Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza
Reklama

Trzeci rok mroku po tamtym światełku do nieba. Zabójca się nie przyznaje, wkrótce proces

Teoretycznie mógłbym być zdziwiony, bowiem podczas ostatniego widzenia z klientem, pod koniec grudnia, nic nie wskazywało, że może on podjąć taką decyzję. Oczywiście ma do niej prawo, a my musimy wziąć pod uwagę stan jego zdrowia psychicznego – mówi adwokat Marcin Lipski.
(fot. Renata Dąbrowska/UMG)

Klient to 29-letni dziś Stefan W. miesiąc temu oskarżony o zabójstwo prezydenta Pawła Adamowicza. Zbliża się trzecia rocznica tragedii.

Decyzja dotyczy rezygnacji z usług mecenasa Marcina Lipskiego, jedynego pełnomocnika od października 2020 roku. Wtedy, ze względu na brak zgody z przyjętą przez W. linią obrony, odszedł reprezentujący go niemal od początku, drugi adwokat - Artur Kotulski.

Oskarżony zawsze może wrócić do adwokata z wyboru. Rezygnację (chociaż z mec. Lipskiego był zadowolony) motywował m.in. tym, że nie chce narażać na wydatki rodziny, a jego sprawa jest „prosta". Nowego adwokata 29-latek otrzymał ustanowionego już z urzędu, bo tak stanowi prawo.

- Obawiam się, że rezygnacja z obrońcy będzie odebrana jako celowe działanie Stefana by opóźnić czy przedłużyć proces. To nieprawda – zaznacza, pragnąca zachować anonimowość, matka Stefana W., gdy rozmawiamy, znów w tej samej kawiarni, po prawie dwuletniej przerwie.

PRZECZYTAJ: Czy można wybaczyć mordercy brata? Rozmowa z Piotrem Adamowiczem

I dodaje: - Choć nawet w ostatniej opinii, która dopuszczała sądowy proces, lekarze stwierdzili znaczny stopień ograniczenia poczytalności, to, jak to chory człowiek, syn jest przekonany o swoim zdrowiu psychicznym. Chyba chce na rozprawie opowiedzieć, co go spotkało i jak został skrzywdzony. Wielokrotnie pytał „co ja zrobiłem?". Mówił, że nie pamięta sytuacji ze sceny Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Twierdził, że to nieprawda i nie rozpoznawał się nawet na nagraniu albo przekonywał, że zamiast niego jest tam jakiś podstawiony człowiek.

(fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)

- Cały czas utrzymuje, że tego nie zrobił. Nie przyznaje się do winy – opowiadała o Stefanie W. w dwa miesiące po tragedii, prowadząca śledztwo prokurator Agnieszka Nickel-Rogowska. - Twierdzi też, że świadczące o jego odpowiedzialności za zbrodnię dowody - również nagrania telewizyjne - zostały sfałszowane – zaznaczyła.

W grudniu 2021, po przekazaniu do sądu aktu oskarżenia, prokuratura informuje:

"Przesłuchany kilkukrotnie w toku śledztwa oskarżony Stefan W. nie przyznał się do popełnienia zarzuconych mu przestępstw. W toku postępowania napisał list otwarty do członków rodziny, w którym przeprosił ..." za zabicie dobrego człowieka"."

Zobacz materiał filmowy z akcji ratunkowej podczas finału WOŚP w Gdańsku

Opona

Oponą było serce prezydenta w obrazowym i bardzo nieprzyjemnym porównaniu użytym przez doktora Leonarda Grossa w liście otwartym skierowanym w marcu 2019 roku do prokuratury i Radia Gdańsk. Doświadczony, pomorski specjalista patomorfolog uruchomił wówczas równoległe śledztwo wskazując na rzekome błędy medyków na miejscu zdarzenia.

- W ocenie autora listu akcja ratownicza była prowadzona na scenie Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w sposób nieprawidłowy. Jego stanowisko jest takie, że reanimacja nie powinna być, zwłaszcza tak długo, kontynuowana na miejscu. Prowadziła bowiem do wypływu krwi – tłumaczyła prokurator Grażyna Wawryniuk z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.

SPRAWDŹ: Rocznica śmierci Pawła Adamowicza. Gdańsk pamięta o swoim prezydencie

Porównanie dotyczyło serca – opony, której nie pomoże samo pompowanie bez załatania paskudnych dziur. Odpowiadać mieli medycy. Śledztwo zakończyło się umorzeniem, bo ekspert ocenił, że akcja ratownicza prowadzona była w sposób prawidłowy, zgodnie z obowiązującymi wytycznymi Europejskiej Rady Resuscytacji i prawidłowa była również decyzja o przewiezieniu pokrzywdzonego do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego (bowiem bliżej szpital nie posiadał oddziału Kardiochirurgii i Torakochirurgii").

