Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Traktat o rozpakowywaniu artysty, czyli tatuaż w galerii

Chciałbym po prostu stać się takim Robertem Makłowiczem sztuki. Sądzę, że potrzeba nam narracji, która nadałaby sztuce więcej dostępności - mówi Filip Ignatowicz. Jego wystawę "Traktat o rozpakowywaniu sztuki" możemy oglądać w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie
Filip Ignatowicz
Filip Ignatowicz

Autor: Aleksandra Hewelt

Muszę zacząć od performansu, którym zaskoczył pan gości wernisażu. Na oczach wszystkich dał się pan wytatuować. Na dodatek tatuaż zainicjował pana Mistrz malarz, prof. ASP - Henryk Cześnik. 

Tego wieczora współpracą z profesorem Cześnikiem zaskoczyłem nawet kuratorkę Mariolę Balińską, bo było to preludium do głównego performansu, na które byliśmy umówieni. Zwyczajnie, nie mogłem się oprzeć. Nie jest to pierwszy raz kiedy staję się żywym podobraziem dla mojego Mistrza i przyjaciela. Rysował po mojej lewej ręce już w 2021 roku właśnie jako rejestrację do działania artUNBOXING, to rodzaj rozpakowania sztuki, z tym że rozpakowania na własnej skórze i na stałe. Drugi raz podczas wystawy kuratorowanej przez Roberta Florczaka w Galerii SFINKSa. Wtedy także przy kooperacji z Piotrem Wyrzykowskim, od którego mam wzór na prawej ręce. Każdorazowo tatuował Adam Orzeł Nijaki. W PGS pierwotnie miał być tylko jeden tatuaż, ale kiedy zobaczyłem Henryka, pośród absolutnie licznej widowni, to poprosiłem go, żeby szybko napisał na moim przedramieniu słowa TUTTO PASSA.

ZOBACZ TEŻ: Tatuaż na ciele artysty, czyli nieoczywista wystawa w PGS

Z włoskiego: wszystko mija. 

To hasło bardzo łączy się z tym drugim wzorem, który jest utopijną i naiwną deklaracją wiary w lepsze jutro. Tutto passa znaczy, że każda zima kiedyś musi ustąpić. Żyjemy obecnie w czasach niezwykłych napięć geopolitycznych (prawie drugiej zimnej wojny), wojny tuż obok, cierpienia i ludobójstwa na Bliskim Wschodzie. Marzy mi się, by to wszystko już minęło. Ten podstawowy, zaplanowany wzór tatuażu, który także został na mnie utrwalony w galerii, to kontur serduszka od niemieckiego artysty Maisona Hefnera. We wnętrzu serduszka nabazgrane są słowa: FOR A WORLD WITHOUT WAR, czyli dla świata bez wojny. Na początku bestialskiej agresji Rosji na Ukrainę zrobił on rodzaj akcji, w której udostępnił swój rysunek do wytatuowania każdemu, kto wpłaci równowartość 50 euro na rzecz Ukrainy. W ten sposób zebrał blisko 4 tysiące euro, a osoby, które wzięły udział w tej akcji tak naprawdę stały się częścią działania partycypacyjnego - żywego rysunkowego pomnika na skórach. Sądzę, że to coś ważnego. Dzisiaj wydając nasze pieniądze lub bojkotując miejsca, w których moglibyśmy je wydać, w pewien sposób głosujemy na świat jutra - dokładnie tak jak wrzucając głosy do urny na wyborach. Tutaj zagłosowałem za dziecięcym marzeniem o wersji świata, w której wojna jest przeszłością. Tatuowanie stało się rodzajem performatywnego rozpakowania przeze mnie kolejnego dzieła sztuki innej osoby. Widzowie podczas wernisażu mogli w zasadzie dokonać tego samego, igieł w gotowości było więcej.

Jakoś nikt się nie kwapił… Swoją wystawą zadaje pan pytanie: Jaką rolę pełni sztuka w czasach bezrefleksyjnego konsumpcjonizmu? Ktoś z przybyłych do PGS już panu na nie odpowiedział?

Relacja kultury i konsumpcji frapuje mnie od lat. Sam jestem żywym przypadkiem HOMO CONSUMENSA i dziecka popkultury. Dlatego poniekąd zadaję takie pytanie sam sobie i znajduję też okruchy odpowiedzi. Od widza przybywającego na wystawę wolę jednak dowiedzieć się co sztuka robi z nim. Ponieważ chciałbym, żeby to od tego zaczynała się dyskusja. Przestańmy szukać klucza jedynej możliwej odpowiedzi - jak w szkole, a podyskutujmy o naszych różnych wrażeniach i zastanówmy się, skąd się one biorą. Przestańmy odrabiać lekcję, sztuka to nie sprawdzian albo wypracowanie z języka polskiego. Musimy na to spojrzeć inaczej. Od widzów tej wystawy nie oczekuję zatem odpowiedzi, a patrząc z perspektywy internetowej i postawy YouTubera - jaką w zasadzie przyjmuję, zażartowałbym, że wolałbym subskrypcję kanału i follow na Instagramie (śmiech).

Dąży pan do upowszechnienia sztuki. - „Jestem gotów, by stać się awatarem dostępu do sztuki” – to pana słowa. Co to znaczy?

To trochę moje i nie moje słowa, ponieważ na podstawie analizy moich kilkudziesięciu stron notatek, wraz z analizą stylistyczną manifestów futurystów, dadaistów czy surrealistów, zostały one po prostu wygenerowane przez model sztucznej inteligencji. Mimo wszystko w jakiś sposób się pod nimi podpisuję, bo rzeczywiście sądzę, że sztuka współczesna bardzo często się hermetyzuje i odcina od odbiorców. Dlatego najczęściej to hasło, jak i obraną przeze mnie strategię, tłumaczę za pomocą analogii czy metafory, w której mówię, że chciałbym po prostu stać się takim Robertem Makłowiczem sztuki. Sądzę, że potrzeba nam narracji, która nadałaby sztuce więcej dostępności. Wydaje mi się, że vlogowa formuła, język memów, które pojawiają się na wystawie jako instalacja złożona z 52. telefonów, i poczucie obecności sprawiają, że ekspozycja w PGS dostępna jest albo do dostępności aspiruje. Walczę o to podczas każdego oprowadzania autorskiego, których zaplanowaliśmy naprawdę sporo, a wśród nich najwięcej dla młodzieży, co szalenie mnie cieszy. Udostępnianie swojego wizerunku w internecie to też droga do awataryzacji własnej osoby - robię to, bo mam poczucie jakiejś misji przyciągnięcia ludzi do kultury. Otwierając sztukę za nich, przed kamerą, mogę pokazać ją z każdej strony i stworzyć iluzję żywego z nią kontaktu, dlatego koncept awatara wydaje mi się trafny. Jednocześnie akceptuję tzw. cringe, który za tym idzie. Podczas otwarcia wystawy zacytowałem nie myśl zaczerpniętą z filozofii sztuki czy antropologii kultury, a wers rapera Quebonafide: “jestem marketingiem i nieśmiesznym memem”, co wydaje mi się wyraźnie diagnozować część intencji mojego pokazu.

Ekspozycja w PGS to np. ogromna instalacja z kartonów, ale też dmuchany materac z wizerunkiem Cindy Sherman czy dzieło Marcela Duchampa. Jaki jest klucz do oglądania tej nieoczywistej wystawy?

To tak naprawdę dwie wystawy w jednej. Użycie około marketingowego hasła „2 w 1” czy konsumpcyjnego języka superoferty nie jest tu przypadkiem. W PGS sala wystawowa na drugim poziomie dzieli się na parter i antresolę. Taki podział przestrzenny stanowił jasną wskazówkę do konstrukcji samej ekspozycji, w której poza własnymi realizacjami chciałem także wyeksponować sztukę przeze mnie rozpakowaną. Pomysł ten przypadł do gustu mojej kuratorce, jak i pani dyrektor PGS - Eulalii Domanowskiej. Moje dzieła prezentowane są na dole. To podsumowanie około dziesięcioletniego działania artUNBOXING. Prezentowane tam prace stanowią próbę przełożenia na język galeryjny i wystawienniczy moich przemyśleń oraz tego, co robię w internecie. YouTube wraz ze swoimi użytkownikami wygenerował różne gatunki video. Jednym z takich formatów jest unboxing, w którym to jakaś osoba przed kamerą otwiera paczkę i testuje lub recenzuje konkretny produkt. Najczęściej są to nowinki techniczne - telefony komórkowe, tablety i kamery, albo ekskluzywna moda w postaci butów, torebek i innych. Na potrzeby doktoratu badałem relację sztuki i produktów, weryfikując czasami bardzo cienką granicę pomiędzy jednym i drugim. W pewnym momencie jako twórca chciałem postawić między nimi znak równości. Uznałem, że gatunek unboxingu jest idealnym językiem, zrozumiałym dla tak zwanych digital natives i absolutnie bliskim współczesnemu odbiorcy. W miarę nagrywania moich video - performansów do słowa unboxing dodałem przedrostek „art" i zorientowałem się, że montowane przeze mnie odcinki nie tylko weryfikują status sztuki, ale posiadają zabawne walory popularyzatorskie, albo nawet edukacyjne, choć to słowo jakoś trudniej przechodzi mi przez gardło. Wszystkie z moich eseistycznych wystąpień można obejrzeć zdalnie i za darmo na YouTube lub wchodząc na www.artunboxing.com. Na wystawie zaś na ich bazie buduję multiplikowaną instalację prezentującą kakofonię przekazu internetowego, pokazuję przeniesione w idealnej skali studio (pracownię), gdzie nagrywam swoje epizody. Prezentuję też marynarkę post-performatywną, a także tytułowy traktat o rozpakowywaniu sztuki wygenerowany na podstawie moich notatek, a czytany przez wirtualnego klona mnie, do tego tworzę instalację ze wszystkich zebranych przez lata kartonów, w których zamawiałem dzieła. 

Powstała z nich wieża ma blisko 4 metry wysokości…

A i tak nie użyłem wszystkiego, co mogłem. Jest jeszcze foto-ścianka, cykl zdjęć prezentowanych na bannerach (roll-up’ach) reklamowych, na których jestem sportretowany z poznanymi art-celebrytami. Do tego dwa cykle malarskie. Są to atrapy przemalowanych w skali 1:1 na specjalnie spreparowanych płótnach t-shirt’ów z nadrukami związanymi ze sztuką. Te obrazy wywiesiłem na wieszakach, widzowie dopiero podchodząc do nich orientują się, że to malarstwo, a nie ubrania. Podobnie jest z przemalowanymi w dużej skali dokumentami dotyczącymi logistyki sztuki. W tej serii znajdują się faktury, listy przewozowe…

Czy też korespondencja z urzędem celnym…

Który w pewnym sensie zażądał ode mnie odpowiedzi, czym jest sztuka… Kiedy to zamawiałem obrazek od Damiena Hirsta. A moja próba zdefiniowania jej funkcji chyba nie przypadła im do gustu, bo otrzymałem ogromne cło do opłacenia (śmiech). Pokazuję też ready -mades w postaci opakowań z puzzlami Boba Rossa i dzieła sztuki możliwe do zakupu w IKEA, wszystko to przypięte pasami do wózków transportowych jakby dopiero co wjechało do galerii i nie zostało jeszcze rozpakowane. I to właśnie w ramach tego rozpakowywania przez lata okazało się, że działalność, którą uprawiałem jako performans do kamery i akcję internetową, której intencją była demokratyzacja sztuki, sprawiła, że stałem się kolekcjonerem z przypadku, a może w efekcie ubocznym. Uznałem, że nie mogę tych rzeczy trzymać w jakiejś prywatnej kapliczce sztuki, a przy okazji własnej wystawy chcę w pewnym sensie wykuratorować mini pokaz tego, co zebrałem. Dlatego nie jest to pokaz ideowy czy tematyczny, a jedyny klucz do zrozumienia tego zbioru to tłumaczone z angielskiego hasło: Wszystko co nie zostało zachowane, będzie utracone. Choć brzmi jak jakaś maksyma jest to komunikat, który stał się wiralem internetowym, bo okazuje się, że to tylko trywialna informacja otrzymywana przez użytkowników konkretnej konsoli do gier po wyjściu z ustawień nie zapisując dokonanych zmian. Dla mnie to hasło interpretacyjnie pokazuje, że ja w prezentowanym zbiorze widzę jakiś sens, wartości godne zachowania, narracje warte przekazania innym. To właśnie próbuję zrobić. Powstały zestaw także gros sztuki i osób uprawiających twórczość, które po prostu mnie inspirują i napędzają.

Ta wystawa to też konfrontacja z pana mistrzami. Jaka byłaby pana sztuka, gdyby nie oni?

Pewnie skupiona tylko i wyłącznie na moim przeżyciu wewnętrznym. Myślę, że to doświadczenie dotykania sztuki innych osób sprawia, że jestem bardziej empatyczny. Sztuka to język, który daje nam lustra w postaci dzieł. Możemy się w nich przejrzeć i dowiedzieć się więcej o sobie i o świecie. To działanie z kolei uwrażliwia. Może dlatego ostatnimi czasy bardziej wolę pracować wspólnie niż właśnie konfrontować się. Kiedyś miałem w sobie sporo sportowej gonitwy i czułem dużą rywalizację dookoła. Dzisiaj chyba jest inaczej, dlatego z uśmiechem próbuję przyciągnąć ludzi do świata sztuki i jestem wdzięczny za wszystko, co spotkało mnie po drodze. Gdybym nawet chciał tę wdzięczność wyrazić to lista osób będzie bardzo długa. Na tę wdzięczność zasługuje też wielu mistrzów i mistrzyń, zarówno są to osoby, które poznałem jak i ci, których znam tylko z historii sztuki. Na niektórych takich mistrzów właśnie się powołuję, bo to przecież Robert Rauschenberg niegdyś stworzył własne dzieło wymazując rysunek wielce rozpoznawalnego już wtedy, Willema de Kooninga. To dla mnie precedens i casus, który stanowi podwaliny mojego video-performatywnego przejęcia prac, które otwieram przed kamerą stając się właśnie autorem ich rozpakowania. Rauschenberg wtedy zniszczył, żeby stworzyć, ja nie idę tak daleko, znalazłem własną autonomię w kontekstach online’owych gatunków i performatyki internetowej.

Wystawa czynna w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie do 21 kwietnia.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama