Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama

Kogo najbardziej doświadczą rządy skrajnej prawicy? Pracowników sektora budżetowego

Piętnowane przez PiS elity, to ludzie o nieco wyższym kapitale kulturowym, jak nauczyciele czy bibliotekarki. A tymi, którzy ich atakują, są często realne elity, czyli ludzie dużo zamożniejsi od nich – mówi psycholog społeczny dr hab. Michał Bilewicz.
Kogo najbardziej doświadczą rządy skrajnej prawicy? Pracowników sektora budżetowego

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

Gdy się popatrzy na mapy poparcia dla obu kandydatów w drugiej turze wyborów prezydenckich rozpisane na powiaty, czy gminy, to widzimy, że mamy do czynienia nie tyle z podziałem na Polskę wschodnią i zachodnią, co Polskę miejską i gminną.

Tak. W dodatku nakłada się na to mapa dawnych migracji. Tak zwane Ziemie Odzyskane czy szerzej – miejsca, gdzie mieszkają ludzie z doświadczeniem migracji, poparły Trzaskowskiego. A na Nawrockiego zagłosowały te tereny, gdzie mieszka ludność rdzenna. A to właśnie miasta są głównie miejscami bardzo nasilonych migracji. Miasta, które straciły ludność żydowską, albo niemiecką, zamieszkiwane są przez ludzi, którzy się nie boją tak bardzo migracji, ponieważ znają to zjawisko z własnego doświadczenia. To swoisty paradoks, że te hasła, pod którymi szli kandydaci prawicowi: sprzeciw wobec migracji, antyukraińskość, zdają się nie odnosić za bardzo do sytuacji ludzi mieszkających na prowincji, bo Ukraińcy w Polsce trafiają głównie do miast. Jak badaliśmy poparcie dla Brauna, czyli najbardziej antyukraińskiego kandydata, okazało się, że ono największe tam, gdzie Ukraińców jest najmniej. 

Zagrano na lękach przed czymś, czego wyborcy faktycznie nie znają?

Tak. To, co Przemysław Sadura nazwał kiedyś opowieściami-chwastami, takimi, które zanieczyszczają stosunek Polaków do Ukraińców, czynią go właśnie pozbawionym empatii, najlepiej rozchodzi się tam, gdzie ludzie nie mają codziennych doświadczeń współistnienia z Ukraińcami. Bajki o eleganckich ukraińskich samochodach czy Ukrainkach, które robią sobie w Polsce jakieś kosztowne zabiegi kosmetyczne... I to chyba trochę tłumaczy tę mapkę. Do tego oczywiście dochodzą inne kwestie, takie jak wyludnianie się tych mniejszych miejscowości, co powoduje, że ich mieszkańcy mierzą się z wieloma dodatkowymi problemami. Jak choćby zamykanie przedszkoli czy szkół w sytuacji, rodzi się mniej dzieci. Trudna sytuacja tych osób, które zostają na miejscu, powoduje jakieś – może nie do końca racjonalne – wybory polityczne. Widzieliśmy już w Polsce wielokrotnie, jak problemy ekonomiczne są tłumaczone na język etniczny. Choćby w latach 90., gdy w tych miejscach, gdzie upadały przedsiębiorstwa, dochodziło do zamieszek antyromskich. Albo kiedy przywódcy związkowi z padającego Ursusa podczas demonstracji pod Sejmem palili kukły przedstawiające Żydów. To typowy mechanizm, szuka się jakiegoś kozła ofiarnego, który potrafi przekierować uwagę z faktycznego problemu na problem zastępczy, który wydaje się być łatwy do rozwiązania. Procesy, z którymi się mierzymy teraz, mają charakter cywilizacyjny i są trudne do zatrzymania. Jak choćby pojawienie się sztucznej inteligencji, która jest w stanie wykonać coraz więcej naszej pracy. Ludzie żyją w poczuciu egzystencjalnego zagrożenia. Czy będę w stanie się wyżywić? Czy będę jeszcze potrzebny? Politycy tę frustrację próbują przekuć na coś łatwego. Winne są są jakieś elity, których sytuacja jest lepsza. Kiedy wreszcie poradzimy sobie z tymi elitami, będzie lepiej. 

Dr hab. Michał Bilewicz: Trudno jest powiedzieć, jaki będzie Nawrocki, ponieważ on wiele nie mówił w czasie tej kampanii. A i o nim samym też się wiele nie mówiło (fot. Uniwersytet Warszawski)

Ale czy to nie jest skuteczne tylko na krótką metę? Podsuwa się fałszywe rozwiązanie, a sam problem pozostanie. Czy ci wyborcy wtedy się nie odwrócą? 

