Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza
Reklama

Jest bardzo duże niebezpieczeństwo odejścia od linii UE

Polacy już w wyborach w 1989 roku wypowiedzieli się za zmianą ustroju w Polsce w kierunku demokracji i wartości europejskich – mówi dr Marzenna Guz-Vetter, ekspertka Team Europe Direct, była dyrektor Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce
Jest bardzo duże niebezpieczeństwo odejścia od linii UE
Marzenna Guz-Vetter: Wydaje mi się, że kwestie światopoglądowe jak i dotyczące klimatu, dotyczące polityki gender, praw osób LGBTQ, będą w tej chwili miały coraz mniejsze znaczenie z uwagi na konieczność skoncentrowania się na wzmocnieniu gospodarki Unii

Autor: Fot. Dominik Paszliński | gdansk.pl

Czy Unia Europejska jest bardziej wspólnotą wartości, czy jednak wspólnym rynkiem?

Wydaje mi się, że obecnie jest jednym i drugim. Została wprawdzie stworzona po II wojnie światowej przede wszystkim jako wspólnota gospodarcza, ale też z dużą ambicją bycia projektem pokojowym, a więc z pewną otoczką światopoglądową, moralną, poszanowania pewnych praw. Późniejsze traktaty europejskie: Maastricht w 1993, Amsterdam w 1997, Nicea w 2001 i w końcu Traktat Lizboński w 2009 roku, systematycznie rozszerzały pola różnych obszarów życia, gdzie Unia Europejska miała coraz więcej do powiedzenia. Było to też spowodowane m.in. upadkiem komunizmu i perspektywą przyjęcia nowych członków z Europy Środkowo-Wschodniej. Ale wiązało się też z coraz większymi oczekiwaniami w państwach członkowskich – jeśli chodzi o politykę regionalną, o politykę społeczną, o kwestie dotyczące zwalczania bezrobocia oraz wspierania przez Unię Europejską określonych obszarów w ramach funduszy unijnych. Tego przedtem w tak dużej skali nie było. 

Te wspólne wartości są dziś zresztą rozumiane bardzo szeroko. Polityka klimatyczna Unii, na przykład, to jest pewna wartość, która wykracza poza klasyczny „dekalog”, ale wyraża ona obawy podzielane przez bardzo wielu obywateli, obawy związane z zagrożeniem klimatycznym dla naszej planety.

Czyli można zaryzykować twierdzenie, że doprecyzowanie katalogu wspólnych wartości w kolejnych traktach w jakimś sensie wynikało z lęku przed nowymi państwami członkowskimi? Przed tym, że wartości, które na zachodzie Europy są ugruntowane od dawna, nie są jeszcze na tyle powszechne i trzeba przypilnować, żeby kraje postkomunistyczne wiedziały, czego się od nich oczekuje?

Zdecydowanie tak. Upadkowi komunizmu towarzyszyła euforia w państwach Europy Zachodniej, wywołana tym, że kraje naszego regionu same się wyrwały z dyktatu Związku Radzieckiego. Ale też bardzo szybko przyszły obawy, czy nowa sytuacja nie doprowadzi do zalania unijnych rynków pracy migrantami z Europy Wschodniej. Ile to będzie kosztować? Czy „stara” Europa na tym nie straci? I stąd też sformułowano kryteria kopenhaskie: stabilność instytucji gwarantujących demokrację, praworządność, prawa człowieka oraz poszanowanie i ochrona mniejszości. Do tego sprawnie funkcjonująca gospodarka rynkowa i wreszcie zdolność do przyjęcia na siebie wymogów członkostwa, czyli przyjęcie prawa europejskiego. Tego przecież nie było przy poprzednich poszerzeniach o Austrię, czy o Grecję. I te kryteria właściwie do dzisiaj obowiązują. Również wobec państw, które chcą do Unii przystąpić.

Marzenna Guz-Vetter  Fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze

Coraz częściej słyszymy, zwłaszcza od eurosceptyków z Europy Środkowej, takich jak Orban czy Kaczyński, że prawa mniejszości są forsowane kosztem praw większości. Ostatnio Jarosław Kaczyński jeździ po kraju i alarmuje, że zakaz mowy nienawiści godzi w prawo do wolności słowa.

To, co mówi Kaczyński lub inni eurosceptycy, to jest zdecydowanie nieprawda. Oni wyłapują pewne bardzo nośne medialnie kwestie, jak na przykład to, że rzeczywiście Unia Europejska stara się o to, by podjąć określone kroki kontrolne uniemożliwiające szerzenie mowy nienawiści. Tu chodzi przede wszystkim o media społecznościowe, ale umówmy się, to nie jest w rękach Komisji Europejskiej. To są głównie firmy amerykańskie lub chińskie i Komisja Europejska nie ma właściwie możliwości wpływania na to, co się tam pojawia. Tymczasem takie treści, kontrowersyjne lub nawet graniczące z mową nienawiści, napędzają biznesy tych firm. 

Gdyby internet i media społecznościowe posługiwały się bardzo grzecznym, sympatycznym językiem w duchu kryteriów kopenhaskich, czy poszanowania Karty Praw Podstawowych, to ludzie po prostu przestaliby scrollować, a wielkie koncerny typu Google, Facebook, Instagram straciłyby na znaczeniu. Natomiast praktycznie Unia Europejska nie jest w stanie niczego zakazać, jedynie może uwrażliwić obywateli i rządy UE na ten problem.

Kaczyński w tym wypadku nie atakuje Unii, tylko rząd Tuska, który zamierza wprowadzić przepisy, umożliwiające karanie osób wypowiadających treści homofobiczne. Ale chodziło mi o coś bardziej generalnego: sytuację, w której populiści z Europy Środkowo-Wschodniej, powołując się na bliżej nieokreślone „tradycyjne wartości” obowiązujące jakoby w ich krajach, kwestionują prawo Unii do oceny rozwiązań prawnych na poziomie krajowym. Nie jest to zresztą problem wydumany. Zdarza się przecież teraz słyszeć ze strony środowisk lewicowo-liberalnych twierdzenie, że prawo do przerywania ciąży ze względów społecznych, to jest prawo człowieka. I że Unia powinna to prawo zagwarantować wszystkim obywatelom, a przede wszystkim obywatelkom krajów unijnych.

Podnoszenie kwestii dotyczących praw mniejszości, zwłaszcza mniejszości seksualnych, nasiliło się w ostatnich latach, co jest związane z pewnym trendem globalnym. Po prostu coraz więcej tego typu osób ujawnia swoją tożsamość, stąd silny lobbying i parcie na to, żeby ich prawa mocno odnotować w dokumentach unijnych. Kwestie te bywają punktem spornym. 

Komisja Europejska, powołując się na obowiązującą od 2009 roku Kartę Praw Podstawowych, która zabrania dyskryminacji m.in. ze względu na orientację seksualną, ukarała Polskę wstrzymaniem funduszy strukturalnych, dlatego że kilka gmin w Polsce przyjęło uchwały, że będą „strefami wolnymi od LGBTQ”. Taka decyzja Komisji byłaby w przeszłości niewyobrażalna. 

Moim zdaniem zresztą poszła ona za daleko. Kara była niewspółmierna do przewinienia: cała Polska została ukarana z powodu tych kilku gmin, które takie uchwały podjęły. W efekcie mamy ogromne opóźnienia w przekazywaniu funduszy strukturalnych, idących w dziesiątki miliardów euro. Przy okazji można też zwrócić uwagę na pewne skrzywienie, czy dysproporcję ze strony Brukseli i państw Europy Zachodniej, jeśli chodzi o traktowanie własnych błędów, a traktowanie przewinień państw Europy Środkowo-Wschodniej. Weźmy na przykład to, co robi premier Włoch Giorgia Meloni, reprezentująca partię mającą w swoich szeregach odłam neofaszystowski. Planuje ona zmiany w konstytucji, które mają jej zapewnić możliwość bezpośredniego wyboru. Ściśle kontroluje też media państwowe. O tym zaczęto mówić właściwie dopiero teraz, w kontekście wyborów do Parlamentu Europejskiego i widocznego zwrotu chadeków ku prawicy. Uwagę zwraca silne poparcie dla Meloni ze strony przewodniczącej Komisji, Ursuli von der Leyen, która z Meloni bardzo się ostatnio zbratała. Najwyraźniej kalkulacje wyborcze są silniejsze niż wartości: bez wsparcia ze strony partii Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, do której – notabene – należy też PiS, wybór von der Leyen na następną kadencję może okazać się bardzo trudny. 

Mówiła pani o wstrzymaniu wypłaty funduszu strukturalnego dla Polski. Jeszcze głośniejsze było wstrzymanie wypłat z Krajowego Funduszu Odbudowy. Tu z kolei powodem było naruszanie praworządności przez poprzedni rząd. PiS i Suwerenna Polska, twierdziły, że kwestionowanie rozwiązań prawnych przyjętych demokratycznie, narusza naszą suwerenność. To też swoisty konflikt wartości.

Unia Europejska miała jak najbardziej prawo użyć wszelkich środków i sankcji, żeby tę kwestię postawić na porządku dziennym. Artykuł drugi traktatu o Unii Europejskiej, że Unia Europejska opiera się na wartościach poszanowania godności osoby ludzkiej, wolności, demokracji, równości i państwa prawa. A państwo prawa oznacza niezawisłość sądów. W tym wypadku zmiany, które wprowadziło w sądownictwie Prawo i Sprawiedliwość: naruszenie trójpodziału władzy, podważanie niezawisłości sądów, jak też zmiany w Trybunale Konstytucyjnym, były działaniem nie tylko wbrew zasadom na jakich opiera się Unia Europejska, ale też polska Konstytucja. Ci, którzy głosowali na Prawo i Sprawiedliwość, głosowali na pewien program tej partii. Nie było w nim mowy o tym, co PiS zamierza zrobić, jeśli chodzi o praworządność w Polsce. Stąd moim zdaniem argumentu o suwerenności nie możemy tutaj użyć. Tym bardziej, że Polacy już w wyborach w 1989 roku wypowiedzieli się właśnie za zmianą ustroju w Polsce w kierunku demokracji. A częścią systemu demokratycznego jest właśnie poszanowanie państwa prawa, podział władzy i niezawisłość sądów.

A które wartości unijne są, pani zdaniem, obecnie najbardziej zagrożone?

Demokracja. Świadczy o tym rosnące poparcie dla partii prawicowych i populistycznych w wielu państwach Unii Europejskiej, w tym w Niemczech i Francji. Można oczekiwać, że przełoży się to na wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego, który będzie miał silną grupę posłów eurosceptycznych lub nawet wrogich projektowi Unii Europejskiej. To jest bardzo duże niebezpieczeństwo odejścia od linii, którą Unia Europejska kierowała się przez ostatnie kilkadziesiąt lat. Sytuacja Polski pokazuje, jak trudno jest przywrócić demokratyczne normy. Po ostatnich wyborach, przy obecnej władzy, wracamy do praworządności. To jednak bardzo skomplikowane zadanie, ponieważ – mówiąc skrótowo – bardzo trudno jest przywrócić łamaną przez 8 lat władzy PiS praworządność, nie łamiąc… praworządności.

Drugim zagrożeniem jest moim zdaniem kwestia stosunku do wojny w Ukrainie. Partia Victora Orbana jawnie sympatyzuje z Rosją, systematycznie blokując pomoc dla Ukrainy. W tym przypadku podważana jest kolejna wartość Unii Europejskiej – solidarność z państwami, które walczą o wolność, walczą o demokrację. 

Mamy w Unii Europejskiej art. 7 Traktatu, który pozwala na wyłączenie danego państwa z podejmowania decyzji w Unii Europejskiej, jeżeli właśnie tego typu wartości są podważane i jeżeli łamane są zasady państwa prawa. W przypadku łamania praworządności w Polsce ani Węgrzech do tej pory nigdy tego nie stosowano, ponieważ każde państwo ma tu prawo weta. I w tej sytuacji rząd PiS mógł zawetować takie wykluczenie dla Węgier, a Węgry zawetowałyby wykluczenie PiS z podejmowania decyzji. Natomiast teraz mamy inną sytuację. Zwycięstwo Platformy Obywatelskiej szalenie wzmocniło pozycję Chrześcijańskiej Demokracji w Unii Europejskiej i w Parlamencie Europejskim. Dlaczego więc nikt nie ma na tyle odwagi, aby ten artykuł 7 zastosować w tej chwili do Węgier?

Szczególnie, że za chwilę może być za późno, bo kto wie, jak będzie się kształtować układ sił po tych najbliższych wyborach. A czy wyobraża sobie pani, że ktoś może zostać w ogóle wyproszony z Unii Europejskiej za nieprzestrzeganie wspólnych wartości?

Traktaty na to nie pozwalają. Można wyjść z własnej woli, jak to zrobiła Wielka Brytania, ale wyrzucić nikogo z Unii Europejskiej nie można. Wątpię jednak czy ktoś pójdzie w ślady Brytyjczyków. Prawdopodobnie chęć pozostania w europejskim klubie, otrzymywania dalej funduszy strukturalnych, czy rolnych doprowadzi, już po wyborach do Parlamentu Europejskiego, do pewnego umiarkowania tych partii, które głoszą dziś antyeuropejskie hasła. Nawet w grupie Tożsamość i Demokracja, do której należy m.in. prawicowa partia Marine Le Pen, ostatnio ogłoszono, że nie chcą mieć w tej frakcji Alternatywy dla Niemiec z uwagi na prohitlerowskie slogany, które były tu i ówdzie wypowiadane przez kandydatów AfD do Parlamentu Europejskiego. Nie wiadomo też, gdzie znajdą się posłowie węgierskiego Fideszu. Wątpię, żeby weszli do partii Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, gdzie jest PiS. Giorgia Meloni raczej na to nie pozwoli, ponieważ w tej chwili warunkiem non plus ultra współpracy w głównym nurcie Unii Europejskiej jest właśnie poszanowanie rządów prawa, ale też wspieranie Ukrainy, czyli polityka antyrosyjska. Tak sformułowała to szefowa Komisji, von der Leyen. Na to będzie zwracana na pewno bardzo duża uwaga. 

Jeśli chodzi w ogóle o rozwój Unii, to wydaje mi się, że kwestie światopoglądowe jak i dotyczące klimatu, dotyczące polityki gender, praw osób LGBTQ, to wszystko będzie w tej chwili miało jednak coraz mniejsze znaczenie z uwagi na konieczność skoncentrowania się na wzmocnieniu gospodarki Unii, jej konkurencyjności oraz unijnej polityki obronnej. To będą na pewno największe wyzwania. Jeśli im nie sprostamy, przestaniemy się liczyć jako gracz na rynkach globalnych.

Partnerem cyklu jest Komisja Europejska

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

A coś w tym dziwnego? 31.05.2024 23:18
Skoro forsuje się pustosłowie kryjące interesy, a nie prawa mniejszości, to co się dziwić obronnym reakcjom. Kto da się dobrowolnie ujeżdżać i kneblować...??!

załamka 31.05.2024 12:57
Rozmowa głuchego ze ślepym o kolorach...

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama