Na stronie fundacji Res Futura, zajmującej się m.in. bezpieczeństwem informacyjnym w środę, 10 września tuż przed godziną 10 pojawił się następujący komunikat: „Atak rosyjskich dronów na terytorium Polski został natychmiast wykorzystany jako katalizator zorganizowanej kampanii informacyjno-psychologicznej. Celem operacji było kształtowanie nastrojów społecznych poprzez eskalację emocji, polaryzację opinii publicznej oraz systematyczne podważanie zaufania do instytucji państwowych i struktur sojuszniczych NATO”. Pan też zauważył wzmożenie rosyjskiej dezinformacji?
Wyraźnie potwierdza się to, co można było pod koniec czerwca tego roku przeczytać w dokumencie „Instytut for the Study of War” o elementarzu kognitywnej wojny rosyjskiej.
Kognitywnej, czyli związanej z poznawaniem, myśleniem, uczeniem się i rozumieniem świata. Jak to przełożyć na działania wojenne?
Tak naprawdę chodzi o to, że Rosja prowadzi wojnę w założeniu, iż można ją wygrać i przegrać w myśli przeciwnika. Obecnie obserwujemy wzrost liczby różnego typu narracji, które sprzyjają Rosji. Pojawiają się, na przykład, stwierdzenia, że działania na terenie Ukrainy „to nie nasza wojna”, zauważamy podsycanie nienawiści do Ukraińców przebywających w Polsce. To jest element tejże kampanii.
Tak naprawdę chodzi nie tylko o samo zwycięstwo na polu fizycznym, ale o osłabienie możliwości obronnych państwa. Im bardziej państwo jest niestabilne za pomocą różnych narracji, platform, tym lepiej dla Moskwy.
Jak rozróżnić, co w przestrzeni medialnej jest skutkiem działania Rosjan? I jak się przed tym bronić?
Przede wszystkim, zwykły odbiorca powinien szukać wiarygodnych źródeł. Nie można, pod wpływem emocji, ulegać chęci udostępniania treści autorstwa różnych domorosłych ekspertów.
Gdzie znajdę takie źródła?
Wiarygodne treści znajdziemy w materiałach tworzonych przez redakcje, które mają również zespoły fact-checkingowe. Dziennikarze powinni się doskonalić w tym zakresie, a my jako Stowarzyszenie Praktyków Transformacji Cyfrowej prowadzimy właśnie teraz takie szkolenia dla dziennikarzy.
Z kolei zwykły odbiorca musi przede wszystkim być ostrożny w tym, co udostępnia, co przekazuje. Pojawiła się masa różnego typu kont, które albo zostały założone z myślą o sianiu dezinformacji, albo są kontami „pożytecznymi”, którzy te treści udostępniają.
W ostatnią środę rano, po pojawieniu się rosyjskich dronów nad Polską, zobaczyłem post na platformie X (dawnym Twitterze) o zamieszaniu w Zamościu. Podawano, że coś tam spadło, wybuchło... Była to nieprawdziwa informacja – ktoś odnalazł to nagranie, zweryfikował i wyszło na jaw, że nie pochodzi ono w ogóle z Zamościa.
Tymczasem my, reagując emocjonalnie na to, co się dzieje, często ulegamy pewnym fobiom, narracjom i chęci podzielenia się informacjami, nie zawsze je wcześniej sprawdzając. Powtórzę – podstawową zasadą jest korzystanie tylko z wiarygodnych źródeł publikujących informacje potwierdzone.
Jakimi metodami posługują się Rosjanie? To jest jakieś szczególnie sprytne, podstępne działanie, czy też prymitywna łopatologia?
Metody są różne – zarówno strategiczne, sprytne, jak i posługujące się tzw. łopatologią. Celem rosyjskim jest wojna kognitywna odbywająca się na różnych poziomach, która wykorzystuje przede wszystkim aparat informacyjny. Jest to kształtowanie procesu decyzyjnego przeciwnika, czyli osłabienie naszej woli działania, dążenie do zmniejszenia chęci przeciwstawienia się Rosji. I tak pojedyncze osoby są rozmiękczane różnymi informacjami, które mają służyć osiągnięciu tego celu.
Na przykład teraz prawdopodobnie pojawią się informacje, które będą podsycane przez kolejne udostępnienia i komentarze, że Polska nie jest gotowa do obrony, że nie ma broni, nie ma systemów do zestrzeliwania dronów. W ślad za nimi zaroi się od opinii typu: „po co w ogóle my się w to mieszamy”, albo sugerujących, że jednak może coś na tej Ukrainie jest nie tak.
Wszystkie te wpisy są elementem strategii informacyjnej, która jest wspierana przez fizyczne działanie. A takim fizycznym działaniem było wypuszczenie kilkunastu dronów, które wleciały w obszar przestrzeni polskiej, a my musieliśmy poderwać samoloty i je zestrzeliwać. Nie możemy jednak lekceważyć faktu, że rosyjska operacja informacyjna obejmuje już wiele dekad i obszarów geograficznych. Ona nie zaczęła się teraz, ona trwa od miesięcy, czyli od napaści rosyjskiej na Ukrainę, czy nawet jeszcze dłużej. Jej elementem jest powtarzanie twierdzenia, że przecież Krym był od zawsze rosyjski, i dlatego właśnie w 2014 roku świat nie zareagował na ówczesne zajęcie półwyspu. Jak widać, wojna, o której rozmawiamy, toczy się na różnych poziomach.
Powinniśmy reagować na tego typu wpisy udostępniane przez znajomych na Facebooku lub na X, czy raczej je lekceważyć?
Najlepszym rozwiązaniem jest przekazanie znajomym, że piszą nieprawdę, i zasugerowanie im, by usunęli te posty. Sam Kreml jest już uzależniony od prowadzenia wojny narracyjnej, kognitywnej. Aby Rosja osiągnęła swoje cele, musi zachęcić dane społeczeństwo do określonego sposobu myślenia. Każde udostępnienie postu, który jest dezinformacją, czy komentowanie go, właśnie temu służy, powodując zwiększanie zasięgów.
Pomijam tu zmieniony przez Elona Muska na X/Twitterze sposób działania samych algorytmów, który sprawia, że wszystkie szokujące informacje łatwiej można zobaczyć, i częściej są przez to udostępniane.
Trzeba zachować zwiększoną ostrożność w sieci?
Kiedy nasze Ministerstwo Obrony Narodowej prosi, żeby nie publikować w mediach społecznościowych zdjęć przemieszczającego się wojska, zastosujmy się do tego. Jeśli z kolei widzimy informację, która sprawia wrażenie niewiarygodnej, albo pojawia się film czy zdjęcie, które wygląda podejrzanie, nie spieszmy się z udostępnianiem. Najpierw poszukajmy tych informacji w wiarygodnych źródłach. Niech będą to prasa, radio, Internet, telewizja, nieważne, jaki podmiot, nie chcę wymieniać nazw. Bardziej chodzi o to, żeby poprzez weryfikację niesprawdzonych treści działać w sposób obniżający napięcie. Podsycanie go przez udostępnianie takich informacji wpływa na osiąganie celów przez propagandę kremlowską.
Jakich celów?
Wojna kognitywna ma spowodować, że społeczeństwo nie będzie gotowe do obrony.
A co my jako Polacy robimy w celu zmiany rosyjskiej narracji?
Na pewno Polska nie patrzy na to bezczynnie. Działają struktury związane z cyberbezpieczeństwem. W ramach MON jest to Komponent Wojsk Obrony Cyberprzestrzeni, kierowany przez gen. Karola Molendę, jest zespół reagowania na incydenty komputerowe CERT Polska, działający w ramach NASK (Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa), są także inne organizacje czy podmioty państwowe.
Trzeba jednak apelować, żeby była to działalność na większą skalę. Brakuje nam tego, co już Ukraina ma, czyli rozumienia, że komunikaty Rządowego Centrum Bezpieczeństwa, które dostajemy SMS-em, czy jakieś inne informacje nie mają nas przestraszyć, tylko uspokoić.
Im jesteśmy bardziej spokojni, tym mamy większą szansę na zwycięstwo w wojnie na umysły?
Właśnie tak. Jeden z internautów na platformie X używał takiego skrótu 3xS, czyli „spokój, sankcje, solidarność”. Chodzi o to, że spokój społeczny jest elementem odporności państwa. Składają się na to zarówno przekazywanie rzetelnych informacji przez państwo, jak i zwalczanie przez nie dezinformacji. A także zachowania obywateli, którzy nie będą przyczyniać się do rozprzestrzeniania fałszywych informacji.
Musimy mieć świadomość, że powstała masa fałszywych profili, nierzadko obsługiwanych zza granicy. I to dzięki nam one tę swoją narrację multiplikują.
























Napisz komentarz
Komentarze