Ernst Stavro Blofeld urodził się w Gdyni
Jest ucieleśnieniem czystego zła. Początkowo znaliśmy tylko jego głos i widzieliśmy dłoń głaszczącą białego kota. Potem w postać założyciela organizacji Spectre, czyli Widmo wcielali się w kolejnych filmach serii o Jamesie Bondzie: Donald Pleasence, Telly Savalas, Charles Gray, John Hollis, Max von Sydow i Christoph Waltz.
Żaden nie mówił po polsku, chociaż Ernst Stavro Blofeld - przeciwnik Jamesa Bonda, urodził się 28 maja 1908 roku w Gdyni, jako syn Polaka i Greczynki.
W powieści "Operacja Piorun" Ian Fleming - także urodzony 28 maja 1908 roku - opisuje życiorys człowieka, który w kolejnych filmach o przygodach Jamesa Bonda walczy na śmierć i życie z agentem 007.
Blofeld miał polskie obywatelstwo, skończył najpierw Uniwersytet Warszawski, potem Politechnikę Warszawską. Podjął pracę w Ministerstwie Łączności, niecnie wykorzystując zdobyte tam informacje. Czerpał korzyści z giełdy, sprzedawał tajne dokumenty wywiadowi III Rzeszy. Brał pod uwagę także Rosjan i Czechów, ale uznał, że mogą być niewypłacalni. Przed wybuchem wojny, gdy polski kontrwywiad - Dwójka - zaczął deptać mu po piętach, wrócił do Gdyni. Tam zniszczył swój akt urodzenia oraz świadectwo chrztu i na fałszywy paszport wyjechał do Szwecji. Po upadku Polski pojawił się jako uchodźca w Turcji, gdzie wrócił do szpiegowskiej profesji. Widząc już kto zwycięży, zaczął oddawać usługi tylko aliantom. Potem wrócił do własnego nazwiska, stając się osobą szanowaną i bogatą. Wówczas założył Widmo.
Blofeld mógłby urodzić się w każdym innym kraju i innym mieście, gdyby nie Krystyna Skarbek. Ian Fleming był zafascynowany piękną superagentką brytyjskiego wywiadu, z którą miał po wojnie romans. To z jej opowieści (niektórzy historycy twierdzą, że pierwowzorem Blofelda był Stefan Witkowski, postać niejednoznaczna, rozstrzelany w 1942 r. za rzekomą kolaborację z Gestapo) miała zrodzić się postać człowieka bez zasad, z wielką charyzmą i jeszcze większą mściwością.
Komitet
"Tych osiemnastu ludzi, wszystkich wyspecjalizowanych w konspiracji, w czołówce tajnych powiązań i działań, a przede wszystkim milczenia, wyróżniała też jedna podstawowa zaleta: każdy był solidnie kryty" (Ian Fleming:Operacja Piorun).
Oficjalnie w imieniu Komitet Upamiętnienia Ernsta Stavro Blofelda w Gdyni występuje przewodniczący Krzysztof Sampławski. Współwłaściciel hotelu Nadmorskiego w Gdyni, nazwany Numerem Jeden. Klub jest jednak znacznie szerszy, tworzą go ludzie w Trójmieście znani: profesor prawa, profesor medycyny, filmoznawca, podróżnik, adwokat, pisarka i kilka innych, nieco szalonych osób. Podamy nazwiska?
- Komitet organizacyjny nie może być tajny, nawet art. 13 Konstytucja RP zabrania istnienia organizacji, których działalność przewiduje utajnienie struktur lub członkostwa - wyjaśnia profesor prawa, czyli Numer Dwa. - Jednak na razie - wchodząc w konwencję "bondowskich" książek i filmów - pozostajemy anonimowi. Niech kilka zagadek jeszcze zostanie.
Numer Siedem (profesor medycyny) wspomina, że wszystko zaczęło się od przypadku. Na pewnej, organizowanej w Gdańsku konferencji zaprzyjaźnił się z kilkoma osobami. Zaczęli spotykać się prywatnie i wtedy okazało się, że wszyscy lubią Jamesa Bonda.
W pewnym momencie jeden z nich powiedział: - Słuchajcie, ale przecież Blofeld pochodził z Gdyni!
Nasz rodak, który w zbrodniczym geniuszu byłby opanował świat, gdyby nie najsłynniejszy agent w historii popkultury. To fajny temat, daleki od zadęcia, dla osób z dużym poczuciem humoru. Oparty na literaturze i jeszcze lepszej serii filmów. Nie wiem, w ilu tak globalnych produkcjach Gdynia ma jeszcze swoje miejsce. Jeśli nasz pomysł padnie na podatny grunt, to niebo jest granicą. Wyobrażam sobie prequel filmów o Bondzie, pokazujący urodziny i wzrastanie Stavro Blofelda w Gdyni. W końcu w wielu sagach powrót do korzeni był możliwy i spektakularny.
Krzysztof Sampławski / Komitet Upamiętnienia Ernsta Stavro Blofelda w Gdyni
Wówczas ktoś kolejny dodał, że jeśli ktoś tak słynny jak Ian Fleming dał Blofeldowi akurat gdyńskie miejsce urodzenia, to dlaczego na tym nie skorzystać?
- Są różne sposoby promowania Gdyni - podkreśla Krzysztof Sampławski. - W tym przypadku materiałem promocyjnym może być sam Blofeld. Nasz rodak, który w zbrodniczym geniuszu byłby opanował świat, gdyby nie najsłynniejszy agent w historii popkultury. To fajny temat, daleki od zadęcia, dla osób z dużym poczuciem humoru. Oparty na literaturze i jeszcze lepszej serii filmów. Nie wiem, w ilu tak globalnych produkcjach Gdynia ma jeszcze swoje miejsce. Jeśli nasz pomysł padnie na podatny grunt, to niebo jest granicą. Wyobrażam sobie prequel filmów o Bondzie, pokazujący urodziny i wzrastanie Stavro Blofelda w Gdyni. W końcu w wielu sagach powrót do korzeni był możliwy i spektakularny.
Numer Dwa dodaje, że James Bond, jako bohater książek, a zwłaszcza filmów, to istotne zjawisko popkulturowe, które wyszło poza ramy zwykłego zainteresowania czy hobby.
- Czy wie pani, że jest coś takiego jak International Journal of James Bond Studies, recenzowane pismo akademickie, które publikuje interdyscyplinarne teksty naukowe na temat wszystkich aspektów filmów o agencie 007? - pyta. - Przyglądając się temu zjawisku widzimy, że polskich wątków jest w nich mało lub są bardzo głęboko poukrywane. Najmocniejszym akcentem polskim pozostaje postać powracającego - od "Pozdrowień z Rosji", przez "Operację Piorun" aż do "Nie czas umierać" przeciwnika Jamesa Bonda - Ernsta Stavro Blofelda. Uznaliśmy z przyjaciółmi, że jest to poważny powód, by promować Polskę wśród fanów Bonda.
Fani agenta 007 już jeżdżą po świecie śladem przygód swojego bohatera, a turystyka filmowa jest źródłem dochodów dla wielu miast.
Wprawdzie w ostatnim Bondzie ginie zarówno James Bond, jak i Blofeld, ale miłośnicy filmów o przygodach agenta 007 są przekonani, że problem ten zostanie rozwiązany w kolejnym filmie z serii.
Gdynia nie mówi nie
Pomysłów na promocję jest sporo.
Komitet zwrócił się już do rzeźbiarza, prof. Wojciecha Sęczawy z Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku z propozycją przygotowania projektu pomnika Ernsta Stavro Blofelda.
- Na początku propozycję Komitetu przyjąłem z zaskoczeniem- przyznaje prof. Sęczawa. - Potem doszedłem jednak do wniosku, że każdy ma swojego Blofelda. To dobry pomysł i bardzo chętnie zrobię zły charakter.
Profesor przygotował już kilka szkiców. Na jednym z nich, wzorowanym na zdjęciu z Donaldem Pleasence, Blofeld siedzi na fotelu. Profesor mówi, że kształtem fotel przypomina mu motyla, czyli przepoczwarzoną gąsienicę, co symbolizuje kolejne przeobrażenia twórcy Widma.
Jak przedstawić zło w czystej postaci?
- Grymasy na twarzy nie są potrzebne - twierdzi prof. Sęczawa. - Ludzie źli bywają myślący, spekulujący, przewidujący. Choć robią to w złych celach.
Prof. Sęczawa uważa, że Blofeld wykonany z brązu, a jeśli na brąz nie wystarczy, to ze sztucznego kamienia, powinien stanąć w spokojnym, zacisznym miejscu. Na pewno nie na Skwerze Kościuszki.
- Wyobrażamy sobie nawet, że na odsłonięcie pomnika można zaprosić jedynego żyjącego aktora, wcielającego się w postać Ernsta Stavro Blofelda, czyli Christopha Waltza - rozmarza się Numer Dwa.
Gdyński rodowód Ernsta Stavro Blofelda jest nam doskonale znany. Najbardziej znany czarny charakter z filmów o 007 nie tylko się tu urodził, ale też wrócił w 1939 roku, by przed atakiem Niemców na Polskę zatrzeć po sobie wszelkie ślady, paląc kartoteki kościelne dokumentujące miejsce jego urodzenia.
Agata Grzegorczyk / rzeczniczka prezydenta Gdyni
Najpierw jednak powstanie mała rzeźba. Może statuetka?
A jak już statuetka, to czy nie byłoby sensowne w ramach Festiwalu Filmów Polskich w Gdyni ustanowić nagrodę im. Ernsta Stavro Blofelda dla aktora najlepiej odtwarzającego czarny charakter?
No i jeszcze jakaś ulica imienia Blofelda by się w Gdyni przydała. - Otwarci jesteśmy na kolejne pomysły - deklaruje Numer Jeden.- Jak znam aktywność gdynian, zapewne ich nie zabraknie.
Władze miasta nie mówią nie. - Gdyński rodowód Ernsta Stavro Blofelda jest nam doskonale znany - mówi Agata Grzegorczyk, rzeczniczka prezydenta Gdyni. - Najbardziej znany czarny charakter z filmów o 007 nie tylko się tu urodził, ale też wrócił w 1939 roku, by przed atakiem Niemców na Polskę zatrzeć po sobie wszelkie ślady, paląc kartoteki kościelne dokumentujące miejsce jego urodzenia. Wprawdzie w roku 1908, kiedy mały Ernst się rodził, Gdynia jako miasto jeszcze nie istniała, o czym Fleming prawdopodobnie nie wiedział wybierając swojemu bohaterowi miejsce urodzenia. Kto jednak powiedział, że czarne charaktery rodzą się tylko w miastach, przecież mógł równie dobrze przyjść na świat w rybackiej chacie. Tak czy inaczej w Gdyni - Mieście Filmu UNESCO, przychylnie patrzymy na takie pomysły.
Przyciągająca moc zła
Pozostaje jeszcze dylemat moralny - czy wypada czcić wprawdzie fikcyjnego, ale w końcu złego człowieka?
Numer Dwa uważa, że promowanie zła nie jest przesadą.
- Prof. Józef Wójcikiewicz, kierownik Katedry Kryminalistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego przed dwoma laty wydał książkę "Piękno przestępstwa" - twierdzi prawnik. - Pokazuje w niej wymiar estetyczny, pojawiający się po drugiej stronie. Świat nie jest czarno-biały. Spójrzmy chociażby na "Mistrza i Małgorzatę" Bułhakowa i postać Wolanda. Ideał mężczyzny, wymierzającego sprawiedliwość, który powtarza za Goethe „Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro” . A i sam Blofeld, chcący zawładnąć światem, jest personifikacją wielu postaci historycznych.
Profesor Wojciech Sęczawa bez cienia wątpliwości mówi: - Obok dobra zawsze kroczy zło i to daje pewną równowagę. Dobro wymaga bowiem odniesienia.
Literaccy bohaterowie osiągali wielkość, walcząc ze złem. Jak Sherlock Holmes i Moriarty, jak Harry Potter i Voldemort, jak Drużyna Pierścienia i Sauron, Jak Bond i Blofeld. Po drugiej stronie zawsze stał niestrudzony, zbrodniczy umysł. Rywal godny głównego bohatera.
Godny pomnika?
Napisz komentarz
Komentarze