Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza

Zeznania wychowawców zabójcy Adamowicza za zamkniętymi drzwiami

– Jak wyjdę, to szybko wrócę, bo ja mam rachunki do wyrównania – tak były współwięzień relacjonował słowa Stefana W., które „zmroziły” jego i innego towarzysza z tej samej celi.
Stefan W.
(fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)
Aktualizacja

godz. 14:50

Pracownica ochrony na WOŚP

22-letnia dziś urzędniczka pocztowa, 13 stycznia 2019 roku [miała wtedy ukończone 18 lat – dop. red.], jak sama mówiła, była już „doświadczoną” pracowniczką ochrony i zabezpieczała finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy na Targu Węglowym, gdzie doszło do zabójstwa Pawła Adamowicza.

Nie ukrywam, że już bardzo mało pamiętam. Tylko takie urywki – powiedziała pytana o zdarzenia z feralnego wieczoru.

Jak wspominała, zaczęła pracę przed imprezą, a potem została ustawiona przy bramkach wejściowych. O zabójstwie, dokonanym na scenie dowiedziała się z rozmowy telefonicznej. Nie widziała morderstwa, bo do sceny była ustawiona plecami.

PRZECZYTAJ TEŻ: Proces zabójcy Pawła Adamowicza. Zeznawał były ochroniarz

Wydaje mi się, że tego dnia, przed wydarzeniami, widziałam oskarżonego. Wydaje mi się, że on przechodził przez bramkę, przy której stałam – mówiła. Wydaje mi się, że on się strasznie rozglądał. Wydało mi się to dziwne, bo wszyscy się pchali, żeby być pod sceną – dodała.

Z odczytanych przez sędzię Aleksandrę Kaczmarek zeznań, jakie dzisiejsza 22-latka złożyła w śledztwie wynikało, że miała ona nieformalnie sprawować nadzór nad ochroniarzami z mniejszym stażem. Jak mówiła imprezę w ramach firmy ochroniarskiej Tajfun zabezpieczało ok. 50 osób. Ona sama miała zaś tego dnia ze współpracownikami pilnować by widzowie WOŚP nie wnosili pod scenę szklanych butelek i niebezpiecznych narzędzi.

Stefana W. miała widzieć ok. 19.20, a więc kilkadziesiąt minut przed jego atakiem na prezydenta.

Ten mężczyzna zachowywał się, moim zdaniem, dziwnie. Nie obserwował sceny, tylko ochronę. Śledził nas – powiedziała o zabójcy do protokołu ponad 3 lata temu. Jestem pewna, że to ten sam mężczyzna – zaznaczyła i  jak mówiła wówczas widziała oskarżonego także już w kajdankach po zatrzymaniu.

PRZECZYTAJ TEŻ: Jest nowy obrońca zabójcy Pawła Adamowicza

Podczas innego przesłuchania, w grudniu 2019 r. relacjonowała, że przed tragedią Stefana W. widziała tylko przez chwilę, gdy „się charakterystycznie rozglądał”.

 Jestem pewna, że to była ta sama osoba – zeznała wtedy.

Dopytywana przed sądem przez prok. Agnieszkę Nickel-Rogowską wspominała, że kolega z ochrony „był w szoku”, bo była to jego pierwsza praca i „myślał, że będzie fajnie”.

 Nie przypominam sobie, żeby ktoś powiedział, żeby sprawdzać ludzi wybiórczo z uwagi na napływ dużej liczby ludzi – mówiła. Jest taka możliwość, że ktoś mógł wejść bez sprawdzenia – przyznała.

Z kolei pytana przez mec. Jerzego Glanca wspominała, że w nietypowy sposób – jak W. zachowywały się także inne osoby np. takie, kóre próbowały przemycić alkohol, zaś wykrywacz metali, według jej relacji, miał tylko jeden z ochroniarzy.

Cały czas się rozglądał, nie patrzył na to, co się działo na scenie, tylko na to, co się działo naokoło – odpowiedziała zaś adw. Pawłowi Knapowi – drugiemu pełnomocnikowi oskarżycieli posiłkowych.

Współwięzień Stefana W.

Prawdziwym przełomem – z punktu widzenia opinii publicznej, nie mającej wiedzy na temat istotnych zeznań „za zamkniętymi drzwiami” nazwać można słowa ostatniego ze świadków, którzy za barierką stanęli 23 czerwca.

