Piątkowy wieczór na Polsat Plus Arenie Gdańsk miał dać odpowiedź na pytanie: Jak Lechia poradziła sobie po porażce z Górnikiem Zabrze w meczu pucharowym. Czasu na wnioski szczególnie dużo nie było, bo te drużyny zmierzyły ze sobą we wtorek 2 grudnia. Wtedy Lechia nie zagrała dobrze, co wykorzystał rywal strzelając w Gdańsku trzy gole i wygrywając z biało-zielonymi 3:1. To Górnik awansował do ćwierćfinału Pucharu Polski, potwierdzając, że pozycja lidera tabeli w PKO BP Ekstraklasie nie jest przypadkowa.
Zabrzanie właśnie jako liderzy tabeli pojawili się na gdańskim stadionie po raz drugi w ciągu trzech dni. Dla broniącej się przed spadkiem Lechii zapowiadał się bardzo trudny mecz, ale gdańska drużyna przyzwyczaiła kibiców, że teraz każdy rywal będzie trudny do pokonania, ale i emocje, które wiążą się z każdym następnym meczem każą z uwagą śledzić, to co Lechia zamierza zrobić ze swoją najbliższą przyszłością w lidze.
Pierwsza część meczu przyniosła kibicom mnóstwo emocji i pięć goli. Już w 4 minucie sędzia nie uznał bramki Maksyma Diaczuka dla Lechii, po na pozycji spalonej był Matej Rodin. Chwilę później świetne podanie Kacpra Sezonienki do Tomasa Bobceka dało Lechii prowadzenie. Błąd w defensywie gdańszczan kosztował ich utratę gola, ale lechiści potwierdzili, że potrafią dobrze grać w ofensywie, gdzie dwie bramki zdobył coraz dojrzalej grający Sezonienko.
Szkoda tylko, że tuż przed zejściem do szatni Tomasz Neugebauer sfaulował na polu karnym zawodnika Górnika i rywale wykorzystali „jedenastkę”. Nie zmieniło to jednak faktu, że Lechia nadal grała bardzo dobrze, nie tylko w ofensywie, ale i defensywie, której najwięcej dawała mądra i skuteczna gra Mateja Rodina. Biało-zieloni dołożyli w drugiej połowie jeszcze dwa gole, demonstrując bardzo efektowny futbol. Wygrana dała Lechii awans na 10 miejsce, ale 18 kolejka PKO BP Ekstraklasy jeszcze trwa.
Lechia Gdańsk – Górnik Zabrze 5:2 (3:2)
Bramki: Tomas Bobcek (7’, 60'), Kacper Sezonienko (45+4’, 45+8’), Bogdan Wiunnyk (71') – Patrik Hellebrand (35’), Rafał Janicki (45+17’).























Napisz komentarz
Komentarze