Zależy, jak mocno to wyeskaluje. Mamy w historii świata podobne przykłady głębokich kryzysów ekonomicznych oraz polityków, którzy wychodzili z pomysłem obwinienia za to jakiejś grupy i doprowadzali do konfliktu zbrojnego o skali globalnej. To oczywiście zmieniało trajektorię rozwoju cywilizacji. Miejmy nadzieję, że nic takiego nas nie spotka. Natomiast sam ten problem widzimy nie tylko w Polsce. Na tych samych emocjach bazuje propaganda populistyczna w Stanach Zjednoczonych, która wyniosła do władzy Trumpa. Czyli próba zaadresowania pewnych frustracji w sposób opaczny, przekierowania nienawiści na imigrantów, na jakieś rzekome elity. Chociaż tak naprawdę, jak patrzymy na to, kim są te elity, to widzimy, że to jest nauczyciel, bibliotekarka, a więc ludzie, którzy mają troszeczkę wyższy kapitał kulturowy. A tymi, którzy ich atakują, są często realne elity, czyli ludzie dużo zamożniejsi od nich. Ten paradoks było wyraźnie widać w kampanii prezydenckiej, kiedy ludzie bardzo dobrze sytuowani, o prawicowych poglądach, przedstawiali się jako ofiary elit. 

I w kontrze do tego, co rzekomo usiłują narzucić te elity, obiecywali powrót normalności, co zresztą też było skopiowane z kampanii Trumpa. Czym miałaby być ta „normalność”?

Widzę tu odwołanie do czegoś, co Zygmunt Bauman nazwał retrotopią, a więc sytuacji kiedy budujemy sobie jakąś utopię umieszczoną w przeszłości. Tylko, że ona nie ma nic wspólnego z historyczną rzeczywistością, a jest tworzeniem pewnego fikcyjnego obrazu przeszłości. Na ogół jest to obraz jakiegoś społeczeństwa bardzo patriarchalnego, ale też trochę darwinistycznego, w którym panuje brutalny porządek, nieograniczany przez żadne prawo chroniące najsłabszych. Jednocześnie jest to wizja społeczeństwa bardzo homogenicznego etnicznie. Oczywiście, jeśli chodzi o Polskę wiemy, że że takiej sytuacji, gdy Polacy byli „sami u siebie i wyłącznie ze sobą”, bez żadnych obcych, nigdy nie było. 

Zakładając, że zwycięstwo Karola Nawrockiego toruje Prawu i Sprawiedliwości powrót do władzy w 2027, prawdopodobnie w koalicji z Konfederacją, co może dać im nawet większość konstytucyjną, czego możemy się spodziewać w niedługiej przyszłości. Jaką utopię spróbuje nam zafundować skrajna prawica?

To będzie rzeczywiście zupełnie inny PiS, o czym mogliśmy się przekonać, kiedy Karol Nawrocki podpisał się pod tymi wszystkimi turbo-libertariańskimi postulatami ekonomicznymi Sławomira Mencena. Do tej pory PiS uchodziło partię za prospołeczną, a teraz przechodzi w kierunku radykalnego liberalizmu ekonomicznego, obniżającego wydatki budżetowe i uszczuplającego państwo. Dokładnie tak, jak robi to Trump. Tego bym się właśnie spodziewał po powrocie do władzy tego obozu, w jego nowym, pisowsko-konfederacko-braunowskim wydaniu: bardzo mocnego odchudzania państwa, kosztem tych, których oni nie lubią: lekarzy, pielęgniarek, nauczycieli, bibliotekarzy, tych środowisk, gdzie prawica nigdy nie miała specjalnie poparcia. I to będzie wielka tragedia: Polska pozbawiona dobrej szkoły, pozbawiona dobrej służby zdrowia, pozbawiona podstaw naszych funkcjonalności. Może to także oznaczać likwidację tych wszystkich mediów, które będą uznane za agentów zagranicznych. Podobnie z organizacjami pozarządowymi. Obawiam się, że to też będzie dotyczyło odcinania finansowania uczelniom, uniemożliwiania zatrudniania w nich zagranicznych pracowników, co de facto oznacza uwiąd działalności naukowej. 

Druga tura pokazała, że mamy Polskę podzieloną niemal na równe części. Czy da się tak łatwo stłamsić połowę społeczeństwa? 

Niestety, Polska nie ma tych bezpieczników, które mają Stany Zjednoczone. Rozmawiałem niedawno z profesorką politologii ze Stony Brook, uniwersytetu stanowego stanu Nowy Jork. Mówiła, że czuje się w miarę bezpiecznie, ponieważ gubernator stanu Nowy Jork jest demokratą i powiedział, że jeżeli Trump będzie miał jakieś oczekiwania dotyczące zmiany czy to programów nauczania, czy też funkcjonowania uczelni, to on pójdzie przeciwko niemu do sądu. Kraj, który ma dobrze funkcjonujący system prawny, dobrze funkcjonujące sądy, a jednocześnie strukturę federalistyczną jest dużo bardziej odporny na zakusy ze strony władzy populistycznej. Natomiast w Polsce nie mamy tych bezpieczników. Po tym demontażu państwa prawa z czasów PiS, trudno powiedzieć na ile udało się je odtworzyć. Wiemy jednak dobrze, że skierowanie ustawy do Trybunału Konstytucyjnego oznacza całkowitą polityczną kontrolę nad tym, czy zostanie ona przyjęta, czy też nie. Reforma rządu Buzka doprowadziła do tego, że przynajmniej środki europejskie mamy ulokowane na poziomie samorządowym, co daje jakiś zakres autonomii. Dzięki temu w takich miastach jak Gdańsk czy Warszawa instytucje samorządowe przetrwały ten pisowki okres i jakieś enklawy wolności udało się przechować. Natomiast jest tego ciągle za mało. Nie jesteśmy zabezpieczeni przed powrotem populizmu. 

Jakie grupy społeczne, które są szczególnie narażone na to, co się może wydarzyć, przychodzą panu do głowy. LGBT, a może kobiety w ogóle? 

Jeśli chodzi o kobiety, to dużo gorzej być nie może. Kwestia aborcji w Polsce jest przecież na poziomie jakichś najbardziej skrajnych, szariackich rozwiązań z Bliskiego Wschodu. Natomiast osoby LGBT... Znowuż, to jest grupa, której prawa i tak nie są w żaden sposób chronione w Polsce. W systemie prawnym w Polsce w ogóle nie pojawia się kategoria „homoseksualności”, więc też trudno powiedzieć, żeby coś miały dużo utracić. Natomiast obawiam się, że na poziomie kulturowym, edukacyjnym w polskich szkołach na pewno pojawią się takie treści nauczania, które mogą rzeczywiście być bardzo dotkliwe dla tych wszystkich grup mniejszościowych. To dotyczy też grup mniejszości etnicznych. 

Szczególny sprzeciw prawicy budzi przegłosowana przez ten Sejm ustawa o mowie nienawiści, którą nazywa się zamachem na wolność słowa i – cokolwiek to znaczy – „oskrobywaniem katolików”. 

To taki sam „zamach na wolność słowa”, z jakim mieliśmy do czynienia do tej pory. Nie chodzi przecież o żadną nową ustawę, tylko rozszerzenie, w artykule 257 kodeksu karnego, katalogu grup, które ma on chronić. Chodzi o te grupy, które są najczęstszymi ofiarami piętnowania związanego z uprzedzeniami, czyli osoby LGBT, ale też np. osoby niepełnosprawnością, czy kobiety. Sankcje karne są dokładnie takie same. Tylko, że dotąd kodeks chronił np. Szwajcarów, a nie chronił osób transpłciowych. Ta nowelizacja jest w Trybunale Konstytucyjnym. Jeżeli uzna on, że rozszerzenie tego katalogu jest niekonstytucyjne, to myślę, że kolejnym krokiem może być usunięcie całego artykułu 257. W ten sposób nie będą już chronieni nawet wyznawcy innych religii, czy ludzie innej narodowości. Wracając do poprzedniego pytania – wydaje mi się jednak, że grupą, która zostanie najbardziej dotkliwie doświadczona, będą – jak już mówiłem – pracownicy sektora budżetowego. Środowiska prawicowe i skrajnie prawicowe w Polsce uważają ich za swoich osobistych wrogów, bo wiedzą, że tam nie mają elektoratu. No i ci ludzie będą po prostu masowo tracić pracę. 

Gdzie w tym wszystkim rola nowego prezydenta? Bo został nim człowiek w gruncie rzeczy całkowicie bez doświadczenia politycznego?

Trudno jest powiedzieć, jaki będzie Nawrocki, ponieważ on wiele nie mówił w czasie tej kampanii. A i o nim samym też się wiele nie mówiło, bo nie bardzo było czym straszyć, poza tym, że się wywoził ze środowiska pseudokibiców, miał powiązania z osobami z półświatka. Próbowałem przyjrzeć się jego wypowiedziom na temat polityki historycznej i muszę powiedzieć, że one były dużo bardziej umiarkowane, niż choćby wypowiedzi premiera Morawieckiego, gdy ten składał kwiaty Brygadzie Świętokrzyskiej, czy gdy wypowiadał się o żołnierzach wyklętych. Jeżeli popatrzymy na wypowiedzi Karola Nawrockiego – nie tylko z kampanii, ale z okresu ostatnich trzech-pięciu lat – to on mówi, że zbrodni dokonanych na ludności białoruskiej przez żołnierzy wyklętych nie da się niczym usprawiedliwić i trzeba je potępić. Mówił, że żadnych ekshumacji w Jedwabnem nie będzie, że nie mieści się to w kompetencji IPN. Czyli jeśli chodzi o główne tematy z zakresu polityki historycznej, którymi żyje prawica, to Karol Nawrocki, jest bardzo ostrożny w jakichkolwiek deklaracjach. To powoduje, że nie do końca wiemy, co teraz się będzie działo i jak on będzie działał faktycznie. 

I kto z nim pójdzie do pałacu. 

No właśnie. A to ma ogromne znaczenie. Tak jak w wypadku prezydenta Dudy, gdzie codzienną politykę realizowały takie postacie, jak minister Dera, skądinąd wywodzący się ze środowiska Zbigniewa Ziobry. Rzadko o tym myślimy, ale polityka pałacu prezydenckiego to nie jest tylko polityka prezydenta, ale także stojących za nim ludzi.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Nieco niższy kapitał kulturowy niż Pan dr hab. 07.06.2025 17:35
Naprawdę? A później salony zachodzą w głowę czemuż to lud nie usłuchał kolejny raz ich "autorytetów". Cóż po tytule akademickim kiedy mnogość kłamliwych tez oraz manipulacji, które zostały zawarte w powyższym wywiadzie tak kole w oczy. Przytoczony tutaj pan profesfor Saudra miał racę, pisząc przed wyborami, że porażka tzw. "uśmiechniętej Polski" (przypis własny) stanowić będzie klęskę tradycyjnych mediów. I tak dokladnie jest. Bo czym jest w kółko powtarzanie tej samej nieuczciwej i nierztelnej w faktach oraz wyższościowej narracji?

"rasizm"? 07.06.2025 15:22
psychoanalisa pod "psem" rodzi rasizm"?

co za bzdury!!! 07.06.2025 11:19
Czyli dalszy ciąg schlebiania "wykształciuchom", najtańszej w pozyskaniu warstwie społecznej. Cyniczne wykorzystanie ich idealizmu i zakompleksienia. To jest dla pochlebcy tanie, bo wystarczy, że przytaknie i potwierdzi "wyjątkowość". No i czysto "lewicowe" poszukiwanie pokrzywdzonej "mniejszości" do obrony. W rzeczywistości "elity" czy to "akademickie", czy finansowe mają tych ludzi za umysłowych roboli. Z fizycznymi okazał się być ostatnio problem, bo zaczęło ich brakować. Jest to niezależne od barw politycznych... Podział miejsko-wiejski jest oczywisty i jego źródło jest odwieczne. "Polski dwór" przesunął swoje miejsce z "pól gdzie dzięcielina pała" do miast a za nim pociągnęły też stada uzależnionej służby. Na prowincji zostały folwarki, zostawione zarządcom i karbowym z kijem w ręku. A ci mają tylko zapewniać dochody i nie zakłócać "kokona komfortu" polskiego dworu...

-* 07.06.2025 15:28
co za bzdury!!! 07.06.2025 11:19
Czyli dalszy ciąg schlebiania "wykształciuchom", najtańszej w pozyskaniu warstwie społecznej. Cyniczne wykorzystanie ich idealizmu i zakompleksienia. To jest dla pochlebcy tanie, bo wystarczy, że przytaknie i potwierdzi "wyjątkowość". No i czysto "lewicowe" poszukiwanie pokrzywdzonej "mniejszości" do obrony. W rzeczywistości "elity" czy to "akademickie", czy finansowe mają tych ludzi za umysłowych roboli. Z fizycznymi okazał się być ostatnio problem, bo zaczęło ich brakować. Jest to niezależne od barw politycznych... Podział miejsko-wiejski jest oczywisty i jego źródło jest odwieczne. "Polski dwór" przesunął swoje miejsce z "pól gdzie dzięcielina pała" do miast a za nim pociągnęły też stada uzależnionej służby. Na prowincji zostały folwarki, zostawione zarządcom i karbowym z kijem w ręku. A ci mają tylko zapewniać dochody i nie zakłócać "kokona komfortu" polskiego dworu...
trafnie napisany komentarz , paranoja...

Reklama
ReklamaZiaja włosy rosinna pielęgnacja