Reklama E-prenumerata Zawsze Pomorze na rok z rabatem 30%
Reklama Przygody Remusa rycerz kaszubski
Reklama

Barbara Nowacka ws. edukacji zdrowotnej: Dla mnie ważniejsza jest opinia nauczyciela i rodzica niż opowieści biskupów

Ilu protestujących przeciwko edukacji zdrowotnej choćby zajrzało do podstawy programowej? Dla mnie tysiąc razy ważniejsza będzie opinia nauczyciela, rodzica i dziecka, którzy skorzystają z tego przedmiotu, niż opowieści biskupów, którzy nie przeczytali, nie zrozumieli i nie chcą zrozumieć podstawy programowej i działają przeciwko dzieciom – mówi ministra edukacji Barbara Nowacka
Barbara Nowacka: Dla mnie ważniejsza jest opinia nauczyciela i rodzica niż biskupów
Ministra edukacji Barbara Nowacka: - Biorę pod uwagę, że na frekwencję na tych zajęciach będą miały wpływ różne względy, nie tylko kampania hejtu wobec edukacji zdrowotnej i często także wobec nauczycieli czy wobec dzieci

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

Obawia się Pani, tego, co się okaże 25 września?

Dlaczego?

Do tego dnia szkoły zbierają oświadczenia rodziców i uczniów o chodzeniu lub rezygnacji z zajęć edukacji zdrowotnej. A jeśli w większości szkół będzie tak jak w jednej z placówek na Podkarpaciu, gdzie nie czekając na ostateczny termin, już wypisano z niej wszystkich uczniów? 

Mam wielką nadzieję, że tak nie będzie. Z jednej strony widzę akcję przeciwników edukacji zdrowotnej, w tym – jak zauważam ze smutkiem – aktywność Episkopatu, który powinien wszak dbać o dobrostan dzieci i młodzieży. Ten przedmiot jest częścią budowania odporności psychicznej i zdrowia młodych ludzi. Ale z drugiej strony zauważam coraz większe poruszenie społeczeństwa obywatelskiego, gdy słyszą, jakie bzdury wygłaszane są na temat bardzo potrzebnego przedmiotu. 

Więc jakie proporcje wśród chodzących i niechodzących na edukację zdrowotną w tym roku szkolnym Pani zakłada? 

Biorę pod uwagę, że na frekwencję na tych zajęciach będą miały wpływ różne względy, nie tylko kampania hejtu wobec edukacji zdrowotnej i często także wobec nauczycieli czy wobec dzieci. 

Z sygnałów, jakie do mnie docierają, wiem, że w planach lekcji często ten przedmiot zaplanowany jest już na 7 rano, jeszcze przed pierwszą lekcją albo późną popołudniową porą. Pewnie w takich szkołach ta frekwencja nie będzie duża. Czy to będzie 30- 40 procent czy 20 - nie umiemy w tej chwili tego ocenić. Ale z drugiej strony: jest to tak wartościowy przedmiot, że warto, żeby skorzystał chociaż każdy chętny.

Jednak przeciw edukacji zdrowotnej protestują też nauczyciele. 13 września oświatowa Solidarność i Koalicja na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły zorganizowały demonstrację, a w trakcie mocno krytykowano m.in. edukację zdrowotną. Jak wprowadzać przedmiot przy niechętnych nauczycielach?

Nie generalizowałabym, że to wszyscy nauczyciele są niechętni. To protest konkretnego środowiska. Ilu z protestujących przeciwko edukacji zdrowotnej choćby zajrzało do podstawy programowej? Cały czas namawiam wszystkich do zapoznania się z nią, bo widzę, że wokół przedmiotu, który mówi o bezpieczeństwie dzieci, o przeciwdziałaniu uzależnieniom, o zdrowiu psychicznym, nadal próbuje robić się politykę i podziały. Rozmawiam z nauczycielami, którzy uczą tego przedmiotu, rozmawiam z rodzicami, którzy wiedzą, że dzieci potrzebują takiego wsparcia i dziwię się, że działacze oświatowej Solidarności tego nie zauważają.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Edukacja zdrowotna w szkołach. Nowy przedmiot dzieli polityków

Co im Pani powie, by choć w części rozwiać ich wątpliwości?

Jeszcze raz zapytam, czy czytali podstawę programową? Czy na pewno wiedzą, przeciw czemu protestują? Nie ma w tym przedmiocie tego, o czym słyszymy ze strony Episkopatu! Słyszałam wypowiedzi, również przedstawicieli Solidarności, które nie miały nic wspólnego z tym, co jest w zakresie tego przedmiotu. Ich wcześniejsze wypowiedzi świadczyły o tym, że po prostu nie wiedzieli, o czym mówią. 

Nawet niektórzy prawicowi publicyści głośno mówią, że to jest potrzebny przedmiot. Proszę więc, najpierw przeczytajmy podstawę programową! Zobaczmy, że zdrowie w różnych aspektach – fizyczne, psychiczne i profilaktyka, kwestia przeciwdziałania uzależnieniom, oczywiście także zdrowie seksualne, ujęte są tam w bezstronny i kompetentny sposób. Są przygotowane i przez ekspertów, i przez nauczycieli. 

Protestujący argumentują m.in., że nie ma podręczników, więc nie wiedzą, czego tak naprawdę miałyby się uczyć dzieci na poszczególnych etapach.

Przecież jest podstawa programowa! Podręczniki piszą wydawnictwa, nie Ministerstwo Edukacji. Nauczyciele o tym doskonale wiedzą. Kiedy w szkołach pojawił się HiT, wprowadzony przez ministra Czarnka, większość nauczycieli nie korzystała z podręcznika autorstwa pana Roszkowskiego, a właśnie z podstawy programowej. Dla nauczycieli przygotowaliśmy materiały - scenariusze zajęć na Zintegrowanej Platformie Edukacyjnej, z których mogą korzystać. Nauczyciele są kompetentni, a podręczniki nie są pisane dla nich, tylko dla uczniów. Nauczyciele mówią też, że potrzebują autonomii, więc tu ją mają. Pojawiający się zarzut, że wprowadzając edukację zdrowotną, ograniczamy nauczycielom autonomię, uważam za niepoważny.

Tych, którzy chcą uczyć, nie ma jednak dostatecznie dużo. To też jeden z argumentów przeciwko wprowadzeniu tego przedmiotu. 

Uprawnienia do prowadzenia tego przedmiotu przyznaliśmy nauczycielom, którzy wcześniej prowadzili zajęcia z wychowania do życia w rodzinie, biologii oraz przyrody. Edukację zdrowotną mogą również realizować psycholodzy, pedagodzy oraz nauczyciele wychowania fizycznego. Dodatkowo, nauczyciele prowadzący ten przedmiot mają możliwość tworzenia zespołów, ponieważ nie każdy dysponuje wiedzą z każdej dziedziny związanej ze zdrowiem. W ramach takich zespołów mogą zaprosić ekspertów, na przykład dietetyka czy pielęgniarkę. W szkole może funkcjonować skład obejmujący nauczyciela wychowania fizycznego, biologii, przyrody oraz psychologa szkolnego. Dlatego też, jeśli ktoś podczas protestu używa argumentu o braku specjalisty, to ewidentnie mija się z prawdą. 

Wyliczenia, pokazujące braki nauczycieli, przedstawiła Fundacja Grow Space, którą trudno posądzić o niechęć do edukacji zdrowotnej.

Proszę pamiętać, że wyliczenia te prowadzone były w połowie sierpnia. We wrześniu szkoły już się przygotowały.

Przysłuchiwała się Pani któremuś z protestów?

Niestety tak. Podnoszone tam argumenty nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. To, co wypisują na transparentach, to kłamstwa, które nie mają nic wspólnego ani z tym, co jest w podstawie programowej, ani z realiami współczesnego świata. 

Przede wszystkim te hasła obrażają nauczycieli. Bo jak można powiedzieć, że nauczyciel będzie deprawował młodzież? To przecież nauczyciel, którego dzieci i rodzice znają, który jest wychowawcą. Krzyczenie więc, że nauczyciele będą deprawować dzieci, jest po prostu podłością ze strony tych, którzy to wykrzykują i niezrozumieniem powagi zawodu nauczyciela. Jest też działaniem przeciwko dobru dziecka, bo gdzie jak nie w szkole dziecko ma się dowiedzieć jak, np. przeciwdziałać uzależnieniom.

W domu, od rodziców.

Przyznajmy jednak, że nie wszyscy rodzice mają odpowiednie kompetencje ani czas. Jak rodzice uzależnieni od smartfonów mają mówić dzieciom o przeciwdziałaniu uzależnieniu od tych urządzeń albo w jaki sposób kompetentnie podejdą do kwestii ruchu, diety i zdrowia? Nie wszyscy rodzice dysponują wystarczającą wiedzą, by uczyć dzieci na temat chorób serca i podnosić ich kompetencje ruchowe.

CZYTAJ TAKŻE: Nauczyciele napisali list do biskupów w sprawie edukacji zdrowotnej 

Seksualności?

Także seksualności. Rodzina jest bardzo ważna, ale edukację zdobywa się w szkole. Wprowadziłam ten przedmiot jako nieobowiązkowy - chociaż uważam, że lepiej byłoby, gdyby był obowiązkowy - po to, żeby chronić szkołę w tym roku przed tymi wszystkimi awanturami.

Druga strona sporu, popierając wprowadzenie edukacji zdrowotnej, zarzuca Pani właśnie to, że jest nieobowiązkowa. 

A wyobraża Pani sobie, co by się działo, gdyby już w tym roku była obowiązkowa? Ze względu na olbrzymią presję różnych skrajnych środowisk edukacja zdrowotna została wprowadzona jako przedmiot nieobowiązkowy. A i tak widzimy protesty grup, które często nie mają nic wspólnego z oświatą. Stoją pod szkołą i robią propagandę, zastraszając nauczycieli i dzieci – i to przy nieobowiązkowym przedmiocie. 

PRZECZYTAJ TEŻ: Edukacja zdrowotna nie będzie obowiązkowa. Barbara Nowacka zmieniła zdanie

Nauczyciele z fundacji Ja Nauczyciel napisali do Episkopatu list, w którym zażądali min., by biskupi przestali oskarżać ich o to, że na lekcjach edukacji zdrowotnej podważają rolę rodziny. Odpowiedzi – jak podała fundacja – nie ma.

To, że na mój temat Episkopat opowiada nieprawdę – to czysta polityka. Natomiast brak odpowiedzi nauczycielom jest wyrazem pogardy do nich. Dla mnie nauczyciele są bardzo ważni. Aby ich chronić przed atakami, a z drugiej strony dać uczniom możliwość udziału w edukacji zdrowotnej - zdecydowałam, że lepiej, by to był przedmiot nieobowiązkowy.  

Jak będzie dalej?

Zobaczymy - ważniejsza dla mnie jest opinia nauczyciela, rodzica i dziecka, którzy skorzystają z tego przedmiotu, niż opowieści biskupów, którzy nie przeczytali, nie zrozumieli i nie chcą zrozumieć podstawy programowej i wprost działają przeciwko dzieciom.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

ReklamaPrzygody Remusa rycerz kaszubski
ReklamaNewsletter Zawsze Pomorze - zapisz się
Reklama