Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Nadmiarowe straty. Prof. Ewa Graczyk polemizuje z prof. Stefanem Chwinem

Publicyści-humaniści, którzy interwencyjnie wypowiadają się w kwestiach publicznych powinni kierować się przykazaniem Hipokratesa – przede wszystkim nie szkodzić. Odzywam się, bo mam głębokie przekonanie, że wywiad, którego prof. Stefan Chwin udzielił tygodnikowi „Zawsze Pomorze”, jest bardzo niedobry. Niedobry w sensie zarówno literackim, pisarskim, jak i etycznym.

W rozmowie z Ryszardą Wojciechowską ceniony pisarz nie tylko opisuje nasze polityczne i społeczne położenie jako zupełnie beznadziejne, ale sam poprzez swoje wypowiedzi beznadziejność nadmiarowo produkuje.

CZYTAJ: Stefan Chwin: Mamy w Polsce 7 milionów sobowtórów Jarosława Kaczyńskiego

W wywiadzie ciągle powraca zwrot Chwina: „dawniej, kiedyś było inaczej”. Tego rodzaju fraza  sugeruje konserwatyzm autora, idealizowanie przeszłości, jednak stopniowo orientujemy się,  że zwrot ten do niczego nie odsyła, autor nie buduje żadnej pozytywnej wizji przeszłości. Fraza „kiedyś było inaczej” ma charakter natręctwa językowego, Chwin wyraża w ten sposób swoją irytację obecnym stanem rzeczy.

Zarazem jednak, mimo braku pozytywnej wizji przeszłości, Chwin jest niewątpliwie konserwatystą, bo jak wielu heteroseksualnych białych mężczyzn z klasy średniej nie dostrzega i nie analizuje swojej uprzywilejowanej pozycji i formułuje swoje sądy jako jedynie oczywiste, spychając na margines (a najczęściej w ogóle nie zauważając) członków i członkinie naszego społeczeństwa, którzy są inni niż on. Konserwatyzm Chwina ma charakter inercyjny i jako ideowa zawalidroga utrudnia osobom odmiennym - kobietom, osobom nieheteronormatywnym, młodszym, biedniejszym, niebiałym, z niepełnosprawnościami, mniej wykształconym - odnalezienie własnej reprezentacji w języku i w życiu społecznym.       

Trudno polemizować z tezami Chwina, bo autor nie wypowiada ich wystarczająco wyraziście, warto natomiast przeciwstawić się sposobowi, w jaki Stefan Chwin używa swojego warsztatu pisarskiego i retorycznego. Gdy czytamy wywiad stajemy się coraz bardziej bezradni, narasta w nas – w nas, to znaczy w tych, którzy pragną społecznej zmiany - jałowa irytacja.

Spróbuję więc, najkrócej jak się da, opisać, co jest dla mnie nie tak z językiem, z retoryką Stefana Chwina.

Pisarz konsekwentne unika wszelkich nieco bardziej skomplikowanych wyjaśnień. Tych, o którym mówi, niezmiennie nazywa „ludźmi”, prawie nigdy nie konkretyzuje ich położenia społecznego. Rozrzuca po całym wywiadzie liczne sprzeczności, dowolnie posługuje się słowem „wolność” (zresztą nie tylko nim), używa stałych, takich samych wyrażeń, do opisywania bardzo różniących się od siebie zjawisk.  

W szalonym zdaniu Chwina siedem milionów dzisiejszych Jarosławów podaje ręce tłumowi Kaczyńskich otaczających Mieszka I. I w przeszłości, i w teraźniejszości było i jest tak samo, nic się w sytuacji Polski nie zmienia - po co trudzić się, po co rozróżniać, „wszak i tak zginiemy w zupie”.

Prof. Ewa Graczyk

Wiele sformułowań Chwina ma skrajnie ahistoryczny charakter. I tak na przykład na pytanie Ryszardy Wojciechowskiej „Pan rozumie, dlaczego mimo bardzo wichrzycielskich sześciu lat rządów, PiS ma nadal 30-procentowe poparcie?” Chwin odpowiada:

„(…) Myślę, że PiS to partia, która ma największe poparcie w Polsce od czasów Mieszka I, także dlatego, że jest rdzennie polska. To znaczy duża część Polaków jest dokładnie taka sama jak Jarosław Kaczyński. Mamy 7 milionów sobowtórów Jarosława Kaczyńskiego, którzy głosują na Jarosława Kaczyńskiego. A podglebie do tego przygotował Roman Dmowski i Narodowa Demokracja oraz Kościół, sympatyzujący z tym ugrupowaniem, proponując nie tylko program – państwo katolickie i opiekuńcze – ale także ofertę godnościową.”

Ten właśnie fragment, ta odpowiedź Chwina – wyeksponowana w tytule wywiadu - szokuje najbardziej. Pomińmy złowieszczy zwrot „rdzennie polska”… dalej nie jest wcale lepiej. Odpowiedź Chwina szokuje z każdego właściwie punktu widzenia, najbardziej jednak uderza gładzizna śmiałej syntezy, zarówno w jej aspekcie teraźniejszym, jak i historycznym - lecimy w dół bez trzymanki. W szalonym zdaniu Chwina siedem milionów dzisiejszych Jarosławów podaje ręce tłumowi Kaczyńskich otaczających Mieszka I. I w przeszłości, i w teraźniejszości było i jest tak samo, nic się w sytuacji Polski nie zmienia - po co trudzić się, po co rozróżniać, „wszak i tak zginiemy w zupie”.

Wiem, że Chwin zamierzał powiedzieć, iż nurt endecki w polskiej historii pozostaje bardzo trwały, ale wyraził się najnieszczęśliwiej, jak się tylko da. Ta okropność nie jest przypadkowa, bo w całym wywiadzie pisarz nieustannie niweluje odmienności i różnice, konsekwentnie pomija wszelkie partykularyzmy i konteksty historyczne – tak jak wspomniałam, w tekście istnieją tylko „ludzie”, tylko przepaść pomiędzy tym, co było kiedyś, a tym co jest teraz.  

Chwin symetryzuje wszelkie spory i stanowiska: „Na wolność powołują się dzisiaj wszyscy: prawicowcy i lewicowcy, nacjonaliści i liberałowie, kobiety i mężczyźni, feministki i antyfeministki, dorośli i dzieci, wierzący i ateiści, kościół i jego przeciwnicy. Dawniej tak nie było”. Czytając tego rodzaju zdania, nie wiem, czemu zaprzeczać najpierw, a czemu potem.

W innym fragmencie oznajmia: „We wszystkich sferach propaganda polityczna jest ostra po obu stronach”. Choć trudno zaprzeczyć, że również po stronie liberalnej i lewicowej (dla mnie - naszej) pojawiają się wypowiedzi propagandowe, to jednak nie są one jedyne, natomiast partia władzy przemawia do społeczeństwa potężną tubą TVP, wyłącznie w trybie propagandowym i manipulacyjnym.

Ciąg dalszy wywodu Chwina jest nadal dziwny, choć zarazem banalny. Jak zwykle „ludzie” „(…) mają mocne poczucie własnej suwerenności. I bardzo ich denerwuje to, jeśli ktoś im coś dyktuje. Szczególnie wtedy, kiedy uważają, że nie ma on racji”. Zwróćmy uwagę, że profesor stosuje zabieg, który nazywano kiedyś „paleniem głupa”, pisze przecież o obecnych, bardzo brutalnych relacjach władzy. Ci (i te), którzy nie chcą słuchać (tego, kto nie ma racji), to strajkujące kobiety, zrozpaczone środowiska LGBT+, poniżane nauczycielki, udręczeni medycy, to zagrożona lex Czarnek młodzież szkolna wychodząca na ulice w strajkach klimatycznych. Przypominam: ci, co nie mają racji, a dyktują swoją wolę, nazywają się Jarosław Kaczyński, Zbigniew Ziobro czy Ryszard Terlecki.

Chwin obsesyjnie powraca do schematyzmu swoich zdań i poglądów, w innym miejscu znów pisze: „Kiedyś o nią [wolność] walczono. I mało kto uważał ją za naturalne prawo każdego. Dzisiaj jest inaczej. Wszyscy uważają, że prawo do wolności jest czymś najnaturalniejszym na świecie. Jestem wolnym człowiekiem. Nikt mi nie będzie mówił, jak mam żyć. Nikt nie ma prawa wtrącać się do mojego życia. (…) Dawniej tak nie było”. Jako feministka powinnam być zadowolona, że sławny pisarz tak łatwo przeskakuje od życia prywatnego do działalności publicznej, ale robi to tak, że dla nikogo  nic z tego nie wynika.

Chwin nie tylko trwale postrzega położenie Polski, i jak się domyślam, całego świata, jako beznadziejne, ale on bezwyjściowość w swoim tekście dodatkowo wytwarza, zarażając tym czytających. Jego schematyzacje, uproszczenia, uśrednienia, ujednolicenia, kołyszą nas do ciężkiego depresyjnego, snu.

Prof. Ewa Graczyk

W pewnym momencie Chwin przechodzi nagle, bez żadnego przygotowania, do opisu sytuacji na gdańskiej uczelni: „Mamy do czynienia z młodzieżą szczególną, ze studentami polonistyki na uniwersytecie, a to są ludzie mądrzy i poważni”. Ci „ludzie mądrzy i poważni” to w ogromnej większości dziewczyny, studentki filologii polskiej, gdyby profesor miał to w żywej pamięci, to może w innej części wywiadu nie wyrokowałby apodyktycznie: „w Polsce każdy (…) wybuch przeradza się potem w spokojną apatię. I Strajk Kobiet też się zupełnie rozpłynął”.

„Spokojna apatia”? Gdy ojciec pobije dziecko, to stan skrzywdzonego określimy jako „spokojną apatię”?  

Bunt kobiet rozpłynął się bez śladu? Te mądre i poważne (dlaczego poważne? – siłą strajków był nieskrępowany, szyderczy śmiech wyrażony w setkach haseł i memów) dziewczyny, w większości uczestniczki protestów, porzuciły swoje przekonania i gniew w nich wygasł? A może ich studencka dojrzałość wiąże się z tamtym doświadczeniem?

Chciałabym zatrzymać się nad jeszcze innym fragmentem, który wzbudził mój szczególny niepokój: „Kiedyś powszechną była opinia, że szczepienia to błogosławieństwo. Autorytet lekarza, profesora medycyny był oczywisty. A teraz to wszystko prysło. Ludzie mówią dzisiaj: jestem wolny, więc mam prawo wyboru. Mogę się szczepić, lub nie. Jedni lekarze przekonują mnie, że mam się zaszczepić, drudzy żebym tego nie robił. Ale to ja mogę sobie wybierać, kogo mam słuchać. I połowa Polaków wybiera dzisiaj autorytety antyszczepionkowe. Wielu ludzi uważa, że być wolnym to właśnie samemu wybierać sobie autorytety. Żadnym autorytetem nie jest też dla nich władza”.

Jak zawsze uogólnione „kiedyś” przeciwstawia się równie mitycznemu „dzisiaj”, jedni „ludzie” mówią tak, a inni inaczej. Pamiętajmy jednak, że jeszcze w drugiej połowie XIX zdecydowaną większość polskiego społeczeństwa stanowili analfabeci, nie tak przecież dawno temu Prus opisywał śmierć w chlebowym piecu dziecięcego bohatera swojej noweli, leczonego przez znachorkę. Zarówno w przeszłości jak i w teraźniejszości zachowania i poglądy osób kształtowało i kształtuje wiele czynników: klasa, dostatek albo nędza, rasa, gender, wykształcenie i religia. Dla wielu środowisk przeszłości autorytet lekarza nie był wcale oczywisty.  

Jednak w wypowiedzi Chwina dotyczącej szczepień, najbardziej niepokoi mnie co innego: niewyrazistość jego postawy wobec antyszczepionkowców. Wiem, że w tym fragmencie profesor odtwarza ich rozumowania (mówiąc slangiem polonistów: stosuje mowę pozornie zależną), ale jednak gdy politycy PiS zupełnie kapitulują wobec zachowań egoistycznych i irracjonalnych, wypowiedź Chwina jest zadziwiająco słabą reakcją na butę rozmaitych, nomen omen, Konwojów Wolności.

I jeszcze jedna wypowiedź profesora Chwina na pytanie: „Te osiem gwiazdek pana nie raziło, czy pan rozumiał taki język protestów?”

„(…) rozumiem tę furię, która ogarnia ludzi w Polsce co pewien czas. Ta furia jest konsekwencją poczucia bezradności, kiedy ludzie widzą, że zmusza ich do czegoś ktoś, kto nie ma racji, więc dlaczego mają słuchać kogoś, kto nie ma racji. To dowód, jak silna jest frustracja znacznej części Polaków. Ale w Polsce każdy taki wybuch przeradza się potem w spokojną apatię. I Strajk Kobiet też się zupełnie rozpłynął”.

Jeszcze raz to samo, jeszcze jeden powrót ogólnikowych zwrotów, skoncentrujmy się jednak na innym aspekcie tego fragmentu: „rozumiem tę furię, która ogarnia ludzi w Polsce co pewien czas”. Czytamy początek zdania –  jest moc – pisarz rozumie gniew, ale od razu dorzuca „która ogarnia ludzi co pewien czas”. Para ulatnia się natychmiast: nie widzimy już wściekłych aktorek historii, nie widzimy wyjątkowej hucpy, jakim był pseudowyrok Julii Przyłęckiej, pozostają, jak zwykle u Chwina, „ludzie”, którzy wpadają w cykliczny gniew, a potem zapadają w równie cykliczną, „spokojną apatię”.    

Historię przedstawia więc Chwin jako naturę - to domena, na którą nie mamy żadnego wpływu, to pojawianie się kolejnych faz pobudzenia i uśpienia. Taka naturalizacja natury - obok naturalizacji historii – jest zresztą zupełnie fałszywa.

Wiem natomiast na pewno, że przyroda BARDZO zależy od ludzkiej działalności.

Powtórzę, Chwin nie tylko trwale postrzega położenie Polski, i jak się domyślam, całego świata, jako beznadziejne, ale on bezwyjściowość w swoim tekście dodatkowo wytwarza, zarażając tym czytających. Jego schematyzacje, uproszczenia, uśrednienia, ujednolicenia, kołyszą nas do ciężkiego depresyjnego, snu.

Czas budzić drogie, siostrzane dusze.

Prof. Ewa Graczyk jest literaturoznawczynią, eseistą, feministą, dyrektorką Instytucie Filologii Polskiej na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Gdańskiego


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Tomasz_W_53 03.03.2022 10:25
Dziękuję Pani Profesor za nieco pokrzepienia po lekturze faktycznie depresyjnego wywiadu z profesorem S. Chwinem!

Reklama
Reklama
Reklama