SOR w Gdyni. Jeden z najbardziej obciążonych w Polsce
Karetki tylko w ubiegłym roku przywiozły do SOR-u Szpitala św. Wincentego a Paulo w Gdyni prawie 12 tys. pacjentów. To stawia gdyński SOR, pod względem obciążenia, na 9. miejscu w kraju wśród 246 szpitalnych oddziałów ratunkowych. Na Pomorzu wyprzedza go jedynie SOR w Copernicusie (zaledwie 30 pacjentów rocznie więcej), za nim jest Uniwersyteckie Centrum Kliniczne.
To przeciążenie sprawia, że wielu pacjentom wizyta na SOR-ze kojarzy się źle. Podobnie uważa autor petycji o utworzenie kolejnego oddziału w mieście.
– Nie dosyć jednak, że jest to jedyny SOR w Gdyni, to na dodatek jest to SOR niewydolny, w którym niemal normą stały się braki kadrowe powodujące konieczność przewożenia potrzebujących pomocy pacjentów do innych SOR-ów, zwłaszcza w Wejherowie – twierdzi Piotr Kajut.
– Co ironiczne, decyzja o konieczności przewiezienia potrzebujących pacjentów do innego niż gdyński SOR spotyka się często z uczuciem ich ulgi, a prośby: „tylko nie do Miejskiego”, nikogo już obecnie nie zaskakują. Także informacje ratowników medycznych o przypadkach wielogodzinnego oczekiwania na przyjęcie pacjentów albo otrzymywanych często wiadomościach o wyłączeniach oddziałów gdyńskiego SOR z powodu braków kadrowych i nieobecności specjalistów stały się, choć nie powinny, czymś naturalnym, co przestało dziwić i bulwersować – dodaje.
Gdańsk ma trzy SOR-y, Gdynia tylko jeden
Piotr Kajut następnie przywołuje przykład Gdańska, gdzie sprawnie działają aż trzy SOR-y.
Domagamy się uruchomienia drugiego Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Gdyni! Tylko w taki sposób możliwe stanie się zagwarantowanie mieszkańcom Gdyni, ale także okolicznych gmin należnego im bezpieczeństwa, świadczenia usług na właściwym poziomie. Mamy do tego prawo i będziemy o nie walczyć.
Piotr Kajut / autor petycji o uruchomienie drugiego Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Gdyni
Brak lekarzy. Główny problem
Dr Tadeusz Jędrzejczyk, zastępca dyrektora Departamentu Zdrowia Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego gasi entuzjazm zwolenników powołania drugiego SOR-u w Gdyni.
– Przede wszystkim nie ma tylu specjalistów, by obsadzić kolejny oddział ratunkowy – mówi. – Trzeba by było wszystko zbudować od zera, a to trwa kilka lat.
Dokładniej problem wyjaśnia dr Tomasz Stolarewicz, ordynator SOR-ów w Gdyni i Szpitalu Specjalistycznym w Wejherowie.
– Każdy z nas chciałby, żeby jakość pracy Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Gdyni była jak najlepsza – podkreśla. – Prowadzę ten oddział od początku tego roku jako kierownik SOR. Przez ten czas poczyniliśmy ogromny postęp, jeśli chodzi o jakość pracy Oddziału Ratunkowego, w tym również w kontekście wydłużonego czasu oczekiwania karetki na podjeździe na przyjęcie pacjentów do SOR.
Dr Stolarewicz dodaje, że kolejny SOR, który miałby być otwarty w Gdyni, np. w Szpitalu Morskim im. PCK, borykałby się z tymi samymi problemami, które są w szpitalu św. Wincentego. Budowanie zespołu oddziału ratunkowego jest procesem długotrwałym.
W Gdyni korzystano z zasobów szpitala wejherowskiego, gdzie też budowaliśmy zespół prawie od zera. Dołożenie jeszcze jednego oddziału ratunkowego byłoby niezwykle trudne. Brakuje lekarzy medycyny ratunkowej, innych specjalności, a chętnych do pracy w oddziale ratunkowym nie jest tak wielu. Trzeba wyszkolić pracowników, nakłonić ich do pracy na SOR, pokazując, że nie jest to miejsce patologiczne, tylko prawdziwy oddział, gdzie naprawdę można się wiele nauczyć i wiele dobrych rzeczy robić.
dr Tomasz Stolarewicz / ordynator SOR-ów w Gdyni i Szpitalu Specjalistycznym w Wejherowie
Wąskie gardło interny. Problem z hospitalizacją pacjentów
Następnym kłopotem jest brak płynności w przypadku pacjentów wymagających hospitalizacji, zwłaszcza w oddziałach internistycznych.
– Natłok pacjentów wymagających hospitalizacji przywożonych zespołami karetki pogotowia ratunkowego i brak możliwości przekazania ich do oddziału docelowego powodują, że ci pacjenci długo przebywają w oddziale ratunkowym, blokując nam miejsce – tłumaczy ordynator SOR. – Powstanie kolejnego oddziału ratunkowego wiązałoby się brakiem możliwości obsadzenia dyżurów w SOR, który i tak gromadziłby na innej powierzchni niż oddziały docelowe pacjentów oczekujących na przyjęcie do oddziału interny, chorób płuc, oddziału kardiologii itd.
Problem ten nie dotyczy tylko Gdyni, ale występuje w całej Polsce, zwłaszcza w dużych miastach. Jest on mniej dotkliwy w placówkach powiatowych. Tam, gdzie gęstość zaludnienia jest mniejsza, łóżka internistyczne teoretycznie są bardziej dostępne.
– Niemniej, jak powiedziałem, robimy wszystko, by poprawić jakość pracy, szybkość i możliwość przeniesienia takiego pacjenta – mówi dr Stolarewicz.
Jak poprawić sytuację pacjentów w Gdyni?
Dr Dariusz Nałęcz, prezes Szpitali Pomorskich wyjaśnia, że, tak czy inaczej, trzeba by było podzielić personel pracujący na SOR-ze, by obsadzić dwa oddziały. W dodatku tworzenie SOR-u w placówce, gdzie nie ma kardiologii, neurologii, ortopedii, nie rozwiąże problemu.
Czy jednak jest sens tworzenia kolejnej ortopedii w Gdyni? Ponadto trzeba pamiętać, że obecnie każdy SOR musi mieć własne lądowisko dla śmigłowców. Znalezienie właściwego miejsca, np. w Redłowie, na takie lądowisko byłoby bardzo trudne, budowa trwałaby co najmniej trzy lata, a koszt byłby ogromny.
To jak poprawić sytuację gdyńskich pacjentów? Dr Nałęcz przypomina, że od dawna Szpitale Pomorskie występują do Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego o znalezienie w rezerwie budżetowej środków na remont starej części gdyńskiego SOR i jego rozbudowę. Pozwoliłoby to na utworzenie części pediatrycznej z odrębnym wejściem, a także oddzielenie dzieci od dorosłych.
Gdzie ta izba wytrzeźwień?
Na pewno obciążenie gdyńskiego SOR zmniejszyłoby się po powrocie go Gdyni izby wytrzeźwień (co zresztą obiecywały obecne władze) oraz wydłużeniu czasu pracy, do godz. 20 w dni powszednie oraz soboty i niedziele, ambulatorium chirurgicznego w budynku pogotowia przy ul. Żwirki i Wigury.
Istotne jest również wprowadzenie zmian organizacyjnych na większą skalę.
Współpraca z innymi szpitalami szansą na odciążenie gdyńskiego SOR-u?
– Rozmawiamy z urzędem wojewódzkim, marszałkowskim, konsultantami wojewódzkimi medycyny ratunkowej i chorób wewnętrznych o możliwości zobowiązania placówek nieposiadających SOR do partycypowania w leczeniu pacjentów ostrodyżurowych – twierdzi dr Tomasz Stolarewicz. – Chodzi o jednostki mające miejsca internistyczne, takie jak Uniwersyteckie Centrum Medycyny Morskiej i Tropikalnej w Gdyni. Gdyby więcej pacjentów z SOR-u mogło trafić do UCMMiT na oddziały chorób wewnętrznych, obciążenie Szpitala św. Wincentego a Paulo byłoby mniejsze. Pamiętajmy o tym, że już i tak pacjentów ze św. Wincentego relokujemy do Szpitala im. PCK w Redłowie. Zdarza nam się także wywozić pacjentów do oddziałów oddalonych o wiele kilometrów, nawet na Hel.
– Kolejny problem jest taki, że jednostki ratunkowe w większych miastach mają duże zaplecze diagnostyczno-terapeutyczne. Dlatego pacjenci, którzy teoretycznie mogliby trafić do oddziału ratunkowego w Kartuzach, Lęborku, i tak są przewożeni do ośrodka o wyższej referencyjności, żeby uzyskać potencjalnie najbardziej adekwatną pomoc. W praktyce jednak oznacza to, że pacjenci podejrzewani o udar mózgu, zawał często mają zapalenie płuc, dróg moczowych, sepsę i mogliby być leczeni w ośrodku bez oddziałów specjalistycznych. Jednak droga w drugą stronę już nie działa – dodaje.
To jest ta sama sytuacja, jak z Uniwersyteckim Centrum Medycyny Morskiej i Tropikalnej, czy, np., ze szpitalem MSWiA w Gdańsku – w opinii ordynatora SOR, mógłby on dużo lepiej funkcjonować, gdyby wszystkie szpitale przyjmowały chorych z oddziałów ratunkowych, a mniejsze jednostki, oddalone od miast, pomagałyby diagnozowanym w gdyńskim szpitalu pacjentom wymagającym leczenia na oddziałach internistycznych. Odblokowałoby to miejsce w SOR-ze, na które czeka karetka na podjeździe.
























Napisz komentarz
Komentarze