Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

W Polsce będzie więcej elektrowni atomowych?

Już dzisiaj cena nieruchomości wokół budowy rośnie, a wszelkie wolne nieruchomości są wykupywane przez potencjalnych inwestorów – mówi Ryszard Stachurski pełnomocnik zarządu w spółce Polskie Elektrownie Jądrowe .
W Polsce będzie więcej elektrowni atomowych?

Autor: Polskie Elektrownie Jądrowe

Serce polskiej energetyki przesuwa się już na Pomorze. To tu ma powstać pierwsza elektrownia jądrowa. W którym miejscu tej inwestycji jesteśmy?

To etap prac przygotowawczych, geotechnicznych i geologicznych. Udało nam się do tej pory oczyścić teren z niewybuchów i przeprowadzić na nim badania archeologiczne. Częściowo ogrodziliśmy też obszar, mam na myśli 40 hektarów. Ale właściwe prace zakończą się dopiero po oddaniu tzw. infrastruktury towarzyszącej, czyli np. drogi krajowej. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad rozstrzygnęła niedawno przetarg na budowę tej drogi od węzła Łęczyce do elektrowni Lubiatowo-Kopalino. 

Co przy tak olbrzymiej budowie jest najważniejsze? 

Największym wyzwaniem jest podpisanie dobrej umowy między inwestorem, czyli spółką Polskie Elektrownie Jądrowe, która należy w 100 procentach do skarbu państwa, a przyszłym wykonawcą, którym prawdopodobnie będzie konsorcjum Westinghouse Bechtel. Przez ostatnie miesiące trwały prace nad podpisaniem tzw. umowy pomostowej, czyli umowy między tą, która dotychczas wiązała strony, a tą która zostanie podpisana, kiedy Komisja Europejska wyda notyfikację dla finansowania tego przedsięwzięcia m.in. z budżetu państwa. Bo budżet państwa wygospodarował na budowę elektrowni jądrowej 62 mld złotych. Ale uruchomienie tych środków wymaga zgody Komisji Europejskiej. To są najtrudniejsze prace – nad umową i jej prawnymi kruczkami, a także te związane z poszukiwaniem podwykonawców przede wszystkim wśród lokalnych przedsiębiorców z Pomorza. To prace logistyczne, koncepcyjne wymagające mrówczego zaangażowania, a nie dające od razu widocznych efektów.

CZYTAJ TEŻ: Elektrownia jądrowa na Pomorzu z ważną opinią Państwowej Agencji Atomistyki

Wiadomo, że od atomu odejścia nie ma. Ale zanim porozmawiamy o lękach, to spytam o zyski, jakie ta budowa i elektrownia przyniesie. 

Pytanie – dla kogo? Bo są zyski dla społeczności lokalnej, dla powiatów i gmin sąsiadujących z budową przyszłej elektrowni, ale także dla Polsce. Pierwszy zysk dla Pomorza już jest bardzo widoczny, to nowe miejsca pracy. Dzisiaj na terenie przyszłej elektrowni, choć prace jeszcze nie trwają, zajęcie ma 150 osób. To wydaje się mało, ale w wymiarze gminy Choczewo jest to niebagatelna liczba. W firmach podwykonawców też znacznie wzrosło zatrudnienie. Ale to przede wszystkim nadzieja na tysiące miejsc pracy w niedalekiej przyszłości.

Co znaczy w niedalekiej?

Od 2030 roku, czyli za pięć lat będzie tu pracowało od 5 do 10 tysięcy osób. Wszyscy chętni z odpowiednimi kwalifikacjami znajdą tu pracę i będą dobrze zarabiać. Bo to jest inwestycja, przy której zarobki są duże i gwarantowane. Jest jeszcze czas na zdobywanie specjalizacji, bo pierwsze prace na placu budowy ruszą w 2028 roku. Do tego momentu ma być wybudowana droga krajowa, linia kolejowa i pirs, który pozwoli drogą morską dostarczać ciężkie elementy na teren budowy. 

Mówi pan o specjalistach, jacy będą potrzebni?

Spotkałem się właśnie z panem Adamem Krawcem, szefem Wydziału Edukacji Urzędu Marszałkowskiego, który razem ze swoim współpracownikiem Damianem Orłem odpowiadają za kształcenie zawodowe na Pomorzu. I wyznaczyliśmy sobie mapę przyszłej współpracy, bo zwróciliśmy się do wykonawcy o przedstawienie listy zawodów, jakich będzie potrzebował. Ale rozmawiamy także z wyższymi uczelniami, żeby i na tym poziomie przygotowywano fachowców, którzy będą potem pracowali nie tylko przy samej budowie elektrowni, ale także przy jej obsłudze. Szacuje się, że pracę w samej elektrowni znajdzie mniej więcej tysiąc osób. Wiadomo, że na pierwszym etapie będą potrzebni np. wysoko kwalifikowani spawacze, którzy z odpowiednimi certyfikatami zostaną dopuszczeni do prac na terenie elektrowni jądrowej. Ale tych specjalizacji różnych zawodów będzie wiele – elektryków, elektromonterów, hydraulików, specjalistów od generatorów itd. To szansa przed młodymi, którzy mają jeszcze czas na zdobycie tych kwalifikacji. 

Będzie więc praca. A co jeszcze?

Już dzisiaj cena nieruchomości wokół budowy rośnie, a wszelkie wolne nieruchomości są wykupywane przez potencjalnych inwestorów, którzy chcą tam budować osiedla mieszkaniowe. To świadczy o tym, że zainteresowanie jest ogromne, a także nadzieje. Bo nikt by nie inwestował środków finansowych w przedsięwzięcia, które nie dają pewności zwrotu nakładów. To szansa dla mieszkańców, którzy posiadają tam nieruchomości i mogą je z zyskiem sprzedać albo z korzyścią zainwestować. 

Skoro mowa o mieszkańcach… Elektrownia rozpala emocje. Jedni się może cieszą, że będzie praca, ale inni, którzy żyją np. z turystyki boją się, że zostaną pozbawieni pracy. Lękają się o to, że przez budowę zniknie to, co jest w tamtym regionie najważniejsze – spokój, piękne plaże, las…

Widzę te lęki, bo żyję w sąsiedztwie, a w gminie Choczewo jestem codziennie. I słyszę te głosy o spadku atrakcyjności turystycznej, o degradacji środowiska i krajobrazu, o tym, że zmniejszy się liczba turystów, że będą dolegliwości w trakcie budowy czyli hałas, kurz, że drogi będą dewastowane. Mówi się o zdrowiu i promieniowaniu jonizującym i o tym, że napływ pracowników innych kultur sprawi, iż mogą się pojawić różne problemy. Pojawia się też często pytanie – a co z radioaktywnymi odpadami? Rozumiem to wszystko. I wiem, że te lęki są racjonalne. Ale staramy się je rozwiewać. 

Ale takie nastroje i lęki są trudne do „rozbrojenia”. 

Po pierwsze dostarczamy mieszkańcom wiedzy. Organizujemy dla nich spotkania z ekspertami, a także wyjazdy studyjne. Takich wyjazdów było już wiele, do kilku państw, w których elektrownie jądrowe funkcjonują. Na wszystkie mity i obawy odpowiadamy dostępną wiedzą i danymi. Kiedy ktoś opowiada np. o promieniowaniu jonizującym, to podajemy dane z których wynika, że mieszkaniec w sąsiedztwie elektrowni jądrowej otrzymuje rocznie taką dawkę tego promieniowania jak osoba, która raz w roku wykona sobie rentgen zęba. Większość tych obaw, chociaż je rozumiem, to przypuszczenia niepotwierdzone badaniami. Na obalenie stwierdzenia, że po wybudowaniu elektrowni zmniejszy się liczba turystów, zorganizowaliśmy wyjazd do Hiszpanii. Pojechali tam przedstawiciele różnych środowisk. Nie tylko po to, żeby obejrzeć tamtejszą elektrownię. Ale na własne oczy zobaczyć, że turystów przybyło. Bo istnieje coś, z czego nie zdawałem sobie sprawy, jak turystyka infrastrukturalna. Ludzie jeżdżą po świecie, żeby oglądać wielkie elektrownie jądrowe i różne monumentalne instalacje. Spadek atrakcyjności turystycznej jest więc tylko przypuszczeniem, ale nie faktem. Patrząc na wzrost cen nieruchomości na tym terenie, można przypuszczać, że gremialnej ucieczki z tego miejsca nie będzie. Poza tym wybudowana droga krajowa sprawi, że dojazd z Gdańska na plażę w Lubiatowie będzie trwał mniej więcej 45 minut. A nowa linia kolejowa sprawi, że na plaże w tym rejonie będzie można dojechać pociągiem. To może spowodować, że turystyka będzie się jeszcze bardziej rozwijać, niż obecnie. 

Ale mieszkańców jednak to nie przekonuje. Protesty pod hasłem „stop atom” nadal trwają. 

Aktywne jest głównie jedno stowarzyszenie SOS dla Bałtyku. To kilkanaście osób, które organizują regularnie protesty. Blokują m.in. przejścia dla pieszych w okolicznych miejscowościach. Ale oni nie mają wsparcia okolicznych mieszkańców, w których jest więcej nadziei związanych z budową elektrowni, niż obaw. Ale z szacunkiem mówię o osobach z tego stowarzyszenia. One są na każdym spotkaniu, świetnie do tematu przygotowane. Ci ludzie przyjechali z innych zakątków Polski do cichej, nadmorskiej gminy, na końcu świata, żeby w spokoju i w kontakcie z przyrodą spędzić resztę życia. I wpadli w oko cyklu. Rozumiem ich. Nie chcę, żeby to co teraz powiem, zabrzmiało źle. Ale jeżeli okaże się, że to nie jest ich miejsce, to mogą z zyskiem sprzedać swoje nieruchomości i szukać innej oazy. Oni jednak nie ciągną za sobą ruchu społecznego, który byłby przeciwko. Badania wykazują, że poparcie dla budowy elektrowni jądrowej jest stabilne.

Oczywiście w głębi kraju znacznie wyższe, niż u nas…

To prawda, ponieważ na całym świecie sprawdza się zasada – byle nie na moim podwórku. I u nas są też głosy w stylu: – oczywiście jestem za budową elektrowni jądrowej… ale na Podkarpaciu. Ciągle zapominamy o tym, że to strategiczna inwestycja dla państwa, która pozwoli na większe bezpieczeństwo energetyczne Polski, także w takim lokalnym wydaniu. Nikt o tym nie mówi, ale w czasie sezonu turystycznego wyłączenia energii elektrycznej zdarzają się dość często. Proszę zapytać o to np. we Władysławowie. Zapotrzebowanie na energię w okresie letnim jest kilkunastokrotnie wyższe, niż w poza sezonem letnim. Te wyłączenia prądu uniemożliwiają chwilami działalność pensjonatów, handlu, usług itd. Zbudowanie elektrowni i nowych sieci elektrycznych, a także poprawa starych linii przesyłowych, na co przeznaczono z budżetu kolejnych kilkadziesiąt miliardów złotych, sprawi, że również bezpieczeństwo energetyczne naszego regionu będzie stabilniejsze. Jesteśmy skazani na to, żeby źródła energii dywersyfikować i stabilizować. Patrzę na Francję, która ma 56 reaktorów jądrowych albo na Czechy z 6 elektrowniami, na Słowację, która ma 4, czy na Ukrainę z 15 – co prawda częściowo to pozostałość po Związku Radzieckim. Nawet Węgry mają 4 reaktory. A my nadal jesteśmy pustynią jądrową. Siłownie wiatrowe na lądzie i morzu oraz fotowoltaika nie załatwią sprawy, ponieważ nie produkują prądu przez cały rok. Tylko elektrownia jądrowa produkuje prąd przez 95 procent czasu swojego funkcjonowania. Farmy wiatrowe produkują około 25 procent energii. Lądowe farmy od 20 do 30 procent, energia słoneczna daje od 10 do 20 procent, bo nocami nie działa, podobnie jak wtedy, kiedy słońca nie ma. Tylko, moim zdaniem, energetyka jądrowa może zapewnić nam bezpieczeństwo energetyczne. I w dobrym tego słowa znaczeniu – jesteśmy na nią skazani. Mam nadzieję, że w Polsce nie skończy się na jednej elektrowni jądrowej, że powstanie kolejna, a także pojawią się w przyszłości małe reaktory jądrowe, które dopiero na świecie eksperymentalnie się wprowadza. 

To jedna z niewielu inwestycji ponad podziałami. Inwestycji, która nie dzieli polityków. 

Elektrowni jądrowej chciało Prawo i Sprawiedliwość. Większość innych partii w Polsce też jest na tak… Bo to nie jest tylko polityczna inwestycja ale inwestycja przyszłości i nadziei na lepsze życie.


Ten artykuł został wsparty przez program grantowy Journalismfund Europe „Pluralistyczne Media dla Demokracji”

 program grantowy Journalismfund Europe „Pluralistyczne Media dla Demokracji”
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama