Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Śpiewają, jak im zatańczą. Felieton Stanisława Danielewicza

Powinienem napisać „tańczą, jak im zagrają”. Ale chciałem wyeksponować pewien pozornie drobny szczegół telewizyjnych spektakli z muzyką pop w głównej roli. Dewastujący kryterium oceny sztuki, jakim jest harmonia (bądź jej brak) między formą spektaklu a proponowanymi treściami.

Co prawda obrałem jako przykład konkretny spektakl, jednak jego zawartość prawie się nie różni od  podobnych telewizyjnych koncertów muzyki popularnej. Nie ma więc znaczenia, że ów spektakl, nad którym chcę się tu poznęcać, był prezentowany w programie 2 TVP; równie dobrze mógłbym opisać wiele podobnych programów  konkurencyjnych stacji.

W sobotę 11 grudnia w „dwójce” emitowano „Koncert mikołajkowy – Gwiazdy dzieciom”. Zwróciłem nań uwagę, gdyż zaskoczyła mnie data. Mikołaj, mniej lub bardziej święty,  przybywa zwykle 6 grudnia. Widać 6 grudnia jakaś ważna figura w TVP zorientowała się, że nie uczczono w należyty sposób świętego, który rozdaje podarki, a do tego w dziale produkcji dla dzieci i młodzieży odkryto jakiś milion, który koniecznie trzeba wydać do końca roku. Wystarczyło  zdjąć z programu jakiś film i w to miejsce wstawić „Koncert Mikołajkowy”, a kilka dni, jaki pozostały do emisji, poświęcić na znalezienie wolnej sali i  grupy dzieci w wieku od lat siedmiu do dziesięciu, czyli słusznej publiczności.

Reszta sprowadzała się do kilku prostych posunięć, dobrze znanych realizatorom  telewizyjnych spektakli „z okazji” i „ku czci”. Więc: znaleźć kilkoro konferansjerów, mających wolny wieczór i opatentowane metody infantylnego przekomarzania się na dowolny temat. Dalej: zamówić muzyków lokalnej filharmonii i sekcję rytmiczną, ściągnąć nagłośnienie, jak najwięcej efektów świetlnych, podzwonić po znajomych artystach, którzy ucieszą się z możliwości zaśpiewania w czasie największej oglądalności. Wreszcie: wytypować jak najliczniejszą grupę tancerek i tancerzy, mających układy choreograficzne dostosowane do każdego tempa i metrum.  Teraz już tylko tancerkom wystarczy przykryć modne fryzury czerwonymi czapkami z pomponem, i jest jasne, że cała sprawa zyskuje pieczęć „Santa Claus in memoriam”. By mieć tego pewność, należy znaleźć dwoje-troje wykonawców, którzy odśpiewają kilka amerykańskich utworów, odgrywanych w galeriach handlowych w okresie poprzedzającym Boże Narodzenie.

No i dzieje się! Piosenkarze, w kolejności wynikającej prawdopodobnie z losowania, odśpiewują dwie piosenki ze swojego repertuaru, dzieląc się z dziećmi na widowni problemami: czy ja ją kocham a może nie; czy ona przyjdzie i o której wyjdzie; czy on się sprawdził a może zawołać innego; kto kogo rzucił, a jeśli nie to dlaczego…

Owe  teksty tak czy owak schodzą na drugi, a nawet trzeci plan. Po scenie hulają tancerki i tancerze, a że oni są tu najważniejsi, poświadczają wyczyny oświetleniowców, oślepiających widzów feerią świateł, i dbających, by każdej ćwierćnucie odpowiadała zmiana strumienia światła. Nie będę podawał nazwisk piosenkarzy, którzy wzięli udział w tym spektaklu, godząc się na faktyczną eliminację ich osób z wizji, oraz na deprecjację utworów, zamienionych w podkłady pod taneczne ewolucje. Wyjątek był tylko jeden. Justyna Steczkowska zaśpiewała w zjawiskowy sposób „Na całej połaci śnieg” Przybory i Wasowskiego. Światła straciły na chwilę rytm, kamerzyści skoncentrowali się na ekspozycji wokalistki, tancerze cieszyli się z kilku minut przerwy. Tekst  odzyskał swoją rangę, a piosenka jako gatunek na chwilę odzyskała formę, do jakiej została stworzona. Polka potrafi!

Jestem jednak pesymistą – piosenka w telewizyjnych spektaklach jest na straconej pozycji.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama