Kaszubskie korzenie Marty Żmudy Trzebiatowskiej
Marta Żmuda Trzebiatowska pochodzi z Przechlewa w powiecie człuchowskim na Kaszubach. Tam skończyła podstawówkę, a wykształcenie średnie zdobyła w Liceum Ogólnokształcącym w Człuchowie, co ciekawe, w klasie o profilu matematyczno-fizycznym, do czego namówił ją tata.
– Chyba chciałam udowodnić, że potrafię – opowiadała w Kartuzach. – I udało się, bo zdałam maturę rozszerzoną z matematyki na 6,0! – wspominała z nostalgią.
Pierwsze aktorskie marzenia i początki kariery
Jednak już od dzieciństwa Marta Żmuda Trzebiatowska marzyła, by zostać aktorką, dlatego brała udział w zajęciach kółka teatralnego, a za namową mamy, nauczycielki geografii, zaczęła uczestniczyć w konkursach recytatorskich.
Pamiętam, jak po raz pierwszy tata zabrał mnie do teatru na spektakl „Ania z Zielonego Wzgórza” i to było coś niesamowitego! Śledziłam to, co działo się na scenie, ale też… chłonęłam zupełnie dla mnie nadzwyczajną atmosferę tego miejsca. I już wtedy wiedziałam, że też tak chcę. Marzyło mi się wcielanie w inne postacie, żeby posmakować, jak to jest być kimś innym.
Marta Żmuda Trzebiatowska / aktorka
Debiut i przełomowe role w serialach
Została dostrzeżona przez reżyserów jeszcze na studiach, stąd jej debiut w serialu „Dom niespokojnej starości” w 2005 r. i w tym samym roku rola Jagody w „Magdzie M”. Zagrała tam niezbyt sympatyczną postać, bo zadziornej, zbuntowanej nastolatki, która za wszelką cenę próbuje zdobyć jednego z głównych bohaterów, rozbijając przy tym jego szczęśliwe małżeństwo i rodzinę. Nie zjednała sobie tą rolą sympatii widzów, ale na pewno dała się zauważyć oraz utkwiła w pamięci fanów tego uwielbianego w Polsce serialu.
Serca Polaków i Telekamerę zdobyła za rolę Marty w „Teraz albo nigdy”. To był serial, który podbił polską publiczność, zwłaszcza tę młodszą jej część. Opowiadał o grupie przyjaciół, którzy znają się ze studiów i zaczynają prowadzić własne biznesy oraz kariery.

Sukcesy filmowe i teatralne
Marta Żmuda Trzebiatowska na dużym ekranie główną rolę zagrała w produkcji „Nie kłam, kochanie”, w której była Anią.
– Gdy się urodziłam, podobno miałam mieć na imię Ania, bo przyszłam na świat 26.07., w Anny – opowiadała w Kartuzach. – Jednak moi rodzice zdecydowali, że dużo jest tych Ań w rodzinie, więc dali mi na imię Marta. Jako dziecko miałam o to do nich trochę żal, wolałam być Anią – śmiała się. – Zostałam więc Martą Anną, a na bierzmowaniu wybrałam sobie imię Maria. Tak więc nazywam się Marta Anna Maria Żmuda Trzebiatowska. I tak sobie pomyślałam, gdy otrzymałam rolę w „Nie kłam, kochanie”, że to super, iż w końcu będę mogła być choć przez chwilę Anią.
Życie prywatne i małżeństwo z Kamilem Kulą
Marta Żmuda Trzebiatowska w Kartuzach opowiadała szczerze o rolach, które zagrała, i o życiu prywatnym. Jej mężem jest znany polski aktor Kamil Kula.
– Uważam, że to, że Kamil też jest aktorem, wiele spraw ułatwia. W kwestii zawodowych rozterek rozumiemy się bez słów, bo każde z nas wie, na czym ten fach polega. Jeśli dzwonię do niego, piszę, a on nie odpowiada przez kilka godzin, to wiem, że gra, coś się przedłuża, i wiem, z czym to się łączy. Gdy wraca do domu, pytam tylko: „Było ciężko?”. To działa również w drugą stronę, gdy ja jestem na planie filmu czy serialu. Kamil nie obraża się, gdy nie odbieram telefonu, bo zna to, wie, jak czasami jest – powiedziała.
Może właśnie dlatego są małżeństwem już od 10 lat.
Macierzyństwo i nowe wyzwania zawodowe
– To są dwie różne Marty, ta sprzed dzieci i ta po dzieciach – śmiała się aktorka. – Dzisiaj jestem kobietą spełnioną, mam męża, syna, córkę, i oni są dla mnie priorytetem. Dlatego teraz czekam tylko na role, które naprawdę mnie interesują, nie rozmieniam się na drobne. A tamta dawna Marta? Czasem chciałabym ją po prostu przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze.
Ale to właśnie ostatnie lata, już po urodzeniu dzieci, przyniosły polskiej aktorce dobre, mocne role, jak chociażby w serialu „Kibic”, gdzie musiała się mocno zeszpecić. Jak powiedziała w Kartuzach, to był warunek, żeby otrzymać tę rolę.
Musiałam poświęcić moje długie włosy. Ale to był projekt, w który od początku wierzyłam i nie miałam żadnych wątpliwości, że chcę to zrobić. Powiem więcej, nie boję się upływającego czasu i czekam na to, kiedy wiek odciśnie na mojej twarzy mapę emocji, które przeżyłam.
Marta Żmuda Trzebiatowska / aktorka
Marzenie o roli Wandy Rutkiewicz
Marta Żmuda Trzebiatowska jako Wanda Rutkiewicz? Okazuje się, że dla polskiej aktorki pochodzącej z Kaszub to rola życia.
– Gdy przegrałam casting do tej roli, płakałam, nie mogłam się pozbierać przez dwa tygodnie – opowiadała. – To był rodzaj żałoby po marzeniu, które pielęgnowałam od ponad 10 lat. Wyrzuciłam nawet wszystkie książki, które miałam o tej fenomenalnej kobiecie. Potem mi przeszło, ale powiem wam, że gotowe są podobno dwa kolejne scenariusze, i... tli się we mnie znów nadzieja...
Współpraca z Andrzejem i Xawerym Żuławskimi
Jak się okazuje, to Andrzej Żuławski wybrał sobie Martę Żmudę Trzebiatowską, by zagrała w jego filmie. Nie zdążył z nią współpracować, ale gdy jego syn Xawery podjął się reżyserii „Mowy ptaków”, obsadził aktorkę w roli Jakubcowej i poinformował, że tę rolę zawdzięcza jego ojcu.
Teatr na własnych warunkach
Marta Żmuda Trzebiatowska od kilku lat nie jest już aktorką teatralną. Gdy pojawił się na świecie jej synek, zrezygnowała z etatu w teatrze. Co nie znaczy, że w nim nie grywa. Wciąż występuje w Teatrze Kwadrat w Warszawie, ale… na własnych warunkach.
– Weekendy na zmianę z mężem musimy mieć wolne, żeby być z naszymi dziećmi, i super to u nas funkcjonuje. Po urodzeniu syna nie wyobrażałam sobie nawet, by go zostawić i pójść do teatru na próby czy premiery – mówiła.
Najnowsze role i projekty w 2025 roku
Marta Żmuda Trzebiatowska w 2025 roku gra w kilku głośnych serialach:
- „Kibic”, produkcji Netflixa
- i „Drelich” – nowym serialu TVP.
To duże role, ale to widzowie ocenią, na ile ważne.
Trudne początki w Warszawie i walka z kompleksami
Zapytaliśmy aktorkę o jej kaszubskie korzenie i pierwsze lata w Warszawie.
– Jestem wdzięczna rodzicom, że umożliwili mi start w szkole teatralnej, ale nie od razu czułam się tam dobrze. Mimo pomocy rodziców, musiałam bardzo oszczędzać, na wiele rzeczy nie było mnie stać – wracała do wspomnień polska aktorka. – Dlatego byłam tak szalenie dumna, gdy otrzymałam stypendium naukowe, a chwilę później zaangażowano mnie do kilku seriali. Pamiętam, jak cała szczęśliwa zadzwoniłam do domu, że już nie muszą mnie wspierać finansowo, bo sama sobie radzę.
Aktorka nie ukrywała jednak, że pierwsze lata w stolicy były dla młodziutkiej dziewczyny z małej miejscowości na Kaszubach bardzo trudne.
– Byłam całkiem sama w tej Warszawie i bardzo tęskniłam za domem – kontynuowała aktorka. – Komunikacja w Polsce jest jaka jest, i by dostać się do rodzinnego Przechlewa miałam jeden autobus do Chojnic o godz. 23:50 z Zachodniego. Jechał 7 godzin. Nad ranem byłam w Chojnicach, a potem ktoś z rodziny musiał po mnie wyjechać. 40 minut i byłam w domu.
Jak wspominała Marta Żmuda Trzebiatowska, wśród koleżanek i kolegów na uczelni też nie czuła się początkowo zbyt komfortowo.
– To byli w większości ludzie z miast, więc dość długo mocno odstawałam. Z zakłopotaniem słuchałam, na jakich spektaklach bywali…Miałam wiele wątpliwości, czy droga, którą wybrałam, to to. Na drugim roku, gdy miałam już stypendium i stawałam się samodzielna finansowo, gdy pojawiły się pierwsze propozycje ról, to trochę rozwiało te moje rozterki – dodała.
Duma z kaszubskich korzeni
Aktorka przyznała, że nigdy nie wstydziła się swojego pochodzenia, ale też zbytnio się z nim nie obnosiła.
– Chętnie bym teraz porozmawiała z dziadkiem o tych naszych Kaszubach i dowiedziała się czegoś więcej, bo to on tak naprawdę był takim prawdziwym Kaszubą. Niestety, już go nie ma, i czasem myślę sobie, jak wiele straciłam, nie rozmawiając z nim częściej na te tematy, gdy miałam ku temu okazję. Ale byłam chyba zbyt młoda, by rozumieć, jakie to ważne...
Spotkanie z publicznością w Kartuzach
W Kartuskim Centrum Kultury rozmowę z Martą Żmudą Trzebiatowską w bardzo subtelny sposób poprowadziła Beata Szewczyk. A potem aktorka w pełni oddała się publiczności. Mimo późnej pory, cierpliwie podpisywała autografy, pozowała do wspólnych zdjęć, a nawet wdawała się w ciche, intymne konwersacje.
A jednak coś z tego wychowania rodziców pozostało, bo Marta Żmuda Trzebiatowska nadal jest bardzo ciepłą i nad wyraz skromną osobą.
























Napisz komentarz
Komentarze