Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza
Reklama

Czy można wybaczyć mordercy brata? Rozmowa z Piotrem Adamowiczem

Chciałbym się dowiedzieć, dlaczego on się zdecydował - jak to uznali bardzo trafnie biegli - na indywidualny zamach terrorystyczny? Jakie były motywacje wyboru ofiary? - mówi Piotr Adamowicz, brat zamordowanego przed trzema laty prezydenta Gdańska.
(fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)

Czy można wybaczyć mordercy brata?

Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa ani prosta. Dlatego, że mamy do czynienia ze zbrodnią, morderstwem, publiczną egzekucją. Nie został nawet jeszcze odczytany akt oskarżenia i nie wiem, kiedy to nastąpi. W tej sytuacji trudno obecnie mówić o jakimkolwiek wybaczeniu. Ale jeżeli miałbym na to pytanie odpowiedzieć wprost, to powiem, że wybaczanie wiąże się z kilkoma, ważnymi warunkami. A te warunki to poznanie pełnej prawdy, przyznanie się do winy, przeprosiny i zadośćuczynienie. Jeśli one będę spełnione, to wtedy można rozmawiać o wybaczaniu.

To już trzecia rocznica. Z roku na rok jest łatwiej?

Może łatwiej niż było na początku, ale nadal trudno. Przed każdą, kolejną rocznicą śmierci Pawła pojawiają się pytania od dziennikarzy, a moim obowiązkiem jest na nie odpowiadać. Stare porzekadło mówi, że czas leczy rany. Tak leczy, lecz z wolna. Przez prawie dwa lata od zabójstwa Pawła starałem się omijać Bazylikę Mariacką, w której złożono jego prochy. Ale już od roku dość często z żoną przyjeżdżamy do Bazyliki na niedzielną mszę. Podobnie jest z sygnałem karetek pogotowia. Jeszcze niedawno słysząc je, reagowałem na nie wręcz alergicznie. To był pewien automatyzm. Słysząc dźwięk karetki, od razu wracało tamto wspomnienie, kiedy tego strasznego wieczoru 13 stycznia 2019 roku jechaliśmy samochodem za karetką, która wiozła umierającego – o czym wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy – Pawła. Reakcja na ten dźwięk też trwała bardzo długo. Teraz jest inaczej.

SPRAWDŹ: Rocznica śmierci Pawła Adamowicza. Gdańsk pamięta o swoim prezydencie

Wkrótce przed rodziną kolejna faza otwierania ran, czyli proces. Z jakimi emocjami czeka pan na proces?

Przede wszystkim czekam na wyznaczenie dat pierwszych rozpraw. Być może, ostrożnie mówiąc, proces ruszy wiosną. Ale do tej pory nie mam aktu oskarżenia i nie wiem, ilu świadków chce przesłuchiwać prokuratura. Nie zapominajmy, że żyjemy w czasach pandemii i wystarczy. że jeden ze świadków zachoruje albo jeden z członków składu sędziowskiego, a sprawa spadnie z wokandy na pewien czas. Ten proces nie będzie więc ani szybki, ani prosty  ani łatwy.

Miał pan wątpliwości, że dojdzie do niego? 

Wątpliwości pojawiły się przed rokiem, kiedy prokuratura zdecydowała się zasięgnąć kolejnej opinii biegłych. Wtedy zacząłem wątpić, czy sprawa w ogóle trafi na wokandę. Przewidując, że kolejna opinia biegłych może być niekorzystna i nie dojdzie do skierowania aktu oskarżenia do sądu, postanowiłem działać. Poprosiłem znajomych lekarzy, mieszkających od lat w Stanach Zjednoczonych o wsparcie. Żeby poszukali psychologów i psychiatrów, którzy mogliby nam podpowiedzieć w jakiej, fachowej literaturze amerykańskiej można znaleźć specjalistyczne artykuły traktujące o podobnych sytuacjach. Czyli o sytuacjach, w których mamy do czynienia z osobą, o której nie wiemy, czy jest chora psychicznie czy też nie. Mieliśmy dużo zastrzeżeń do pierwszej opinii wydanej w Krakowie. Posłużono się tam jakimiś testami, które nie mają racji bytu. Dostałem listę takich medycznych pozycji i byłem gotów ich użyć, gdyby się okazało, że kolejna opinia jest niekorzystna dla wyjaśnienia sprawy.

Mamy do czynienia ze zbrodnią, morderstwem, publiczną egzekucją. Nie został nawet jeszcze odczytany akt oskarżenia i nie wiem, kiedy to nastąpi. W tej sytuacji trudno obecnie mówić o jakimkolwiek wybaczeniu. Ale jeżeli miałbym na to pytanie odpowiedzieć wprost, to powiem, że wybaczanie wiąże się z kilkoma, ważnymi warunkami. A te warunki to poznanie pełnej prawdy, przyznanie się do winy, przeprosiny i zadośćuczynienie.

Piotr Adamowicz / poseł, brat zamordowanego prezydenta Gdańska

Co dla pana będzie najważniejsze i co najtrudniejsze w tym procesie?

Nie odpowiem wprost na to pytanie. Proszę o zrozumienie i wybaczenie. Wyjaśnienie jest proste. Otóż chcę podczas procesu występować w roli oskarżyciela posiłkowego. Oskarżyciel posiłkowy ma prawo do przesłuchiwania świadków tudzież podsądnego. Ma prawo do wnioskowania różnych rzeczy jak, na przykład, uzupełnienie opinii biegłych, ma też prawo do przesłuchiwania i do składania różnych wniosków. Ma wreszcie prawo jeżeli uzna, że wyrok jest niesatysfakcjonujący, do złożenia apelacji. Jeżeli teraz powiedziałbym, co będzie dla mnie najważniejsze, to tak jakbym ujawnił pytania, które będę chciał zadać na sali sądowej. Nie zamierzam dawać tego przywileju zarówno obrońcy Stefana W., jaki i samemu Stefanowi W. Skądinąd wiem, że Stefan W. dość pilnie czyta doniesienia medialne na swój temat i analizuje je. Nie chcę, żeby wiedział wcześniej, o co będę go pytać. Mogę tylko tyle powiedzieć, że chciałbym się dowiedzieć - dlaczego on się zdecydował - jak to uznali bardzo trafnie biegli - na indywidualny zamach terrorystyczny? Jakie były motywacje wyboru ofiary itd.

Chce pan, żeby proces był jawny.

Oczywiście, bo należy obawiać się tego, że ktoś zechce z różnych względów ten proces utajnić. Natomiast ja podtrzymuję swoją opinię, że ten proces powinien mieć bezwzględnie jawny charakter. Gdyż jak podkreślam, była to egzekucja o charakterze publicznym z jasno określonym manifestem politycznym. Świadkami morderstwa były tysiące osób znajdujących się pod sceną Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Gdańsku, a za pośrednictwem telewizji także setki tysięcy nie tylko w Polsce. To była demonstracja i egzekucja publiczna, która wzbudziła szok nie tylko w naszej rodzinie.

Matka Stefana W. na jednym z trójmiejskich portali oskarża pana rodzinę, że rozgrywacie tę sprawę politycznie.

Trudno mi komentować działania matki. Rozumiem nawet jej pobudki. Ona jest, po prostu, matką, która w swoim wyobrażeniu ochrania własnego syna. Ale nie wiem, czy w tym wszystkim to jej rola jest tu ważniejsza, czy jednego z portali, który udziela jej „życzliwie" łamów. Portal ten jest finansowany przez jedną z agend rządowych, a w radzie programowej fundacji, która zawiaduje tym portalem znajduje się jeden z posłów PiS. Trudno więc powiedzieć czy to jest tylko taktyka matki czy może te jej przemyślenia są moderowane w jakiś sposób przez ten portal.

ZOBACZ: Trzeci rok mroku po tamtym światełku do nieba. Zabójca się nie przyznaje, wkrótce proces

To jej decyzja i jej wybór. Dla nas zastanawiający był, na przykład, pewien tytuł jednej publikacji na tymże portalu. Celowo nie wymieniam jego nazwy, żeby go nie promować... Mianowicie brzmiał on mniej więcej tak: "Cudownie ozdrowiony Stefan W. i polityczna sprawa rodziny Adamowiczów". Czytając takie słowa mogę tylko powiedzieć: - Przepraszam bardzo, to wy upolityczniacie. Bo z tego tytułu narracja płynie taka, że biegli nie mają racji, „cudownie" uzdrawiają biednego, chorego Stefana W. i my na portalu się z tym nie zgadzamy. To wy, czyli rodzina upolityczniacie wszystko.

Pośrednią przyczyną tego zabójstwa była mowa nienawiści. Ale wygląda na to, że śmierć prezydenta Adamowicza niczego nas nie nauczyła. Bo mowa nienawiści w polityce eskaluje.

Trzy dni po śmierci Pawła byłem pytany przez dziennikarza czeskiego radia m.in. o to, czy ta śmierć coś w nas zmieni. I wtedy zdecydowanie odpowiedziałem, że według mnie nie zmieni niczego. Był bardzo zdziwiony. A ja przypomniałem mu jak po śmierci Jana Pawła II pokłóceni kibice Cracovii i Wisły Kraków najpierw na uroczystościach żałobnych jednali się, palili znicze i nawet płakali, a po kilku tygodniach znowu zaczęli rozmawiać ze sobą przy pomocy maczet i noży. Takie są realia. I ta mowa nienawiści trwa.

Na jednym z trójmiejskich portali, przy okazji informacji o wycince drzew, ukazał się wpis internauty, który brzmiał mniej więcej tak: Stefanie W. - we wpisie pojawiło się zresztą pełne nazwisko – trochę spóźniłeś się ze swoją akcją, ale i tak wiele rzeczy w Gdańsku uratowałeś. Przecież wiadomo, o co chodzi. Internauta bez szczególnego owijania w bawełnę pochwalał ten mord pisząc co prawda, że za późno ale dobrze zrobił, bo wiele rzeczy uratował.

Co trzeba mieć w głowie, żeby coś takiego napisać? A pan co z tym pan zrobił?

Wiosną ubiegłego roku złożyłem doniesienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa czyli publicznego pochwalania zbrodni zabójstwa, bo mówimy o zbrodni. Zostałem przesłuchany i do tej pory nie wiem, co się dzieje z tym moim zawiadomieniem. Czy prokuratura sprawę umorzyła, czy nadal ją bada? Takich przypadków hejtu jest wiele. 11 listopada w Święto Niepodległości otworzyłem rano internet i na mojej skrzynce mailowej był wyrok śmierci, wydany na mnie przez Polskę podziemną. Inni posłowie z naszego klubu też je dostali. Podobne maile z wyrokami śmierci przyszły do nas kilka tygodni temu z kręgów antyszczepionkowców.

Trzy dni po śmierci Pawła byłem pytany przez dziennikarza czeskiego radia m.in. o to, czy ta śmierć coś w nas zmieni. I wtedy zdecydowanie odpowiedziałem, że według mnie nie zmieni niczego. Był bardzo zdziwiony. A ja przypomniałem mu jak po śmierci Jana Pawła II pokłóceni kibice Cracovii i Wisły Kraków najpierw na uroczystościach żałobnych jednali się, palili znicze i nawet płakali, a po kilku tygodniach znowu zaczęli rozmawiać ze sobą przy pomocy maczet i noży. Takie są realia. I ta mowa nienawiści trwa.

Piotr Adamowicz / poseł, brat zamordowanego prezydenta Gdańska

I co?

Klub złożył zawiadomienie do prokuratury i zobaczymy co dalej. Takie sprawy są „badane" przez prokuraturę w nieskończoność. Chociaż na przykład ustalenie IP nie jest chyba niczym trudnym. I nie powinno zabierać roku.

To wstrząsające kiedy poseł bezradnie rozkłada ręce. Co prawda poseł opozycji ale jednak...

To nie opozycja rządzi państwem. Wiadomo kto rządzi i kto jest ministrem sprawiedliwości czy spraw wewnętrznych. Ci ludzie istnieją, a ja się pytam – co oni robią? I odpowiadam – nic w takich sprawach nie robią. No, może zajmują się zakupami Pegasusa.

CZYTAJ TEŻ: Zabójca Pawła Adamowicza zrezygnował z obrońcy

Polityka pana nie rozczarowuje?

Ze względu na układ sił w Sejmie nie można wiele zrobić. Przykład? Proszę. Zgłosiłem poprawkę do budżetu państwa na 2022, żeby przeznaczyć 850 tysięcy na prace remontowo- zabezpieczające w zabytkowym kościele św. Mikołaja zasłużonych dla Gdańska Dominikanów. Żadne dziesiątki milionów jak dla ojca Rydzyka! I oczywiście posłowie PiS z Pomorza głosowali przeciw. Niewielkie sukcesy czasem przychodzą. W sprzyjających okolicznościach udało się odwołać z funkcji wiceprzewodniczącej Komisji Kultury i Środków Przekazu osławioną posłankę Joannę Lichocką. Po pewnym czasie PiS zgromadził w komisji większość, bo oni specjalizują się w gromadzeniu większości po to, żeby „przepchnąć" wszystko na czym im zależy - przywrócili ją. A to komuś dadzą stanowisko doradcy w banku, a to stanowisko wiceministra, a to dogadają się z trójką „Kukizowców" i tak to wygląda. A to, że państwo gnije, ich nie obchodzi. Zaś czytelnik tygodnika „Zawsze Pomorze" sam się może przekonać jak wygląda Polski Ład w praktyce, widząc paragon za zakupy spożywcze, rachunek za gaz, a niebawem i za prąd, czy zamieszanie z pensjami za styczeń.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama