Na arenie międzynarodowej mamy wojnę, kryzysy migracyjne, przesuwające się granice bezpieczeństwa. W kraju – kłótnie, personalne wojny i nieustanne zarzuty o łamanie prawa, Konstytucji, nielegalność komisji ds. Pegasusa, czy łamanie dobrych obyczajów, a nawet zasad zdrowego rozsądku. Jedni krzyczą, że bronią demokracji, drudzy – że ratują ojczyznę.
Wyborcy już totalnie się pogubili w ocenie tego, co się dzieje. Wielu – niestety – zapomniało, kto zdewastował system sądownictwa w Polsce, kto występował przeciwko Unii Europejskiej i oddalał nas od niej, kto naprawdę ograniczał wolność słowa i między innymi próbował zamknąć jedną z największych stacji telewizyjnych. Wreszcie, kto przejął i upolitycznił media regionalne w Polsce, podporządkowując je politykom. I tak – niestety – jest do dziś, że są one nadzorowane przez spółkę Skarbu Państwa.
Zrobiła to poprzednia władza, a dzisiejsza opozycja, czyli PiS. Ale dzisiaj to PiS robi wszystko, by do władzy powrócić, i odwraca kota ogonem. To politycy tej partii oskarżają obecną władzę o to samo, o co byli oskarżani wtedy, gdy oni rządzili. Czy chodzi o to, by każdy miał rację, a zarazem nikt jej nie miał? By dominowały chaos, dualizm prawny, pomieszanie z poplątaniem? Na to wygląda. To jest polski matrix polityczny.
Na tym tle pojawia się nagła zapowiedź odejścia Szymona Hołowni z polityki. A przecież miał wprowadzić nowy język polityki, miał scalać, zamiast dzielić, miał wnieść spokój i racjonalność do sejmowego zgiełku. Tymczasem odchodzi. Nie tylko z fotela marszałka Sejmu, ale także przywództwa Polski 2050. Oficjalnie, by podjąć misję w ONZ na stanowisku Wysokiego Komisarza ds. Uchodźców. W rzeczywistości zostawia swoich posłów, wyborców i sympatyków w momencie, gdy jego partia balansuje na granicy politycznego niebytu, z poparciem w okolicach 1-3%.
Hołownia, wchodząc do polityki, obiecywał, że nie powtórzy losu Palikota, Petru czy Kukiza. Niestety – powtórzył, choć w innej wersji. Tamci przynajmniej trwali do końca, nawet jeśli kończyło się to groteską. On – choć co chwilę mówi co innego – na razie wybrał elegancką rezygnację z polityki krajowej – ale dla wyborców to wciąż wygląda jak porzucenie.
Co to oznacza dla Koalicji 15 października? Czas pokaże. Być może, paradoksalnie, będzie łatwiej, a koalicja rządząca będzie bardziej scalona i skuteczniej realizująca obietnice złożone w kampanii wyborczej. A może próba wykreowania Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz na nową liderkę i wicepremierkę skończy się kolejnym konfliktem w rządzie, nowym starciem ambicji i nową próbą sił?
Polska polityka nie znosi próżni. Tam, gdzie ktoś odchodzi, natychmiast pojawiają się kolejni chętni do zagospodarowania przestrzeni – czy to w Sejmie, czy w emocjach wyborców. Dlatego, wbrew pozorom, los Koalicji 15 października jest dziś na zakręcie. Wystarczą kolejne nielojalne głosowanie w Sejmie, kolejny konflikt w rządzie, żeby wpaść w poślizg, rozbić rząd i otworzyć drzwi do powrotu PiS – zapewne już w duecie koalicyjnym z Konfederacją.
























Napisz komentarz
Komentarze