Karany (jednak nie za fałszywe zeznania) 68-letni emeryt, z wykształcenia inżynier mechanik, placówki penitencjarne opuścił zwolniony warunkowo w kwietniu 2018 r.

 Stefana poznałem na jesieni 2015 roku w Zakładzie Karnym [ZK] w Malborku. Byliśmy jak to się nazywa w jednej grupie kąpielowo-spacerowej. Byliśmy w innych celach, ale ponieważ mój współlokator pracował jako wydający posiłki, a nie mogłem sam zostawać w celi w czasie wydawania posiłków, więc w tym czasie byłem wyprowadzany do świetlicy albo do zaprzyjaźnionej celi – mówił mężczyzna, a z wypowiedzi wynikało, że była to właśnie cela, w której osadzono późniejszego zabójcę Pawła Adamowicza.  My żeśmy rozmawiali, chodziliśmy razem na spacery. Opowiem o samym momencie pierwszego spotkania bo był on specyficzny – mówił i opowiedział, że W. posiłek spożywał ze ściereczki, siedząc po turecku na łóżku.

PRZECZYTAJ TEŻ: Proces zabójcy Pawła Adamowicza. Komentarze z pierwszej rozprawy

 Zapytałem, czemu nie siądzie do stołu. Stefan odpowiedział, że tak jest przyzwyczajony bo wcześniej był w innym ZK i tak się przyzwyczaił. Potem powiedział, że w tym innym zakładzie czuł się na łóżku bezpieczniej, bo siedział w celi jednoosobowej, gdzie nie było stolika, tylko blat przymocowany do ściany i jak siedział przy stoliku z oparciem, to był plecami do drzwi. Tak opowiadał. I że wtedy był dojeżdżany, maltretowany przez Służbę Więzienną. Był bity. Natomiast, gdy siedział na łóżku, to miał poczucie azylu. Jak siedział na łóżku to widział drzwi i był przygotowany, że ktoś wejdzie. Opowiadał o tym, że był wielokrotnie prześladowany.

Ze Stefanem spotkaliśmy się ponownie w 2017 roku na Przeróbce [półotwarty ZK w Gdańsku – dop.red.] – zeznawał dalej 68-latek. Byliśmy w jednej celi. Tak się zdarzyło. Ja spałem na dole, Stefan u góry, na jednym łóżku. Stefan dość szybko się uczył, był inteligentny. Na początku graliśmy w szachy. Udawało mi się z nim wygrywać, ale po niedługim czasie, już nie miałem szans. Ja chodziłem do biblioteki, przynosiłem książki. Przyniosłem taką książkę „Pszczelarstwo”, którą Stefan się zainteresował. Następnie wziąłem sobie 2 książki radzieckiego arcymistrza „Grać jak arcymistrz” i „Myśleć jak arcymistrz”. Stefan je czytał – zaznaczył.

Dalej odnosząc się do wątku tej gry opowiedział, gdy do więzienia przywieziono innego więźnia odsiadującego wyrok 25 lat, który posiadał „mnóstwem książek szachowych”. Stefan miał z nim przegrać jedną czy dwie partie, a później wygrywać.

Tamten się denerwował, bo przez tyle lat był w więzieniu, wydawało mu się, że znał wszystkie zagrywki.

PRZECZYTAJ TEŻ: Świadek w sprawie zabójstwa Adamowicza... ukrywa się przed policją

Dzisiejszy emeryt szeroko i chętnie opowiadał o współosadzonym, dziś sądzonym za zbrodnię.

Stefan miał dość dużą wiedzę. Kochał Gdańsk. W więzieniu jest takie coś, że trzeba zebrać punkty tzw. wnioski nagrodowe. Było to dość trudne w realizacji, bo większość takich funkcyjnych, służbowych była już pozajmowana – wspominał.

On sam miał zacząć robić gazetkę ścienną i odnotowywać tam święta narodowe, rocznicach powstań. Pisząc o historii Gdańska, złapał wspólny język ze Stefanem.

 Był zakochany w Oliwie, opowiadał o swoich wyprawach na Pachołek – zeznał. Był zawsze zainteresowany tym, co ja robię. Zanim wywiesiłem gazetkę to dawałem Stefanowi do przeczytania i o tym żeśmy rozmawiali. Taki był Stefan w zakładzie.

W zasadzie nie – odpowiedział zaś pytany przez sędzię o to czy w celi prowadzono rozmowy o polityce. Więzienie jest takim miejscem, gdzie w zasadzie nie rozmawia się o polityce.

Dzisiejszy oskarżony 29-latek według relacji współwięźnia nie opowiadał zbyt wiele o napadach na placówki bankowe, za które odsiadywał wówczas 5,5 roku więzienia. Jak wszyscy musiał jednak pokazać innym osadzonym „białko”, czyli dokument z informacją o wyroku, gdzie przeczytać można paragrafy, których dotyczy orzeczenie.

PRZECZYTAJ TEŻ: Zabójca Pawła Adamowicza podpisuje się jako „honorowy obywatel RP”

W ten sposób więźniowie eliminują ze swojego grona skazanych z a 190-206 kodeksu karnego [np. gwałty czy inne przestępstwa seksualne – dop.red.] – tłumaczył. Osadzeni, jak zaznaczył, rozmawiali jednak czasami o swoich doświadczeniach.

W ostatnich dniach listopada 2017 roku zostałem wezwany do pani psycholog. Moje starania o wnioski nagrodowe przyniosły skutek i otworzono mi tzw. program – mówił. 

Wyjaśnił, że w więziennej terminologii T to terapia, Z zwykła, P – program. 68-letni dziś inżynier, dzięki temu, że dostał „P” mógł zacząć wychodzić na przepustki. O tym miał opowiedzieć w celi i zapytać Stefana, czemu skoro siedzi tak długo, nie stara się o przepustki?

Ja od nich nic nie chcę – miał odnosząc się do SW beznamiętnie odpowiedzieć Stefan, którego czekał wtedy jeszcze rok odsiadki. Wy się nie martwcie, ja do was szybko dołączę – dodał według świadka „zmrażając” tym stwierdzeniem jego i innego osadzonego.

Jak wyjdę to szybko wrócę, bo ja mam rachunki do wyrównania. Nie dowiadywałem się co to za rachunki, mogłem się domyślać, bo Stefan miał żal do swojego kuzyna, z którym robił ostatni napad na bank i obwiniał go o to, że zostali złapani. Mówił też wielokrotnie, że musi się zemścić na tym funkcjonariuszu w więzieniu, który go wielokrotnie gnębił. Mówił, że to funkcyjny, że żona funkcjonariusza była pracownicą jednego z banków, które Stefan obrabował. Ta żona miała jakieś nieprzyjemności w związku z tym napadem, jakieś kłopoty ze zdrowiem, a funkcjonariusz w tym początkowym okresie nad Stefanem się znęcał. Mówił, że jak wyjdzie to się zemści. Wyrażanie tego typu zamiarów jest nie na miejscu w więzieniu. Obaj się tym zaniepokoiliśmy razem z tym drugim kolegą. Następnego dnia miałem spotkanie z panią psycholog. Ona mi przygotowała do wyjścia takie szkolenie BHP. Ja jej powiedziałem, że Stefan ma jakiś dół psychiczny, żeby z nim porozmawiała, że takie zachowanie to jest czerwony sygnał, że trzeba Stefnaowi pomóc. Pani psycholog powiedziała, że nie może tego zrobić natychmiast, ale za dzień czy dwa go wezwała – mówił.

PRZECZYTAJ TEŻ: Psychiatrzy zbadają zabójcę Adamowicza, bo nadal milczy. Mówią świadkowie

Dopytywany przez sąd o to co znaczy, że „takich rzeczy nie mówi się w więzieniu”:

W sąsiedniej celi, 10-osobowej dwóch chłopaków się pokłóciło, chyba o papierosy. Jeden z nich wziął zapalniczkę i powiedział, że go [drugiego] spali. Bardzo szybko grupa szybkiego reagowania SW wyprowadziła związanego tego chłopaka, który pstrykał. Bardzo szybko było posiedzenie komisji, zmienili mu grupę – tłumaczył. 

Chodziło o to, że sytuacja została potraktowana jako „groźby karalne”.

Dopowiedział też:

Stefan mógł sobie zaszkodzić. Więzienie jest specyficznym środowiskiem. Ludzie nie wytrzymują izolacji, rozłąki z rodziną. W ZK jest, o czym się mało mówi, bardzo dużo prób samobójczych, samookaleczeń. Więc to są sygnały, na które trzeba reagować. Z drugiej strony trzeba mieć odwagę, żeby tak reagować, bo wszystkie kontakty między osadzonym a administracją są źle odczytywane przez pozostałych więźniów. Takie osoby są uznawane za takie, które donoszą. Trzeba być silnym i zachować element człowieczeństwa i reagować na takie sytuacje. Takie sytuacje się mogą skończyć różnie.

W innym miejscu 68-latek zeznał, że już po tragedii na gdańskim finale WOŚP, funkcjonariusze dopytywali go czy Stefan W. był chory psychiczne i czy brał leki?

Ani w czasie pobytu w Malborku, ani na Przeróbce. Byliśmy razem ponad pół roku, w jednej celi przez kilka miesięcy. Nie zaobserwowałem żadnych zachowań, które by wskazywały na jakąś nierównowagę psychiczną – mówił.

PRZECZYTAJ TEŻ: Świadkowie w sprawie zabójcy Adamowicza: „Wyglądał na chudego, naćpanego człowieka”

Protokoły zeznań składanych w śledztwie pod koniec stycznia 2019 r. wskazywały, że 3,5 roku temu, dzisiejszy emeryt, mówił mniej więcej to samo.

Był bardzo spokojny, pedantyczny uporządkowany – opisywał wtedy Stefana.  Stefan jest dość inteligentny, mimo że nie ma wykształcenia.

Jak wspominał, rozmawiał z przyszłym zabójcą m.in. o Heweliuszu, Fahrenheicie i słynnym gdańskim obrazie Hansa Memlinga „Sąd ostateczny”.

Chodził na tak zwane „Strażnice”. To były spotkania świadków Jehowy, ale to było dosłownie 2 czy 3 razy – wspominał późniejszego zabójcę już z ZK na Przeróbce.  Nie jestem lekarzem, ale z mojej oceny nie wynikało, żeby miał jakieś zaburzenia psychiczne.

Nigdy nie słyszałem z jego ust, żeby mówił coś przeciwko jakiejś partii politycznej – powiedział w kontekście zabójstwa. Miał jednak w sobie gniew na strażników więziennych, którzy mieli go maltretować i zamykać na „dźwięki” – ten termin doprecyzował na prośbę sądu.  „Dźwięki” to jest specjalna cela, która jest wyposażona w przymocowane do podłogi łóżko bez pościeli. Ściany są wyłożone powłokami dźwiękochłonnymi. Do tych cel są zamykani więźniowie, którzy wywołują jakieś bójki albo próby samookaleczenia, ataki na funkcjonariuszy. Są przypinani nago do tych łóżek pasami. Zamykani. Mogą krzyczeć, wołać, nic nie słychać. Są odpowiednie normy, jak długo więzień może tam przebywać. Nie wiem jakie to normy, ale z tego, co wiem, często są łamane.

PRZECZYTAJ TEŻ: W procesie zabójcy Adamowicza zeznawali psycholog i wychowawcy

Inne protokoły nie zmieniły obrazu 29-latka przekazanego przez emeryta.

 Stefan był bardzo uporządkowany, a wręcz pedantyczny – mówił, kiedy indziej i jeszcze raz odnosząc się do wypowiedzi W. o wyrównaniu rachunków zeznał:  Jak padły słowa Stefana to z Tomkiem [współwięzień] zrobiliśmy takie oczy, szczęki nam opadły, ale nie komentowaliśmy tego.

Stefan mówił, że znęcano się nad nim około 1,5 roku – powiedział z kolei pytany przez obrońcę. Mówił, że całymi miesiącami miał nie wyłączane światło, że w nocy były jakieś dziwne kontrole, że zamykanie w celach „tygrysich” [dla szczególnie niebezpiecznych] czy właśnie na „dźwiękach”. Stefan nie mówił jak to przeżywał, że płakał czy coś – dodał.

Na koniec, gdy sąd dopytywał o ewentualne sympatie czy antypatie polityczne oskarżonego, stwierdził:

Ja w dalszym ciągu nie mogę sobie tego ułożyć w głowie, bo nawet to, co wtedy Stefan powiedział – pod koniec 2017 roku, że ma rachunki do wyrównania, nas to zaniepokoiło, ale nie przypuszczałem, że to się może przerodzić w czyn i w dalszym ciągu ja nie mogę tego zrozumieć. Jest to dla mnie abstrakcyjne i irracjonalne.

Wnioski

Wydawało się, że te – jak się wydaje – rzucające nowe światło na postać Stefana W. zeznania zakończą rozprawę. Przed wakacjami pozostał jedynie ostatni, poniedziałkowy termin  27 czerwca 2022 roku. Sędzia Aleksandra Kaczmarek, która na dwóch nieobecnych w sądzie świadków nałożyła kary po 1 tys. zł, zdecydowała się odczytać w całości wnioski, jakie do sądu wpłynęły z aresztu, na kopertach opisane danymi Stefana W., wykonane pismem przypominającym jego, wysłane w połowie czerwca 2022 r.

„Wicepremier do spraw bezpieczeństwa, mąż stanu Jarosław Kaczyński” – sygnowany był dokument o treści: „Wnoszę o natychmiastowe uchylenie aresztu Stefanowi W., ponieważ areszt trwa już za długo. Pan W. jest niewinny, siedzi już ponad 9 lat i ma problemy ze zdrowiem”.

„Ja prezydent RP, Andrzej Duda na mocy Konstytucji RP ułaskawiam Stefana W. od wszystkich przestępstw, ponieważ jest niewinny” – to z kolei zapis treści drugiego z wniosków podpisanego rzekomo przez prezydenta Andrzeja Dudę i zatytułowanego „UŁASKAWIENIE”.

Wcześniej

Przewodnicząca składu orzekającego sędzia Aleksandra Kaczmarek już na wstępie przedostatniej przed wakacyjną przerwą rozprawy dotyczącej zabójstwa Pawła Adamowicza poinformowała o planowanym wyłączeniu jawności w przypadku dwojga wychowawców z zakładów karnych, gdzie 29-letni Stefan W. przed dokonaniem zbrodni odsiadywał wyrok 5,5 roku więzienia za napady na placówki bankowe z atrapą broni. Jak wskazała, na takiej decyzji zaważyć miało to, że opiekunowie wypowiadać się mieli, m.in., na temat zdrowia psychicznego oskarżonego.

– Naruszenie interesu prywatnego musi być realne – argumentował mec. Jerzy Glanc, pełnomocnik rodziny Adamowiczów, będący w sprawie oskarżycielem posiłkowym.

Jak tłumaczył, oznacza to, że „jego naruszenie skutkować będzie poważnymi następstwami dla danej osoby”. Tymczasem, zdaniem adwokata, wychowawczyni, która pojawiła się w sądzie wcześniej w śledztwie, mówiła o swoim 3-krotnym kontakcie z oskarżonym, nie wypowiadała się na temat jego stanu zdrowia psychicznego oraz zastrzegła, że nie miała dostępu do dokumentacji medycznej.

PRZECZYTAJ TEŻ: Trzy opinie ws. poczytalności Stefana W. Skąd w nich rozbieżności? Pytamy eksperta

– Nie można pozbawić opinii publicznej możliwości informowania jej o przebiegu postępowania – przekonywał mec. Glanc i wskazał, że zagadnienie jawności procesu zawsze jest zestawieniem interesów oskarżonego i interesu społecznego.

Przypomniał także, że lekarz, który udzielał po zdarzeniu pomocy lekarskiej Stefanowi W., zeznawał już przed sądem i to nie „za zamkniętymi drzwiami”, chociaż medyk też odnosił się do stanu oskarżonego.

WIĘCEJ NA TEMAT TAMTEJ ROZPRAWY PRZECZYTASZ TUTAJ: Sprawa Stefana W. Przed sądem zeznawali lekarz i policjant

– Sąd nie podziela stanowiska pełnomocnika oskarżycieli posiłkowych – powiedziała sędzia Aleksandra Kaczmarek po krótkiej naradzie z sędzią Agnieszką Kokoszczyńską, również zasiadającą w składzie orzekającym. Zaznaczyła też, że, wbrew temu, co mówił mecenas, zeznania wychowawców odnoszą się do zdrowia psychicznego 29-latka.

Dziennikarze opuścili salę sądową, na której, obok publiczności, złożonej m.in. z aplikantów adwokackich oraz Aleksandra Halla – opozycjonisty okresu PRL i współzałożyciela Ruchu Młodej Polski, na ławie oskarżonych pozostał milczący od początku procesu Stefan W.

ZOBACZ TEŻ: Przed sądem zabójca Pawła Adamowicza zamilkł. Co mówił w śledztwie?

Relację z zeznań dwojga pozostałych do przesłuchania 23 czerwca świadków – o ile ich jawność również nie zostanie wyłączona – przedstawimy póżniej.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama