Reklama Energa włącza kulturę
Reklama
Reklama

Rolnicy znów protestują! Manifestacje i blokady dróg w wielu miastach

Pomorscy rolnicy, podobnie jak ich koledzy z całego kraju, kolejny raz protestują. We wtorek, w Gdańsku, pikietę zorganizowano ponownie pod Pomorskim Urzędem Wojewódzkim. Podobne manifestacje odbywają się w wielu miejscowościach w całej Polsce.
Rolnicy znów protestują! Manifestacje i blokady dróg w wielu miastach

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

Protesty rolników na Pomorzu

- Nie możemy sprzedać swoich zbóż, gdyż jest napływ taniego zboża z Ukrainy, które po proztu nie spełnia norm unijnych, takich, do jakich przestrzegania my jesteśmy zmuszeni. Nasze koszty produkcji są po prostu dużo większe niż ich. Stosują chemię, która u nas jest już dawno zakazana. Ukraińskie produkty są po prostu, według prawa unijnego, skażone. Nikt tego nie kontroluje. To wjeżdża w nieograniczonej ilości - powiedział „Zawsze Pomorze” Zenon Dybski, gdański rolnik, który uczestniczył w pikiecie przed Pomorskim Urzędem Wojewódzkim w Gdańsku. 

CZYTAJ TEŻ: Protest rolników. Gdzie na Pomorzu 20 lutego będą blokady dróg?

Dopytywany o sposób na poradzenia sobie z tym problemem wskazuje, że w tej chwili przyjmowanie produktów z Ukrainy należałoby „ograniczyć całkowicie”: - Jesteśmy na przednówku. Za 5 miesięcy zaczynamy nowe zbiory zbóż, rzepaku, a nie damy rady do tego czasu sprzedać tego, co mamy na chwilę obecną w magazynach, a wtedy napłyną nowe. Zamkniemy się w pętli, która może sprawić, że część produktów pójdzie na zmarnowanie. Ukraińskie zboże w ogóle nie powinno wjeżdżać do Polski, bo nie spełnia unijnych norm. My spełniamy wszystkie wymogi, a od nich wjeżdża to, co u nas zostało dawno zakazane. Nie jesteśmy gotowi do przejścia na „Zielony Ład” przy tak, jak obecnie, rosnących cenach produkcji.

W ramach „stacjonarnego” protestu, przed godziną 11 w okolicach siedziby wojewody, która - jak mówili rolnicy – odmówiła odebrania ich petycji zebranych było kilkanaście ciągników i około 200 demonstrantów (w tym wielu myśliwych). Ich koledzy, w co najmniej kilkudziesięciu ciągnikach trąbiąc głośno przejechali przez gdańskie Śródmieście kierując się pod Galerię Bałtycką, skąd zaplanowali powrót do urzędowych gmachów. Organizatorzy manifestacji zapowiedzieli, że o godzinie 12. w południe marszałkowi województwa (w zastępstwie wojewody) wręczą petycję skierowaną do rządu.

- Zebraliśmy się dzisiaj, aby wyrazić swoje niezadowolenie w dwóch kluczowych kwestiach: niekontrolowany import produktów spożywczych oraz w polityce europejskiej „Zielony Ład”. Przygotowaliśmy na dziś ulotki, żeby nasze społeczeństwo wiedziało o co chodzi, bo telewizja tego, nie pokazuje ani nic nie mówi. Widzą tylko, że rolnicy protestują, przyjeżdżają traktorami, a nie tędy droga - chcemy też uświadomić społeczeństwo, gdzie jest nasze niezadowolenie i czego naprawdę mamy się obawiać: tego importu z Ukrainy różnych towarów – zaznaczył Adam Haase, jeden z organizatorów demonstracji.

Nie możemy sprzedać swoich zbóż, gdyż jest napływ taniego zboża z Ukrainy, które po proztu nie spełnia norm unijnych, takich, do jakich przestrzegania my jesteśmy zmuszeni. Nasze koszty produkcji są po prostu dużo większe niż ich. Stosują chemię, która u nas jest już dawno zakazana. Ukraińskie produkty są po prostu, według prawa unijnego, skażone. Nikt tego nie kontroluje

Zenon Dybski / rolnik z Gdańska

Protesty rolników na Pomorzu ze wsparcie przewoźników i myśliwych

Głos zabierał również przedstawiciel przewoźników z Wybrzeża: - Wspieramy protestujących rolników z tego względu, że mamy podobny problem. Tak jak rolników dotyczy problem niekontrolowany wwóz produktów rolnych na teren Polski i Unii Europejskiej, tak w naszym przypadku dotyczy to niekontrolowanego wjazdu ukraińskiego transportu na polski i unijny rynek. Tu wcale nie chodzi o kwestie pomocowe, o kwestie humanitarne, o zaopatrzenie Ukrainy w amunicję czy inny sprzęt. Tu chodzi po prostu o wykorzystanie sytuacji, gdy nie ma żadnych zezwoleń, nie ma praktycznie kontroli nad ilością wjeżdżających pojazdów samochodowych, co niestety jest wykorzystywane przez niektórych przewoźników ukraińskich. Mówię to z przykrością, z tego względu, że polski transport był pierwszym, który ruszył z pomocą naszym ukraińskim sąsiadom. 

- My jesteśmy z jednego worka, z jednego wiadra: myśliwi, rolnicy, pszczelarze, wędkarze. Wszyscy dbamy o to, czym gospodarujemy. To nie jest tak, jak nas się postrzega: że rolnicy niszczą ziemię, że myśliwi niszczą zasoby naturalne, wędkarze niszczą łowiska, pszczelarze niszczą pszczoły – męczą je i niewłaściwie użytkują. To nie jest tak – przekonywał Wojciech Mańkiewicz z Polskiego Związku Łowieckiego z Okręgu Gdańskiego.

Podkreślił, że rolników wspierają również myśliwi. - My dbamy o to, na czym pracujemy, czym jest nasza praca, hobby, tu gdzie jesteśmy. To właśnie my zachowujemy właściwe relacje przyrodnicze, właściwie użytkujemy i to tylko my jesteśmy w stanie zachować dla przyszłych pokoleń tę ziemię we właściwym stanie - dodał.

ZOBACZ TEŻ: Protest rolników na Pomorzu! „Sytuacja jest naprawdę zła”

Wspieramy protestujących rolników z tego względu, że mamy podobny problem. Tak jak rolników dotyczy problem niekontrolowany przywóz produktów rolnych na teren Polski i Unii Europejskiej, tak w naszym przypadku dotyczy to niekontrolowanego wjazdu ukraińskiego transportu na polski i unijny rynek. Tu wcale nie chodzi o kwestie pomocowe, o kwestie humanitarne, o zaopatrzenie Ukrainy w amunicję czy inny sprzęt. Tu chodzi po prostu o wykorzystanie sytuacji, gdy nie ma żadnych zezwoleń, nie ma praktycznie kontroli nad ilością wjeżdżających pojazdów samochodowych, co niestety jest wykorzystywane przez niektórych przewoźników ukraińskich. Mówię to z przykrością, z tego względu, że polski transport był pierwszym, który ruszył z pomocą naszym ukraińskim sąsiadom. 

przedstawiciel przewoźników z Wybrzeża

- Sami jako pszczelarze jesteśmy rolnikami. Współpracujemy z rolnikami. Jeździmy do was na plantacje rzepaku, gryki, do sadów owocowych. Korzystamy z tego, że dbacie o swoje pola, że opryski wykonujecie w odpowiednich godzinach, że po prostu możemy współpracować - powiedział do zebranych przedstawiciel pszczelarzy, który zastrzegł, że branżowe organizacje nie zdążyły jeszcze zareagować, zadeklarował jednak solidarność z protestującymi. - Mamy problemy z nadmiernym importem przede wszystkim, wiadomo – nasz wschodni sąsiad – Ukraina: ogromne ilości miodu, ale to nie jest po prostu miód ukraiński. Gdyby to był tylko miód ukraiński, to by było okej, ale na Ukrainę przychodzi masa miodu z Dalekiego Wschodu. Sąd przyklejane etykiety. Przyjeżdża miód chiński, wietnamski. Takie rzeczy przychodzą do Polski bez cła. Te miody są mieszane z naszym rodzimym miodem, żeby w słoikach zaczął się proces krystalizacji, żeby ten miód wyglądał na półkach w sklepach naturalnie. Ludzie to kupują, to jest tanie – podkreślił.

Jak tłumaczył, zdarza się nawet, że słoiki miodu są bezpłatnie dokładane do zakupów, których wartość przekroczy np. 199 złotych. Zwracał również uwagę, że na problem z wwozem miodu na granicy wpływa m.in. mieszanie się kompetencji instytucji powołanych do jego kontroli. - Miód w hurcie kosztuje często 10 złotych, często firmy skupowe nie chcą go w ogóle przyjmować, bo mówi się, że magazyny są na półtora roku do dwóch lat zatowarowane.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

ReklamaZiaja Sport
Reklama
ReklamaŻyczenia Świąteczne od Radia Gdańsk 2025
Reklama