Do dziś toczy się proces współorganizatorów feralnego finału WOŚP z 13 stycznia 2019 roku w stolicy Pomorza. Zdaniem prokuratury nie dopełnili oni obowiązków w zakresie zapewnienia bezpieczeństwa, a pracownik Gdańskiego Zarządu Dróg i Zieleni oraz dwaj policjanci odpowiedzialni za procedury związane z przygotowaniem wydarzenia, rzekomo nie dopełnili obowiązków służbowych i „narazili uczestników imprezy na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu".

Nóż

W IV Wydziale Karnym Sądu Okręgowego w Gdańsku, wciąż nie został wyznaczony termin pierwszej rozprawy za zabójstwo. Wiadomo jedynie, że w sprawie Stefana W. orzekać będzie skład złożony z sędzi Aleksandry Kaczmarek, sędzi Agnieszki Kokoszczyńskiej i trójki ławników.

Znów oddajmy głos śledczym, którzy na początku grudnia poinformowali o akcie oskarżenia przeciwko, zagrożonemu dożywotnim więzieniem, 29-latkowi.

- W trakcie odpalania zimnych ogni na scenę wbiegł mężczyzna i z bardzo dużą siłą kilkukrotnie ugodził Prezydenta nożem. Następnie grożąc nożem prowadzącemu imprezę zmusił go do oddania mikrofonu, przez który przedstawił się z imienia i nazwiska, i wygłosił oświadczenie, w którym podał motywy swojego zachowania – opowiada o opartych m.in. na nagraniach kamer ustaleniach śledczych na temat działania Stefana W. prokurator Grażyna Wawryniuk z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.

ZOBACZ: Zabójstwo Pawła Adamowicza. Jest oskarżenia przeciwko Stefanowi W.

- Siedziałem niewinny w więzieniu! Platforma Obywatelska mnie torturowała! Właśnie dlatego zginął Adamowicz!- takie słowa Stefan W. wykrzyczał na Targu Węglowym 3 lata temu do widzów „Światełka do nieba".

Później leżał obezwładniony przez ochroniarzy. Został przekazany policji. Miał złamany nos i palec u ręki. Czy już po schwytaniu został dodatkowo pobity i ewentualnie przez kogo – wyjaśnia to odrębne postępowanie. Wcześniej zostało umorzone, ale podobno znaleźli się dodatkowi świadkowie i śledztwo wznowiono.

Enka

Zakończone miesiąc temu, po niemal 3 latach, śledztwo na okoliczność zabójstwa Pawła Adamowicza było krytykowane za opieszałość oskarżenia. Stefan W. był leczony na zdiagnozowaną przez więziennych lekarzy schizofrenię paranoidalną, gdy do grudnia 2018 r. przebywał w jednostkach penitencjarnych, odsiadując wyrok 5,5 roku pozbawienia wolności za napady na placówki bankowe z atrapą broni.

Później śledczy zdecydowali się trzykrotnie sprawdzić jego poczytalność. To od niej zależało czy trafi przed sąd, czy na leczenie do zamkniętego ośrodka. Nieoficjalnie wiadomo, że pierwsza diagnoza biegłych psychiatrów wskazywała na pełną niepoczytalność mężczyzny dokonującego zbrodni, druga – na ograniczoną. Prokuratura zdecydowała się iść do sądu po trzeciej - również wskazującej na wątpliwości w sprawie zdrowia psychicznego 29-latka, jednak dopuszczającej proces.

(fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)

Głos oskarżenia:

- Stefanowi W. zarzucono popełnienie przestępstw dokonania zabójstwa Pawła Adamowicza w zamiarze bezpośrednim z motywacji zasługującej na szczególne potępienie oraz przestępstwa zmuszenia groźbą innej osoby do określonego zachowania. Obu przestępstw oskarżony dopuścił się w warunkach powrotu do przestępstwa, przed upływem 5 lat od odbycia kary pozbawienia wolności orzeczonej prawomocnym wyrokiem za przestępstwa rozboju z użyciem niebezpiecznego narzędzia – relacjonuje za wysłanym do sądu w grudniu aktem oskarżenia, rzeczniczka prasowa gdańskiej „Okręgówki".

- To, co zrobił mój syn było aktem czystego szaleństwa. Stefan od tej pory, czyli od 3 lat, przebywa w pojedynczej celi oczekując na proces, co jeszcze potęguje chorobę. Wcześniej, od czerwca 2013 roku do maja 2015 r. również przebywał w odosobnieniu w Areszcie Śledczym w Gdańsku, jako tzw. „enka", czyli więzień szczególnie niebezpieczny. Trafił do izolatki wyłącznie ze względu na wysoki wyrok. To wówczas, w izolacji, zaczął słyszeć głosy i widzieć głowy wychodzące z telewizora. Pod koniec 2015 r. w szczecińskim areszcie, gdzie go przeniesiono, zdiagnozowano schizofrenię paranoidalną. Nie orzeczono jednak przymusowego leczenia i po jakimś czasie przestał przyjmować leki, a choroba się pogłębiała – opowiada matka osadzonego z Aresztu Śledczego w Gdańsku. - Zdarzało mu się wtedy twierdzić, że jest kosmitą, słyszeć głosy, opowiadać jak cofa się w czasie albo jest śledzony. Po śmierci prezydenta pytał mnie, czego właściwe dokonał, płakał i mówił, że żałuje, a dziś nie przyznaje się do winy. To również ewidentne objawy szaleństwa. Zdaję sobie sprawę, że moje dziecko resztę życia spędzi zamknięte w więzieniu albo szpitalu, ale nie zgadzam się na upolitycznianie tej tragedii. Sprawą Stefana powinni zajmować się psychiatrzy, nie politycy – przekonuje.

Podkreśla też, że pojawiające się w mediach teorie na temat rzekomej inspiracji czy wręcz zlecenia zabójstwa, są „niedorzeczne".

- Zanim wyszedł z więzienia poszłam na policję i ostrzegałam, że może być niebezpieczny i potrzebuje leczenia. Już na wolności nie miał nawet telefonu komórkowego. Chciałam mu kupić, ale mówił, że nie potrzebuje. „Po co mi telefon?". „Chcę mieć z tobą kontakt". „Jak będziesz chciała to przyjedziesz".

Media

Media są obecne w tej sprawie cały czas. O rezygnacji 29-latka z adwokata w mgnieniu oka poinformuje Gdańsk Strefa Prestiżu, Zawsze Pomorze, TVN24, Gazeta Wyborcza, Onet czy TVP.

- Były osoby, które dopatrywały się zrównywania przeze mnie tragedii rodziny Adamowiczów z tragedią mojej rodziny - mówi matka Stefana W. - To są dwie zupełnie inne tragedie. Ja naprawdę nie chcę ich w żaden sposób porównywać. Cierpienie nie ma skali porównania. Jest bólem. Kto, choć przez chwilę cierpiał, w jakiś sposób na pewno mnie zrozumie i tylko o to mi chodzi, o zwyczajne ludzkie zrozumienie człowieka przez człowieka. Może za dużo chcę? - pyta i dodaje: - Ja nie chcę litości tylko odrobiny człowieczeństwa w obliczu tragedii jaką przeżywam jako matka, której syn zabił człowieka i jako matka, której 29-letni syn siedzi w więziennej izolatce.

(fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze) 

Goście

Z relacji matki Stefana W. wynika, że w ciągu minionych 3 lat spędzonych przez niego areszcie w pojedynczej celi dla „enki", głównie na gdańskiej Kurkowej, miał on stany depresyjne, kiedy był milczący i osowiały. Przeplatały się one z fazami pobudzenia i słowotoku, gdy trudno było wychwycić liczne wątki jego wypowiedzi. Od mniej więcej pół roku Stefan W. ma odmawiać przyjmowania leków.

CZYTAJ TEŻ: Zabójca Pawła Adamowicza zrezygnował z obrońcy

- To absurdalne, ale twierdzi, że tak doradził mu lekarz. Chciałam wnioskować, by za zgodą dyrektora jednostki dokwaterować do jego celi innego osadzonego. Myślałam, że to pomoże, ale syn się na to nie zgodził. Podczas widzenia we wrześniu czy październiku na początku w ogóle mnie nie zauważył i dalej jakby rozmawiał ze sobą. Mówił, że ma towarzystwo, gości, bo przychodzą do niego ludzie i się z nim spotykają. To spotkania, które istnieją tylko w jego głowie. Opowiadał, że odwiedził go prezydent Adamowicz i rozmawiali. Nie powiedział o czym, a ja wtedy, na widzeniach w areszcie, nie mogłam go o to zapytać, bo miałam zakaz poruszania wątku jego sprawy karnej. Zawsze głosowałam na Pawła Adamowicza. To był prezydent, który miał mój głos – wspomina kobieta, mniej więcej po godzinie rozmowy.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama