Kontrola poselska w Sopocie i ujawnienie danych
W trakcie prezydenckiej kampanii wyborczej w maju tego roku posłowie Dorota Arciszewska-Mielewczyk oraz Kazimierz Smoliński przybyli z kontrolą poselską do Urzędu Miasta w Sopocie. Aby odwrócić uwagę mediów i opinii publicznej od sprawy słynnej kawalerki nabytej na gdańskich Siedlcach w niejasnych okolicznościach przez Karola Nawrockiego, ówczesnego kandydata na prezydenta Polski popieranego przez Prawo i Sprawiedliwość, posłowie PiS chcieli w Sopocie znaleźć „mieszkaniowego haka” na premiera Donalda Tuska. Żadnej „afery mieszkaniowej" w Sopocie nie odkryli, a teraz poseł Smoliński otrzymał upomnienie.
Dlaczego? „Przypadkiem” kontrola poselska posłów PiS była na żywo transmitowana przez prawicowe media. I w trakcie wizyty w urzędzie doszło do ujawnienia danych wrażliwych.
Reakcja prezydent Sopotu i działania UODO
Posłowie przyszli do urzędu z interwencją, co nie jest niczym niezwykłym. Jednak przyszli w obecności mediów i cała akcja była transmitowana na żywo, a następnie była wielokrotnie pokazywana w kolejnych materiałach. Podczas zadawania urzędnikom pytań parlamentarzyści ujawnili dane chronione, podając dokładny adres lokalu i numer księgi wieczystej. W związku z tym, podjęłam decyzję o zgłoszeniu tego faktu do prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych.
Magdalena Czarzyńska-Jachim / prezydent Sopotu
Jak informuje prezes UODO, dodatkowo w trakcie wypowiedzi dla mediów zarejestrowanej przed budynkiem Urzędu Miasta Sopotu poseł Kazimierz Smoliński ujawnił informacje na temat przeszłej domniemanej eksmisji z lokalu komunalnego bliżej nieokreślonych osób fizycznych oraz zameldowania w nim w przeszłości innej osoby (chodzi tu o premiera Donalda Tuska).
Nie można przyjąć, że było to działanie niezbędne. Poseł mógł wykonać swój mandat w sposób nienarażający prywatności osoby, której dane dotyczą. W sprawie tej istotne jest to, że poseł, wykonując swój mandat, jest jednocześnie administratorem danych, które przetwarza. Musi to robić zgodnie z prawem.
Mirosław Wróblewski / prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych
Tłumaczenia posła Smolińskiego
Poseł Kazimierz Smoliński tłumaczył się, że nie wiedział, iż kontrola poselska jest transmitowana na żywo. Fakt ujawnienia danych osobowych zrzucił też na okoliczności i władze Sopotu, które, jego zdaniem, nie stworzyły mu i drugiej posłance odpowiednich warunków do kontroli.
Skąd pomysł kontroli poselskiej w Sopocie? Poseł Smoliński tłumaczył prezesowi UODO, że prowadził ją „na podstawie informacji medialnych”, natomiast w bazie podmiotów gospodarczych CEIDG znalazł pod wskazanym adresem nazwisko osoby, która mogła być powiązana rodzinnie z Donaldem Tuskiem.
Ponadto wyjaśniał, że na ekranie telefonu komórkowego ma przyklejoną specjalną folię ochronną, która uniemożliwia przeczytanie przez postronne osoby wyświetlanych na nim treści. Warto jednak przypomnieć, że dane te poseł… przeczytał na głos w obecności mikrofonów i kamer.
UODO: Dane z CEIDG nie mogą być wykorzystywane niezgodnie z przeznaczeniem
– Fakt, że poseł znalazł dane w CEIDG, nie jest podstawą do ujawniania ich. Baza ta służy transparentności i bezpieczeństwu obrotu gospodarczego, zaś użytkownicy tego rejestru nie powinni wykorzystywać go niezgodnie z przeznaczeniem. Nie można przetwarzać danych osobowych z tej bazy w sposób mogący znacząco wpływać na życie prywatne przedsiębiorców lub osób im bliskich – podkreśla prezes UODO, dodając, że numer księgi wieczystej, pomimo jawnego charakteru ksiąg wieczystych, nie stanowi informacji ogólnodostępnej i uzyskanie go wymaga wykazania interesu prawnego.
Upomnienie dla posła Smolińskiego. Konsekwencje prawne
Stąd, jak argumentuje UODO, „konieczne i zasadne nałożenie było na posła upomnienia, któremu towarzyszy obszerna argumentacja prawna, która pomóc ma w zrozumieniu problemu i naganności naruszenia ochrony danych osobowych”.
Mieszkanie Donalda Tuska. Wyjaśnienia Urzędu Miasta Sopotu
Prezydent Sopotu Magdalena Czarzyńska-Jachim już w maju zaprzeczyła, że Donald Tusk w latach 90. kupił od miasta mieszkanie w „podejrzanych okolicznościach”, jak chcieli sugerować kontrolujący posłowie PiS. Urzędnicy z Sopotu, po analizie dokumentów, potwierdzili bowiem, iż mieszkanie premiera RP, o które pytali posłowie, nigdy nie było w zasobie gminy.
Do 1976 roku lokal należał do Skarbu Państwa, a następnie stał się własnością prywatną.
























Napisz komentarz
Komentarze