, zaginęła niespełna rok przed Ewą. Ostatni raz widziano ją 14 czerwca 1994 r. około godz. 11 na przystanku w Leźnie, gdzie czekała na autobus. Miała jechać do szkoły w Gdańsku. Autobus się spóźniał, machnęła ręką na przejeżdżające samochody. Widziano, jak wsiada do volkswagena golfa jadącego w kierunku Gdańska.
Po trzech miesiącach odnalazła się 20 kilometrów od domu. Świadek zauważył ludzkie stopy, wystające zestawu w pobliżu wsi Kamień. Zabójca obciążył ciało betonowym blokiem, wcześniej włożył je w worek ze sztucznego tworzywa, używany w gospodarstwach rolnych.
CZYTAJ TEŻ: Tajemnicze zaginięcia nastolatek. Nowe nazwiska i „święta prostytucja”
Znaleziono podobieństwa w obu sprawach. Była to poczwórna pętla na szyi, skrępowanie rąk sznurkiem, sierść kota. A także fakt, że obie dziewczyny przed śmiercią wsiadły do nieznanego samochodu. Pojawiła się też jedna różnica - Justyna była ubrana.
Jest jeszcze jedna bulwersująca sprawa związana ze śmiercią 19-letniej Alicji Baran z Trzebnicy na Dolnym Śląsku. Zginęła między Łebą a Lęborkiem w sierpniu 1997 roku.
Alicja spędzała wakacje wraz z koleżanką w Łebie. Przerwała pobyt nad morzem w połowie sierpnia, by w wziąć udział w w weselu w swoim rodzinnym mieście. 19 sierpnia wsiadła do pociągu, jadącego do Gdyni.

Policjanci podejrzewali, że w Gdyni przesiadła się na pociąg do Lęborka. Później znalazł się świadek. Widział, jak dziewczyna, która spóźniła się na pociąg do Łeby łapała okazję. Zatrzymało się auto, prowadzone przez nieznanego mężczyznę. Jednak Alicja do Łeby już nie dotarła.
Na nagie ciało Alicji, w stanie daleko posuniętego rozkładu, leżące w pobliżu toru kolejowego na trasie Lębork-Łeba, w pobliżu Steknicy 18 września 1997 r. natrafił mężczyzna zbierający grzyby.
Nie wiadomo, czy padła ofiara gwałtu. Znaleziono przy niej złoty łańcuszek, co może jednak sugerować wykluczenie motywu rabunkowego. Alicja wprawdzie nie była związana, ale istniało kilka wspólnych punktów ze sprawą Ewy, którą miano widzieć w samochodzie jadącym w kierunku Lęborka.
Morderca wciąż pozostaje na wolności
Zbrodnia zabójstwa ulega przedawnieniu po 30 latach. Od śmierci Justyny minęło 31 lat, od zamordowania Ewy - 30 lat. Tylko w przypadku Alicji jest cień szansy na sprawiedliwość po latach.
























Napisz komentarz
Komentarze