Chaos drogowy po koncercie Linkin Park
Pierwszym problemem związanym z sobotnim powrotem z terenu festiwalu były te osoby, które na takich imprezach nie bywają i nie znają ich realiów - to nie koncert stadionowy, po którym zamyka się ulice, aby rozładować ruch - drugim zaś ci, którzy przyszli na jeden koncert i od razu poszli.
Open’er widział już takie tłumy i to nie w ciągu jednego dnia, bo zdarzały się edycje, kiedy każdego dnia było średnio sześćdziesiąt tysięcy osób i takich cyrków nie było. Ale to też właśnie byli inni uczestnicy - rozumiejący jak działa ten specyficzny ekosystem.
CZYTAJ TEŻ: Linkin Park na Open'er Festival 2025. Koncert, który zapisze się w historii gdyńskiego festiwalu
Komunikaty były jasne – nie wychodźcie tłumnie
Organizatorzy natychmiast po zakończeniu koncertu Linkin Park wyświetlili na telebimach informację, aby nie ruszać tłumnie do wyjścia. Aby robić to falami, przeczekać, rozładować ruch - w końcu festiwal oferuje wiele innych atrakcyjnych występów.
To jednak na nic się zdało. Kiedy wybrzmiały ostatnie takty outro po koncercie największej gwiazdy, większość ludzi spod sceny natychmiast ruszyło w kierunku wyjść. Nie ma takiej imprezy na świecie, która poradziłaby sobie z takim morzem osób. Ktoś myślał, że w 20 minut dojedzie do centrum Gdyni? Powodzenia.
Przede wszystkim - autobusy, które kursowały non stop są w stanie przyjąć określoną liczbę pasażerów. I mimo tego, że co chwilę na festiwalowy przystanek podjeżdżał kolejny, to jednak jednorazowe rozładowanie takiej fali jest niemożliwe. Tym bardziej że pojazdy komunikacji muszą najpierw zjechać do Gdyni Głównej, a potem wrócić.
Kierowcy – jeszcze większy problem?
Druga sprawa - kierowcy. Nawet jak jest mecz na stadionie w Gdańsku, gdzie jest kilkukrotnie mniej widzów, słychać głosy, że nie da się wyjechać, że nikt nie kieruje ruchem, a jak kieruje, to robi to źle. Tyle że tu - ponownie - nie można mieć pretensji do organizatorów. To nie oni są za to odpowiedzialni, tylko firma ochroniarska. Najwyraźniej nie przygotowała odpowiednio stewardów i stąd wzmożone problemy.
Inną kwestią jest fakt, że jeśli już bardzo chcemy jechać autem - zostawmy je w mieście. Przecież nieustannie kursują darmowe autobusy, które przywożą i odwożą uczestników bezpośrednio pod główną bramę festiwalu. A podróż nie trwa długo. Naprawdę trzeba prawie że wjechać na scenę?
ZOBACZ TAKŻE: Spektakle Muse i FKA Twigs. Trzeci dzień Open'era za nami
Jak przygotować się na duży festiwal? Myśleć z wyprzedzeniem
Poza tym - trzeba myśleć. Jeśli Open’er odbywa się na terenie wojskowego lotniska, na które prowadzą zaledwie dwie, wąskie - prawie że techniczne - drogi, nie oczekujmy, że parkując auto szybko wrócimy do domu. Chociażby z tego względu, że w takich sytuacjach kluczowe jest rozładowanie ruchu pieszego i pierwszeństwo ma komunikacja zbiorowa.
Ta sytuacja to coś takiego, jakby ktoś miał pretensje, że przed świętami w sklepach jest pół miasta i są kolejki do kas. Skoro ktoś wybiera się na imprezę, na której jest kilkadziesiąt tysięcy ludzi, odbywa się ona na obrzeżach miasta, musi wziąć pod uwagę, że powrót zajmie czasem i kilka godzin. Takie są festiwale, po prostu.
Zamiast narzekać – uczmy się na błędach
Zatem zanim zacznie się wylewać wiadra pomyj na wszystkich dookoła, warto pomyśleć, że to specyficzna impreza, w specyficznym miejscu i rządzi się swoimi prawami. Może sobotnia sytuacja czegoś niektórych nauczy. Bo to, jak jest zorganizowana komunikacja na Open’era, to naprawdę świetny, wypracowany przez lata schemat, który zawsze - nawet przy największych frekwencjach - dawał radę.
W tym przypadku problem polegał na tych uczestnikach, którzy po prostu nie sprawdzili jak wygląda dojazd, wyjazd i jak najlepiej pomóc sobie i innym, aby wygodnie dotrzeć do domu.
Napisz komentarz
Komentarze