Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama

Kaszuba, który grał z papieżem w tenisa. Jaki jest Leon XIV? „Uwielbia jeździć samochodem”

Robert Prevost to mężczyzna z krwi i kości, który oddał panu Bogu oraz Kościołowi całego siebie – mówi ojciec Wiesław Dawidowski, augustianin, doktor teologii, były prowincjał Zakonu Augustianów w Polsce.
Kardynał Robert Prevost i o. Wiesław Dawidowski
Kardynał Robert Prevost i o. Wiesław Dawidowski

Autor: Archiwum Wiesława Dawidowskiego

Ponoć wysłał ojciec do nowego papieża list mailowy z powinszowaniami. 

Napisałem mu, że modliła się za niego moja mieszkająca na Kaszubach mama…

Ilu jest Kaszubów w Zakonie Augustianów?

(śmiech) Dwóch! Ja, urodzony w Gdyni i mój współbrat o. Szymon Piotr Jankowski z Wejherowa. Kaszubskie korzenie mojej rodziny sięgają końca XVIII wieku. Mama pochodzi z Kielna, tato z Sulęczyna. 

CZYTAJ TEŻ: Papież wybrany! Kardynał Robert Prevost przyjął imię Leon XIV

Czyli „kolega” papieża Leona XIV jest od nas, stąd. 

(śmiech) Może nie kolega, ale współbrat. Mieszkałem w Gdyni do 1984 roku, a potem wypłynąłem – choć nie statkiem – na szerokie wody, najpierw do centrum Polski, a potem dalej, w świat…

I nawet do głowy ojcu wtedy nie przyszło, że będzie z papieżem na ty. 

Poznaliśmy się w 1999 roku w Rzymie, na tarasie kolegium Świętej Moniki, gdzie studiowałem, a Robert Prevost był prowincjałem w prowincji Chicago. 

Jego wybór na papieża zawsze pewnie będzie się kojarzył ojcu z… koktajlem truskawkowym. 

Rzeczywiście, tego dnia przygotowywałem ów dla braci, w naszej kuchni. Na chwilę wszedłem do salki telewizyjnej, bo ktoś rzucił, że nad Kaplicą Sykstyńską unosi się dym… Ku mojemu zdumieniu, był to biały dym! Mój krzyk: „Habemus papam!” słychać było w całym klasztorze. Ale gdy padło nazwisko Roberta Prevosta, zamurowało mnie. A potem wszyscy oszaleliśmy z radości. To był uśmiech Ducha Świętego. 

Święto, które dla założonego w XIII wieku Zakonu Augustianów zdarza się raz na tysiąc lat. 

Chciałbym od razu tych, którzy mają w planach zostać augustianami, serdecznie do nas zaprosić. W naszym klasztorze jest jeszcze sporo miejsca. Jednak nie mogę zapewnić, że każdy kto się skusi, zostanie papieżem. (śmiech)

Wiesław Dawidowski i Robert Prevost
(Archiwum Wiesława Dawidowskiego)

Papież Leon XIV robi augustianom świetną „promocję”. Wszyscy teraz interesują się zakonem.

Myślę, że chodzi o coś więcej. O misję. Misję, która jest zawsze taka sama: głosić Chrystusa Zmartwychwstałego, który troszczy się o to, aby byli jedno. Ta jego modlitwa arcykapłańska sprzed Pasji i po Zmartwychwstaniu. To samo przesłanie niosą apostołowie do świata. Druga sprawa to wyzwanie, które jest wyzwaniem naszych czasów, troska o pokój, o sprawiedliwość społeczną, by nie cierpieli za błędy i ambicje możnych tego świata, ci którzy są najbiedniejsi. 

Jakim człowiekiem jest Leon XIV? Zna go ojciec dobrze. Graliście razem w tenisa!

Graliśmy, choć ledwie jedną partię (śmiech). Jaki jest? Któryś z braci zdradził, że ojciec święty uwielbia jeździć samochodem. To prawda. Potrafił przyjechać autem z Rzymu do klasztoru w Krakowie. Byłem zdumiony: Nie boisz się? Tyle kilometrów! Zdumiał się jeszcze bardziej niż ja: Uwielbiam to! – powiedział. A poza tym robię po drodze przystanki w innych klasztorach. 

„Augustianie mają w sobie coś takiego, że chcą być prawdziwymi facetami” – powiedział ojciec przed laty w jednym z wywiadów. Jak to się ma do papieża Leona, augustianina?

Papież Leon to mężczyzna z krwi i kości, który oddał panu Bogu i Kościołowi całego siebie. Być twardym facetem to nie znaczy być macho. To raczej świadomość, że w życiu, by do czegoś dojść, trzeba się postarać, trzeba chcieć. Że nic nie jest za darmo. Że nie osiąga się niczego, ot tak sobie, że liczy się uczciwa praca. Prawdziwy facet to nie jest ktoś, kto napina mięśnie. Prawdziwy facet to jest też człowiek modlitwy. Całe życie obserwowałem mojego ojca, z którego ust nigdy nie padły wulgarne słowa. Który był człowiekiem ciężkiej pracy, człowiekiem pokory, dla którego kod wierności, tradycji, moralności chrześcijańskiej był ewangeliczną wartością życia. To w postrzeganiu męskości się liczy. W wywiadzie, skąd ten cytat pochodzi, powiedziałem też, że nie ma twardych facetów, bo każdy z nas ma w sobie jakieś pokłady wrażliwości. Papież Leon XIV, gdy stanął przed tym tłumem zgromadzonym na Placu św. Piotra ludzi, z wielkim trudem hamował łzy wzruszenia. To pokazało, jak jest wrażliwy, że to człowiek, który ma świadomość swojego miejsca w historii, swojego miejsca w Kościele. Jego niezłomna postawa będzie z pewnością wyznacznikiem dla wielu kapłanów. Jest niezwykle wytrwały, a zarazem bardzo skromny, pełen pokory. Wysoka poprzeczka.

Prawdziwy mężczyzna to także ten, który podejmuje wyzwania. Nie boi się.

Ale to też ktoś, kto zna wartość słowa. Dziś słowo się zdewaluowało. Ludzie przyrzekają sobie wielkie rzeczy, a potem słowa nie dotrzymują. Oczywiście, można się pomylić, potknąć, ale potem trzeba z tego upadku powstać i iść dalej, naprawić błędy. I trwać w obranej na początku drodze. Może to jest takie moje kaszubskie myślenie. Ale tacy Kaszubi są. Niezłomni. 

Leon XIV będzie nam dawał pewnie teraz różne lekcje. Znaki. Na początek zrezygnował z czerwonych, papieskich butów. Symboliczne?

Czarne buty Leona to przekaz: Nie wchodzę w buty papieża Franciszka, będę inaczej się ubierał, ale kierunek mojej drogi jest ten sam. A Franciszek, może czasem nas zadziwiał, może i irytował, ale to był prorok, a w Kościele trzeba takich, którzy wzburzą wody, aby po nich przyszedł ktoś, kto będzie je uspokajał i misję kontynuował w duchu, w jakim została rozpoczęta. 

Wszyscy komentują matematyczne wykształcenie papieża, któryś z internautów ponoć zażartował: „Papież jako matematyk nie tylko wierzy, że Jezus rozmnożył chleb i ryby, ale także rozumie, jak tego dokonał”. 

(śmiech) Ścisły umysł papieża Leona przejawia się też w jego zainteresowaniu nowymi technologiami. Kiedy podczas jednej z kapituł zostałem wybrany prowincjałem, spytałem go, kiedy otrzymam oficjalny na to dokument? Ku mojemu zdumieniu, wyjął smartfon i przy jego pomocy poinformował kurię generalną w Rzymie, że właśnie zostały przeprowadzono wybory w naszej polskiej prowincji. Po pół godzinie przyszło potwierdzenie.

Zakon Augustianów zalicza się do zakonów żebraczych. Zakonnicy noszą czarne habity z kapturem... 

Bracia na misjach także białe. To skromne, proste odzienie bez guzików było niegdyś strojem ubogich. W odróżnieniu od franciszkanów nosimy skórzany pas, to nawiązanie do misji Piotra: „Ktoś inny cię przepasze i pójdziesz tam, gdzie nie chcesz”. Ale też „niech biodra wasze będą przepasane”. Czyli zawsze mamy być gotowi do głoszenia Ewangelii. A biodra to symbol ludzkich namiętności. A zatem przepasanie oznacza również, żebyśmy powściągliwie patrzyli na nasze słabości. Kaptur chroni przed zimnem, ale pomaga też odciąć się od świata, skupić na modlitwie. 

Jak to się ma do papieża augustianina? 

Wszystko to będzie nadal w jego życiu obecne. I ubóstwo, i prostota życia. Dostał tę lekcję jako misjonarz peruwiański, który z jednego talerza jadł z ubogimi i ubogich karmił. Jest w swej posłudze niezwykle powściągliwy i stateczny. Uważnie słucha. Idzie tam, gdzie prowadzi droga. Czy chciał zostać papieżem? Tego nie wiem. Na pewno kieruje nim duch posłuszeństwa wobec braci kardynałów, którzy go powołali. Przecież nie nam sądzić o naszej drodze. 

ZOBACZ TEŻ: Nowy papież na nowe czasy. Między dziedzictwem a przyszłością

Które wydarzenia w jego życiu wpłynęły na to jaki jest? Misja w Peru?

To wzorzec, którym kierowali się misjonarze augustiańscy. Zawsze wracali z tych misji odmienieni. Robert Prevost był w Peru w czasach dużych turbulencji politycznych. Do głosu dochodziły tam potężne kartele narkotykowe i syndykaty zbrodni. Te okoliczności oraz kontakt z najuboższymi odmieniły go i odsłoniły inną twarz Kościoła. Zawsze był wrażliwym człowiekiem, tak postrzegali go bracia. Ci, którzy znali go dłużej niż ja mówili, że było dwóch Robertów w naszym kolegium św. Moniki, jeden to potężny o. Robert Dodaro, który ledwie wchodził do refektarza, a zawsze było go pełno, i drugi, ten wyciszony, skromny, szczupły Robert Prevost. Serdecznie się uśmiechał, miał do wszystkich cierpliwość. To tylko pokazuje, że łaska boża buduje na ludzkiej naturze. 

Jak dziś wyglądać będzie to współbraterstwo w relacji zakonnicy – przywódca Kościoła? To jedynie współbraterstwo w duchu?

Bracia czasem nie zgadzają się ze sobą, każdy kto ma rodzeństwo wie, jak jest... My też często bardzo się różnimy, ale więzi, która nas łączy, nic nie zniszczy. To przekonanie, że mamy ten sam charyzmat. Że nosząc ów augustiański habit ma się poczucie, że to moja druga skóra. Ten habit nas jednoczy. Zakładając go, wiemy, że jesteśmy rodziną. Teraz papież jest oczywiście w służbie całemu światu, więc będzie miał mniej czasu dla swojego zakonu, a nawet może nie mieć go wcale. Ale z Watykanu do naszego klasztoru jest niedaleko, a zatem jestem przekonany, że gdy zabraknie mu tam soli czy cukru, to wpadnie do nas, pożyczyć... (śmiech) 

Powiedział ojciec, że przed Leonem XIV zadanie budzenia sumień. 

Już tego doświadczamy. Jego pierwszy Anioł Pański to było wezwanie do pokoju. Krzyk człowieka, który się nie zgadza na wojnę. Nie były to czcze słowa. To wołanie o pokój jeszcze nieraz usłyszymy. 

Przed nami spokojny pontyfikat w niespokojnych czasach?

Nie wiemy, jak się potoczą losy świata, ale jesteśmy w momencie finis Pax Americana. Kończy się, ukształtowany po II wojnie światowej, porządek świata. Na własne oczy doświadczamy kresu pewnej cywilizacji. Lawirujemy na ostrym, niebezpiecznym zakręcie historii. Co będzie dalej? Jaka inna potęga się z tego chaosu wyłoni? Zobaczymy. Może pontyfikat Leona, papieża który ma świadomość tych wszystkich procesów geopolitycznych, będzie spokojny, ale stanowczy? Na pewno nieustępliwy w kwestach zasadniczych, sprawiedliwości społecznej, troski o zrównoważony rozwój człowieka, o najuboższych, o migrantów, nie umkną jego uwadze kwestie nierówności społecznych w Kościele. Jego czas na tronie papieskim to będzie wyzwanie rzucone takiemu modelowi Kościoła, do jakiego się przyzwyczailiśmy. Misja najważniejsza – być blisko ludzi. 

PRZECZYTAJ TAKŻE: Papież Franciszek nie żyje. Miał 88 lat. Gdańscy Dominikanie otworzą Umbraculum

„Jako papież chce się umniejszać. Nie po to, żeby zniknąć, ale żeby nie zasłaniać sobą Chrystusa. To nie jest showman” – to ojca słowa.

Jest teraz na celowniku wszystkich mediów. W czasie audiencji pewna siostra zakonna wyjaśniła mu, co ma zrobić z rękami, żeby przekazać ludziom, że ich naprawdę kocha. I przyjął tę lekcję z pokorą. Nasze ciało pokazuje to, co mamy w sercu. 

Co powiedziałby ojciec Leonowi XIV, gdyby doszło do spotkania? 

To będzie możliwe już w niedzielę, wybieram się do Rzymu na inaugurację. Nie myślałem jeszcze, jakimi słowy się przywitamy w tej nowej sytuacji, ale na mojego maila gratulacyjnego odpisał tak: „Wiesław, dzięki. Pozdrów mamę w Dniu Matki, podziękuj za modlitwę. Módl się za mnie. Do zobaczenia. Leon”. Ten list wysłał o trzeciej nad ranem... 

Czyli nie sypia. 

Myślę, że adrenalina jeszcze go trzyma. Byłem bardzo wzruszony, gdy otrzymałem ten, tak osobisty list. Zachowam go głęboko w sercu. 

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama