Wbrew wcześniejszym sondażom pierwszą turę wyborów prezydenckich obaj główni pretendenci zakończyli idąc niemal „łeb w łeb”. Tylko raz, w 2015, różnica między dwoma najsilniejszymi kandydatami była mniejsza (0,9 punktu procentowego). Rafał Trzaskowski, choć 18 maja zebrał nieco większe poparcie od Karola Nawrockiego, przynajmniej teoretycznie, stoi przed trudniejszym zadaniem. Jego „rezerwa głosów” wydaje się mocno ograniczona. Gdzie jeszcze może je znaleźć?
CZYTAJ TEŻ: Karol Nawrocki ze snusem podczas debaty. Jest odpowiedź Rafała Trzaskowskiego
Gdzie ta fala z 2023?
Paweł Kasprzak, opozycjonista w PRL, lider ruchu Obywatele RP za rządów PiS, po ogłoszeniu wyniku pierwszej tury wyborów opublikował post: „20% Mentzena i Brauna. Do tego 30% Nawrockiego plus jakiś egzotyczny plankton. Nie ma w Polsce ani 50, ani 20% faszystów. Nawet idiotów jest mniej. Coś źle grają nasi polityczni ulubieńcy. Nie czas przypadkiem pomyśleć, co?”.
– A pan to wie? – pytam.
– Przede wszystkim należy zastanowić się, co się stało z tym potencjałem, który objawił się półtora roku temu, w pierwszych od lat wygranych przez demokratów wyborach. I to akurat mniej więcej wiadomo. O tamtym wyniku zadecydował cały szereg progresywnych postulatów, jakie się wtedy pojawiły, a które miały bardzo duże znaczenie dla niektórych ludzi. Nie jest to liczna grupa, wydaje mi się, że nieco poniżej 10 procent, ale to właśnie ich głosy przesądziły. Niespełnienie tych postulatów przez koalicyjny rząd, można powiedzieć, załatwia sprawę. Pozostali traktują te postulaty, zrealizowane bądź nie, jako taką PR-ową manifestację wartości. Stąd i ich rozczarowanie, a przede wszystkim potworny kryzys wiarygodności, na który cierpi liberalna strona sceny politycznej. I to jest to, co przesądziło. Ten skręt na prawo, to jest coś, z czym się nie mogę pogodzić, ponieważ przekroczono wszelkie granice, które ja sam byłbym skłonny tolerować. Poza tym ten ruch jest strategicznie niemądry, bo przecież nikt nie uwierzy w to, że Trzaskowski nagle będzie ostrożny w polityce aborcyjnej, czy w stosunku do LGBT. Tego nie kupujemy ani my, ani oni. Więc to jest figura, która nie służy niczemu, poza tym, że zniechęca do Trzaskowskiego ludzi w jego własnych szeregach. To jest błąd całej tej liberalnej lewicy, a odpowiedzialność osobistą bierze na siebie Tusk, który zrobił w tej sprawie najwięcej.
I Kasprzak wylicza: kontynuacja polityki PiS na granicy polsko-białoruskiej granicy, sprzeciw wobec unijnej reformy traktatowej, przeciw paktowi imigracyjnemu. A ostatnio przeciwko Zielonemu Ładowi wypowiedział się również Trzaskowski.
– Jak to ma się do wiarygodności tego obozu? – pyta retorycznie.
Wszyscy na marsz!
Sam Paweł Kasprzak wystosował w mediach społecznościowych wezwanie do masowego udziału w marszu 25 maja, które skierował też do wszystkich kandydujących w tych wyborach prezydenckich, jak to określa, „nie-faszystów”. Ten marsz według niego powinien być zdefiniowany jako obrona ludzkiej godności, i powinien zaprezentować odwagę ludzi i ich odpowiedzialność.
– Moim zdaniem w tych wyborach odzyskanie przewagi przez Trzaskowskiego byłoby możliwe wtedy, gdyby mu się udało skutecznie zaprosić na swój marsz także ludzi w pomarańczowych kamizelkach [aktywiści Ostatniego Pokolenia, organizacji blokującej ruch na ulicach Warszawy w obronie klimatu – red.].
Rafał Trzaskowski faktycznie podjął rozmowy z Ostatnim Pokoleniem, którego działacze w powyborczy poniedziałek zablokowali jego sztab wyborczy, co Paweł Kasprzak przyjął jako dobry prognostyk.
Co w takim razie z próbą przeciągnięcia na swoją stronę przez Trzaskowskiego przynajmniej części wyborców Sławomira Mentzena, bez których sukces w drugiej turze wydaje się niemożliwy do osiągnięcia? Paweł Kasprzak zapewnia, że zwrot kandydata ku tematom progresywnym nie musi oznaczać utraty ich głosów.
– Jak kandydowałem do Senatu [w 2023 jako kandydat niezależny – red.] dostałem wszystkie głosy Konfederatów, którzy nie mieli swojego kandydata w tamtym okręgu. Teraz mamy do czynienia z pewnego rodzaju powtórką, bo też go już nie mają. Wiem z tamtego doświadczenia, że absolutnie nie jest prawdą, że wyborcy Konfederacji to są faszyści. To są bardzo często ludzie o progresywnych poglądach. Jak się ich pytałem o aborcję, okazywało się, że mają do niej normalny stosunek. Jak pytałem z kolei o Kaję Godek, to mówili, że to wariatka, ale – może właśnie dlatego – w ich oczach jest po prostu wiarygodna. I z jakichś powodów ta zbieranina Konfederatów także wydaje się tym młodym ludziom wiarygodna. Więc oni są, ewidentnie są do „odbicia”, co w tych wyborach pokazał Zandberg. Ale nie da się tego zrobić przez umizgi. W stosunku do wyborców Konfederacji trzeba mieć jaja i uczciwość, a poglądy są rzeczą naprawdę wtórną.
Paweł Kasprzak podkreśla więc, że szanse na wygraną Trzaskowskiego nadal są, tylko trzeba byłoby dokonać jakiejś bardzo radykalnej metamorfozy kandydata, poza samą zmianą narracji, co jest oczywiste.
– Jeśli Trzaskowski dalej będzie z uśmiechem pozować na triumfującego i powtarzać: „Cała Polska naprzód”, no to pękniemy, moim zdaniem.
ZOBACZ TAKŻE: Trzaskowski kontra Nawrocki. Tak wyglądała debata kandydatów przed drugą turą
„Mówiąc prawicą”, wzmacniamy prawicę
Filozof polityki dr Tomasz Markiewka w reakcji na wyniki pierwszej tury, przypomniał wnioski z badania opublikowanego w 2022 roku w Cambridge University Press. Trójka politologów na podstawie wyników ponad stu wyborów przeprowadzonych w kilkunastu krajach Europy Zachodniej na przestrzeni kilkudziesięciu lat, sprawdziła jaka jest polityczna skuteczność przejmowania przez tzw. partie głównego nurtu elementów języka skrajnej prawicy, na przykład dyskursu antyimigranckiego. Czy to się przekłada na sukces wyborczy, czy nie? W większości przypadków nie zwiększyło to poparcia dla tych partii głównego nurtu, a co gorsza, zwiększyło poparcie dla partii radykalnych.
– Jest kilka hipotez, dlaczego tak się dzieje – mówi dr Markiewka w rozmowie z „Zawsze Pomorze”. – Najpopularniejsza jest taka, że kluczem jest wiarygodność. Jeżeli ktoś mówi językiem skrajnej prawicy, na przykład o imigrantach, to duża część wyborców myśli sobie: „kurczę, no to ta skrajna prawica od początku tak mówiła, więc skoro nawet partie głównego nurtu przyznają, że tak jest, to znaczy, że skrajna prawica od początku miała rację i jest najbardziej wiarygodna w tej kwestii”. Mówiąc inaczej, kiedy partie głównego nurtu sięgają po język skrajnej prawicy, wyborcy zaczynają dochodzić do przekonania, że ta skrajna prawica może wcale nie jest taka skrajna.
W odniesieniu do kampanii Rafała Trzaskowskiego, która od początku zakładała, że będzie on musiał w drugiej turze walczyć o część głosów wyborców Sławomira Mentzena, Tomasz Markiewka wyraża wątpliwości, czy to było słuszne podejście.
– Po pierwsze, nie jestem przekonany, czy Trzaskowski potrzebuje wyborców Mentzena, czy sama mobilizacja elektoratu lewicowego, liberalnego i centrum by mu nie wystarczyła. Moim zdaniem nadal może wystarczyć, jeżeli będzie potrafił przekonać, że mimo wszystko na niego warto postawić. Natomiast wyborcy Konfederacji są najbardziej antysystemowi ze wszystkich elektoratów w Polsce, więc prawdopodobieństwo, że zechcą oddać głos na kandydata partii rządzącej jest niewielkie. A druga sprawa: nawet jeśli założymy, że warto zawalczyć o część tego elektoratu, to też jest pytanie o to, jak to się robi. Jeżeli Trzaskowski na przykład wrzuca postulat, że będzie odbierał 800 plus niepracującym Ukraińcom, to duża część osób ma poczucie sztuczności, niewiarygodności. Nie wiadomo skąd taki postulat nagle w głowie Rafała Trzaskowskiego się urodził, skoro nic go nie zapowiadało i ma się on nijak do jego wcześniejszych deklaracji i postępowania. Więc jeżeli szukał czegoś atrakcyjnego dla wyborców Konfederacji, to chyba powinien wyjść z czymś, co jest bardziej spójne z tym, co do tej pory on głosił.
Macie wątpliwości? Nie miejcie
Przed sztabem Rafała Trzaskowskiego stoi teraz pytanie,w którą stronę pójść przed druga turą. Walczyć o wszystkie głosy wyborców lewicowych: Biejat, Zandberga i Senyszyn (łącznie ok. 10 proc.), co w połączeniu z jego 31 proc. i pięcioma proc. Hołowni nie daje większości, czy szukać dodatkowego poparcia wśród elektoratu Mentzena? Wydaje się szukanie głosów po obu stronach jednocześnie będzie bardzo trudne.
– Pamiętajmy, że w drugiej turze zarówno frekwencja, jak i struktura wyborcza będzie inna – przypomina dr Markiewka. – Duża część wyborców Konfederacji może zostać w domu, więc ich głosy całkowicie przepadną i nie będą brane pod uwagę. Wiemy też z poprzednich wyborów, że jest część wyborców, która nie chodzi na pierwszą turę, a jedynie na drugą, której wynik jest rozstrzygający. Nie jest więc tak, że to wyborcy lewicy muszą zapewnić Trzaskowskiemu wszystkie brakujące głosy, bo część na pewno dostanie od osób, które w ogóle nie brały udziału w pierwszej turze. Pytanie, czy ktoś w sztabie Trzaskowskiego ma w miarę precyzyjne wyliczenia, gdzie mu się opłaca tych wyborców łowić?
Tomasz Markiewka uważa, że wyborcy lewicy postawieni przed wyborem Trzaskowski, czy Nawrocki, nie mają za wielkiego wyboru. Większość sondaży, która to sprawdzała, pokazuje, że przepływ wyborców i Zandberga, i Biejat do Trzaskowskiego jest duży. Większość z nich wskazuje Trzaskowskiego jako tego, którego poprą w drugiej turze. Tak więc większość tych wyborców, Trzaskowski już teraz ma po swojej stronie. Ale, jeżeli ta różnica między nim a Nawrockim będzie niewielka, to wystarczy, że nawet jeżeli co piąty wyborca Zandberga zostaje w domu, bo trochę się nie obawia tego, co mówi Trzaskowski, wtedy może być groźne.
– Podejrzewam, że sam Trzaskowski nie pozwoli sobie na odpuszczenie tego elektoratu i będzie próbował robić jakieś gesty w jego stronę. Zresztą już próbował podczas wieczoru wyborczego, wymieniając Zandberga z nazwiska, jako członka ekipy prodemokratycznej. Więc moim zdaniem on nie będzie lekceważył tych wyborców, nie będzie ich brał za pewnik. Będzie próbował w jakiś sposób zasugerować: jeżeli macie jakieś wątpliwości, to nie miejcie ich.
Główny atut – bezpieczeństwo
Inny pomysł na końcówkę kampanii Rafała Trzaskowskiego ma Tomasz Piątek, dziennikarz śledczy znany z tropienia i ujawniania rosyjskich wpływów w kręgach polskich polityków.
„Kilka żołnierskich słów do sztabu Rafała Trzaskowskiego” – pisze w swoich mediach społecznościowych. – „Waszym tematem powinno być teraz bezpieczeństwo. To wasz atut. W kwestii bezpieczeństwa rządzący zawsze są bardziej wiarygodni niż opozycja. Wyborcy widzą też, że zagraniczne kontakty Rafała Trzaskowskiego, Donalda Tuska i Radosława Sikorskiego pomagają w zawiązywaniu sojuszy”.
Piątek zaleca sztabowcom Trzaskowskiego większą aktywność i kreatywność. „Nie możecie płynąć na fali tego, co przyniosą media” – pisze, i jako przykład podaje małą skuteczność wyborczą nagłośnienia sprawy wątpliwych moralnie okoliczności pozyskania przez Nawrockiego gdańskiej kawalerki. Jego zdaniem po części był to skutek tego, że zarówno sam Trzaskowski, jak i jego partia, nie są postrzegani jako obrońcy biednych ludzi w kłopotach życiowych. W związku z tym nagłą troskę o los biednego alkoholika, część elektoratu odebrała jako coś nieautentycznego.
„Zatem trzymajcie się tego, co stanowi wasz atut” – apeluje dziennikarz. – „A przede wszystkim, trzymajcie się tego, co najważniejsze. Polacy boją się wojny – i mają rację. Dajcie im poczucie bezpieczeństwa, dajcie im pewność. Rozbrajajcie bomby informacyjne, które podkłada Rosja, konsekwentnie wspierająca PiS”.
Zdaniem autora „Kaczyńskiego i jego pajęczyny” sztab Trzaskowskiego powinien skupić się na nagłaśnianiu wypowiedzi Karola Nawrockiego, że ten byłby gotów usiąść do stołu z Władimirem Putinem, a także to, że popierany przez PiS kandydat w 2018 r. pojechał do Moskwy, gdzie spotkał się z Aleksandrem Szkolnikiem, zaufanym człowiekiem Putina.
– Kwestie rosyjskich powiązań są traktowane zbyt mało serio – mówi Piątek w rozmowie z „Zawsze Pomorze”. – Politycy niby przyznają, że problem istnieje, ale robią to na poziomie aluzji. Trzaskowski mówi Nawrockiemu: „Pan niby jest w Rosji prześladowany, a poleciał pan do Moskwy”. Tusk zatłituje, że PiS jest coraz bardziej prorosyjski. Tymczasem według mnie to powinien być główny temat kampanii. O takich sprawach trzeba krzyczeć.
Tomasz Piątek nie ma wprawdzie wątpliwości, że wyborcy Nawrockiego są impregnowani na wszelkie fakty stawiające w niekorzystnym świetle ich faworyta, ale chodzi o to, żeby przekonać resztę ludzi, tych niezdecydowanych, którzy za bardzo nie interesują polityką.
CZYTAJ TEŻ: Tomasz Piątek: W 95 procentach to, co robi PiS, jest korzystne dla Kremla
Pytany dlaczego sztab prezydenta Warszawy tak powściągliwie gra ta kartą, dziennikarz Resetu Obywatelskiego stawia tezę, że Platforma Obywatelska funkcjonuje według reguł politycznego marketingu, które były słuszne, ale ćwierć wieku temu. Wtedy uważano, że wybory wygrywa ten, kto jest najbardziej w środku, kto jest najbardziej grzeczny, najmilszy. I z całą tą wiedzą sztab Trzaskowskiego „wyruszył na Stalingrad i znalazł się są pod ciężkim ostrzałem”.
– I nadal próbują być mili. Boją się powiedzieć o przeciwniku, że działa w interesie Putina. Tym bardziej, że sami byli przez lata o to oskarżani, więc teraz mówią sobie, że takie oskarżenie z ich strony będzie źle wyglądało. W tych marketingowych rozważaniach gubi się prawda i gubi się groza sytuacji, w której jesteśmy.
Tomasz Piątek wciąż uważa, że Rafał Trzaskowski jest dobrym kandydatem na ciężkie czasy, bo ludzie wiedzą, że w obliczu zagrożenia, niezbędne są sojusze. A to polityk, który ma od wielu lat dobre kontakty na Zachodzie i to jest jego atut.
– Takim komandosem, jak Radek Sikorski, to on nigdy nie będzie, ale ma w sobie zadatki na muszkietera. A muszkieterowie, jak wiemy, też parę bitew wygrali i parę intryg rozplątali – kończy.
























Napisz komentarz
Komentarze