Ponad 92 proc. Polaków uważa, iż elektrownia jądrowa w Polsce powinna zostać zbudowana – wynika z badania, zleconego przez Ministerstwo Przemysłu. A Jarosław Bach, wójt gminy Choczewo uważa, że jeśli już zdecydowano, że elektrownia jądrowa powstanie na jej terenie, to trzeba zyskać dla mieszkańców jak najwięcej. I że od tego, co gmina zyska, zależeć będzie stosunek mieszkańców do tej inwestycji. Na razie opinie są podzielone.
Budowa będzie albo nie
– Gdyby mi ktoś dawał złotówkę za każdym razem, jak słyszę pytanie, jak to będzie mieszkać w pobliżu elektrowni jądrowej, to może majątku bym nie miała, ale na niezły obiad to by mi już wystarczyło – mówi Elżbieta z Choczewa. - A skąd my to mamy wiedzieć? Na razie praktycznie nic nie wiadomo, plotki powstają na podstawie tego, co się usłyszy w telewizji czy przeczyta w internecie. Budowa dopiero się zacznie i albo się skończy, albo nie – irytuje się. – To co my możemy o tym myśleć, jak nie wiemy, co się będzie działo?

Pierwsza w Polsce elektrownia atomowa ma powstać na terenie sołectwa Kopalino-Lubiatowo w gminie Choczewo, między wsiami Sasino, Słajszewo i Kopalino. A i tak wszyscy mówią: Choczewo. Według badania przeprowadzonego na zlecenie Ministerstwa Przemysłu w listopadzie 2024 r. wynika, że 92,5 proc. Polaków uważa, iż elektrownia jądrowa w Polsce powinna zostać zbudowana. Na to, by stanęła w okolicy ich miejsca zamieszkania, zgodziłoby się 79,6 proc. badanych. Telefoniczne badanie przeprowadzono na na grupie 2060 Polaków w wieku 15-75 lat. Jak podkreślało Ministerstwo Przemysłu, publikując dane – wyniki tego sondażu są najlepsze w historii badań realizowanych co rok od 2012 r. Rzeczywiście: w grudniu 2023 roku w badaniu zleconym przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska, niemal 90 proc. badanych popierało pomysł, by w Polsce powstały bloki jądrowe (w 2022 r. było to 86 proc. badanych, a np. w 2019 46 proc.).
Pojechaliśmy więc do Choczewa, by porozmawiać z mieszkańcami o tym, czy w miejscu, gdzie ma powstać elektrownia, przychylność dla inwestycji też jest tak duża.
Za czy przeciw?
W ubiegłym roku, gdy rozpoczynano prace, wskazujące, że lokalizacja pierwszej w Polsce elektrowni jądrowej jest w zasadzie przesądzona, mieszkańcy Choczewa chętniej wyrażali swoją opinię na ten temat. Dzisiaj są ostrożniejsi.
– A nawet jak będą mówić, to inaczej w Choczewie czy na przykład w Białogórze, a inaczej w Słajszewie – zwraca uwagę sąsiadka pani Elżbiety. – Zależy, gdzie mieszkają i z czego żyją.
– Nawet banerów „Stop atom” jest teraz mniej, ludzie czekają, co się będzie działo – dodaje pani Elżbieta. - Powiemy, że atom zły, to ktoś zacznie krzyczeć, że ciemnogród i nie nadążamy za rozwojem. Powiemy, że dobry, to ekolodzy się odezwą, że popieramy niszczenie gminy.
Rzeczywiście – jeszcze niedawno w całej okolicy na każdym kroku widać na płotach żółte plakaty z hasłem „Stop atom”, „NIE dla elektrowni atomowej”. Teraz widać ich mniej, większość wisi na ogrodzeniach w Słajszewie i w Lubiatowie, konkurując z tablicami z napisem „agroturytyka” czy „noclegi”.
Pojawiają się za to banery, których wcześniej nie było: „Atom ratuje klimat”. Ale – by być skrupulatnym – nie w Słajszewie.
– Mówią nam: będziecie mieć drogi, będziecie mieć kolej. Ale co nam po nich, jak będą przebiegać przez bezcenne tereny i niszczyć je? – pytała w rozmowie z nami podczas jednego z protestów Dorota Borówka ze Słajszewa. - Nie jesteśmy przeciwni energetyce jądrowej, po prostu uważamy, że są w Polsce tereny, które można do tego wykorzystać, ale na pewno nie jest to teren naszej gminy. Naszym obywatelskim obowiązkiem jest chronienie przyrody i informowanie o zagrożeniach, jakie niesie za sobą ta lokalizacja elektrowni atomowej.
Według szacunków na potrzeby budowy trwale wylesionych zostanie ok. 300 hektarów. Na razie na potrzeby budowy zarezerwowano obszar o powierzchni 688 ha, w tym 542 ha lasów.
Wszyscy czekają na szczegóły
– Na razie ciężko jest cokolwiek powiedzieć, czy jest lepiej czy gorzej – mówi nam spotkana przed sklepem mieszkanka Choczewa. Woli się nie przedstawiać, bo – jak mówi - po co ludzi kłuć swoim zdaniem. - Teraz wygląda to tak, że wycięli las, a z obiecanych inwestycji jeszcze nic nie powstało. Po prostu ludzie nic nie wiedzą, za mało się wydarzyło, żeby to ocenić.
– Mieszkańcy czekają na konkrety – potwierdza Jarosław Bach, wójt gminy Choczewo. - To, czego na razie się dowiadujemy na temat wpływu tej inwestycji na naszą gminę, to szczątkowe informacje, raczej pozostające w sferze obietnic niż konkretnych zapowiedzi. Nadal nie wiemy, na co finalnie możemy liczyć, czego się spodziewać. Dlatego ludzie nie chcą nic mówić.

Wójt ma nadzieję, że do rozmowy o konkretach o tym, na ile budowa elektrowni jądrowej zaważy na jakości życia mieszkańców całej gminy i jak ten wpływ będzie można zrównoważyć, dojdzie raczej prędzej niż później.
– Cała gmina jest rozkopana, hektary lasu są już wycięte, ciężki sprzęt rozjeżdża gminne drogi, w Warszawie i w Gdańsku podpisywane są kolejne pozwolenia i decyzje, będzie coraz więcej pracowników, więc czas na to, żebyśmy też już dokładnie wiedzieli, na czym stoimy. Ludzie, tak jak my, czekają na informacje. I przede wszystkim od tego zależy, jaki będzie ich stosunek do budowy elektrowni.
Jarosław Bach, wójt gminy Choczewo
Bożena Szczypior, sekretarz gminy Choczewo, zwraca uwagę, że na razie nie wiadomo nawet, kiedy mieliby zacząć zjeżdżać pracownicy do budowy elektrowni – ani ilu miałoby ich być.
– Tymczasem teraz, gdy prace przygotowawcze na terenie przyszłej elektrowni już się rozpoczęły, ta kwestia staje się coraz bardziej istotna – uważa.
Jarosław Bach uważa, że jeśli już zdecydowano, że elektrownia jądrowa będzie w ich gminie, to on jako wójt ma obowiązek zyskać dla mieszkańców jak najwięcej. I że od tego, co gmina zyska, zależeć będzie stosunek mieszkańców do tej inwestycji.
– Zarówno dla samorządu, jak i dla mieszkańców, wyzwaniem będzie napływ osób, które będą pracowały przy tej inwestycji. Musimy wiedzieć, jak w następnych latach rozkładać się będzie liczba mieszkańców – podkreśla wójt i podaje przykład: – Kanalizacja, dzisiaj nie ma jej prawie połowa gminy!
Wiadomo już, że w rozwiązaniu tej kwestii pomoże porozumienie z Polskimi Elektrowniami Jądrowymi – spółka wybuduje oczyszczalnię, deklaracja w tej sprawie - jak powiedział Jarosław Bach w Radiu Kaszebe, padła na ostatnim spotkaniu z inwestorem.
Budowanie od tyłu
Gmina szykuje się też na budowę nowego osiedla. - Chcemy zbudować je na gminnych 16 hektarach od strony Pucka – mówi Jarosław Bach. - Planujemy, że tam powstanie też hala sportowa, boiska, pływalnia, a przede wszystkim – i to jest dla nas najważniejsze – Centrum Zarządzania Kryzysowego. Bardzo istotna jest dla nas kwestia bezpieczeństwa. Zakładamy, że powstanie tam nowy komisariat policji, siedziba OSP, ośrodek zdrowia. Do tego chcemy, by całe Choczewo było monitorowane.
Na razie w Choczewie nie ma policji – posterunek został likwidowany w 2016 roku. - Mamy nadzieję, że to rozwieje przynajmniej część obaw mieszkańców co do codziennego bezpieczeństwa w gminie – mówi Bożena Szczypior. - Planujemy też budowę nowej szkoły, jest już uchwała Rady Gminy.

Ale spotkana w centrum Choczewa pani Magdalena uważa, że – cokolwiek robiłaby gmina – to i tak ludzie widzą przede wszystkim problemy. – Na przykład zamiast najpierw zrobić dobry dojazd, od razu zabierają się za samą elektrownię - mówi. - Jakby nas tu w okolicy w ogóle nie było. Ta budowa elektrowni idzie po prostu od tyłu.
Na uwagę, że w sierpniu inwestor oddał do użytku wyremontowany mostek na Kanale Biebrowskim, z którego korzystać mają też mieszkańcy turyści, odpowiada: - A ile kilometrów dróg, z których my korzystamy, już zniszczono ciężkim sprzętem? I na razie jakoś nie widać remontów, a ludzi to wkurza. Zresztą na moście teraz jest ograniczenie 2,5 tony. Rzekomo po to, żeby most się ustabilizował. Ale i tak jeżdżą po nim tiry, które jadą do elektrowni.
Zwraca też na to uwagę jeden ze strażaków choczewskiej Ochotniczej Straży Pożarnej: - Zrobiono most, prowadzi przez las do elektrowni, i dalej na plażę. Teraz jest tam znak: ograniczenie 2,5 tony, a wóz strażacki waży 18 ton – mówi. - Do tego inne gminne OSP w powiecie wejherowskim, dalej od nas, dostały takie samo dofinansowanie jak my, ale to przecież my będziemy najbliżej elektrowni.
Co z tymi turystami?
Wśród głosów krytycznych słychać przede wszystkim strach o degradację środowiska.
- Ludzie nie boją się atomu, tylko degradacji regionu żyjącego z turystyki. To jest duży cios dla samego krajobrazu – uważa pani Jagoda z Lubiatowa. - Dzisiaj widok w Słajszewie jest nie do opisania. Ale teraz w tym miejscu ma być kolej, drogi dojazdowe.
Na fejsbukowej grupie „Nie dla dewastacji gminy Choczewo” kilka dni temu pojawiła się mapka z – jak napisali członkowie grupy - projektem nowej trasy rowerowej przez nadmorską Gminę Choczewo:
„Wcześniej rowerzyści podróżując przez te okolice po drodze mijali przepiękne puste plaże, pachnące lasy i zabytkowe dwory – czytamy w komentarzu. - Podczas samej jazdy ich drogę otaczały pomnikowe przydrożne drzewa. Jednak, to jest pomysł władz Gminy na przyszłość tego regionu. Turyści oglądać będą:
- fotowoltanikę na polu
- Planowaną Elektrownię atomową, której budowa będzie trwać 20 lat, żeby potem był to zamknięty teren strzeżony otoczony ogrodzeniem (super atrakcja turystyczna!)
Brzmi to jak żart, szczególnie kiedy zobaczymy jak cennie turystyczna jest ta gmina aktualnie - przed rozpoczęciem przemiany z ,,Naturalnie Pięknej” w przemysłową” - piszą członkowie fejsbukowej grupy.
– No rzeczywiście, nie wiem, czy turyści nadal będą przyjeżdżać – zastanawia się pani Jagoda. - Ja na wakacje przy elektrowni jądrowej bym się nie wybrała. Zresztą już w tym roku przecież turystów jest mniej.

– Bzdura! – oburza się pan Stanisław, przedstawiający się jako mieszkaniec gminy. – Ludzi jest mniej, bo pogoda nie jest wakacyjna! Najbardziej na nie są właściciele domów wynajmowanych turystom. Oni tu nie mieszkają, nie wiedzą co się dzieje, o co chodzi. Sami siedzą w Warszawie, ale na forach protestują, bo boją się o swój biznes! A ludzie i tak przyjeżdżają, bo są ciekawi, jak to wszystko będzie wyglądać.
Jego zdaniem tutejsi ludzie czekają na elektrownię, bo liczą na zarobek nie tylko z turystyki. - Do tej pory nie mieliśmy tu przemysłu, żadnych poważnych firm – mówi. - Mam troje dzieci, żadne nie zostało w domu. Może teraz młodzi przestaną wyjeżdżać.
– Inwestycje brzmią dobrze, ale kiedy wejdą w życie, kiedy to wszystko zacznie działać – zastanawia się kobieta, spotkana pod sklepem w centrum Choczewa? – Za 40 lat? Pewnie już tego nie dożyjemy. A na drodze do plaży nie ma już tylu drzew, co kiedyś. Ale są banery z zielonymi liśćmi, można sobie usiąść i resztę dowyobrazić.
Współpraca: Natalia Maziakowska

























Napisz komentarz
Komentarze