Twoja książka to szczery do bólu poradnik, który porusza temat zdrowia psychicznego mężczyzn, obalając mit twardziela i zachęcając do mówienia o emocjach, kryzysach, depresji i proszenia o pomoc. To także opowieść o piekle depresji w męskim świecie. Co ty wiesz o depresji, chciałoby się zapytać?
Depresja w męskim świecie jest tylko punktem wyjściowym mojej książki, ale to nie jedyny temat, który w niej podejmuje. To książka o mężczyznach i o tym czego nas nie nauczono, o drodze do siebie i o emocjach do których też musimy sobie dać prawo. Depresja była pretekstem.
Pretekstem, którego sam doświadczyłeś.
I to dwukrotnie w życiu. Mniej więcej 30 lat temu mój dziadek zachorował na depresję i ostatecznie popełnił samobójstwo. To było moje pierwsze zetknięcie z tą chorobą. Bardzo bolesne, tym bardziej, że ja z dziadkiem mieszkałem i widziałem, co się z nim dzieje, chociaż nie rozumiałem. Wezwałem wówczas lekarza, który nie powiedział mi jednej, ważnej rzeczy, że leki nie od razu działają. Że trzeba dać im czas. W przypadku mojego dziadka nie zdążyły zadziałać, kiedy podjął decyzję o samobójstwie.
CZYTAJ TEŻ: Nastolatkowie z Pomorza popełnili samobójstwo. Byli nękani w sieci? Jest śledztwo policji

Jak wyglądała depresja dziadka?
Widziałem jak zapadał się w sobie na długo. Jak słabł, tak bardzo, że nie mógł sobie nawet zapiąć guzika przy koszuli. I ja to musiałem robić. Potem było jeszcze gorzej. Zaginięcie dziadka, poszukiwania. I ostatecznie po dwóch tygodniach przyszła informacja, że został wyłowiony z kanału. Musiałem zidentyfikować ciało dziadka. I to było takie najgorsze zetknięcie się z depresją.
A potem po latach sam doświadczyłem kryzysu psychicznego. Miałem incydent depresyjny, z którego - jak mi się wydawało - wyszedłem. Ale nie przepracowałem go ani w terapii, ani farmakologicznie. Poszedłem do psychiatry, powiedziałem co się ze mną dzieje i poczułem się dużo lepiej.
Ale na krótko?
Zapomniałem o tej chorobie na kilkanaście miesięcy. Ona jednak nie dała o sobie zapomnieć. I skutecznie się przypomniała. Bo depresja tak ma, że jeżeli nie jesteśmy czujni, to wraca. Do mnie wróciła ze zdwojoną siłą. Taką, że musiałem pójść na kilkumiesięczne zwolnienie lekarskie, zrobić sobie przerwę od życia zawodowego, towarzyskiego. Przeszedłem intensywną terapię, także farmakologiczną. Tak, trochę wiem o depresji.
W twojej książce znajdują się historie prawdziwe siedmiu mężczyzn, którzy zdecydowali się, występując pod imieniem i nazwiskiem, opowiedzieć o swoich kryzysach. Ściągają tę "zbroję", którą musieli nosić na co dzień.
To są historie mężczyzn, o których nigdy byśmy nie powiedzieli, że przechodzą jakieś kryzysy. Którzy funkcjonując w swoich światach zawodowych, odbierani są jako ludzie sukcesu. Jako faceci, którzy świetnie sobie radzą w życiu zawodowym i prywatnym. Ale w pewnym momencie każdy z nich doszedł do ściany i w każdym z nich coś pękło.

Która z tych historii najbardziej cię poruszyła?
One wszystkie mają ogromną emocjonalną moc. Ale odpowiem na to pytanie inaczej. Zaprosiliśmy moich bohaterów na spotkanie autorskie w Gdańsku. Przyjechało czterech, bo reszta nie mogła. Moja żona, Aldona, wpadła na pomysł, żeby każdy z nich przeczytał fragment swojej opowieści o kryzysie jaki przechodził. I potem zapytała mnie - co teraz sobie myślę. Odpowiedziałem, że nic nie myślę, tylko czuję. Czuję ogromne wzruszenie i wdzięczność za to, że oni są tutaj ze mną i mogą ze mną rozmawiać. Bo każdy z nich miał momenty, w których myślał o samobójstwie, chcąc skończyć z tym piekłem depresji. Ale szczęśliwie udało się z tego wyjść. To jest to, co porusza mnie w tych historiach. Że mogliśmy porozmawiać. Że nic ostatecznego się nie stało. Ale jednocześnie kiedy my rozmawiamy, w mediach krąży informacja, że Rafał Kołsut - krakowski grafik, rysownik, aktor dubbingowy popełnił samobójstwo. Miał tylko 35 lat. W mediach społecznościowych napisał przed odebraniem sobie życia tylko jedno słowo: Przepraszam. To coś, co mnie bardzo poruszyło. Bo żyjemy w XXI wieku, a w Polsce ciągle każdego dnia statystycznie 12 mężczyzn popełnia samobójstwo. Tymczasem my wciąż o tym mało wiemy i mało mówimy. Żyjemy w tych swoich "zbrojach", ukutych przez wieki, chodzimy w "maskach". Depresja jest zresztą jedną z najbardziej uśmiechniętych chorób. Bo prawdziwy dramat i samotność potrafi się długo za tą maską uśmiechu kryć.
Te statystyki dotyczące samobójstw mężczyzn są porażające. Ale to jest tak, że kobiety potrafią ze sobą rozmawiać i przegadać te problemy. Szybciej też pójdą do specjalisty. Większość mężczyzn jeśli czuje się źle i potrzebuje wsparcia - milczy. W twojej książce są też głosy terapeutów, ekspertów, którzy pracują z mężczyznami. Co oni mówią - jak szukać pomocy, kiedy się zaniepokoić?
Kobiety są rzeczywiście bardziej emocjonalne i potrafią szybciej szukać pomocy. A mężczyźni od lat słyszą, że chłopaki nie płaczą, tylko z okien skaczą. Że mężczyzna musi być twardy, bo przecież musiał walczyć na wojnie, a w czasach pokoju powinien utrzymać rodzinę czyli przynieść tego przysłowiowego zwierza do domu. Dawniej mężczyzna szedł do karczmy żeby sobie wypić i pogadać. Ale nie o sprawach ważnych, dotyczących swoich emocji. Tylko o głupotach. Wbijano nam przez dziesiątki lat do głowy, że mężczyzna zna tylko jedną emocję: wkurw... A emocje o czym dziś wiemy, odgrywają w naszym życiu bardzo ważną rolę. Są takim GPS-em, który prowadzi nas do celu. My jednak, myślę o mężczyznach, nie potrafimy z tego GPS-a korzystać. Nie potrafimy tego stresu, który się w nas gromadzi wyrzucić z siebie. Opowiedzieć o nim, bo nam nie wolno albo się wstydzimy, bo ktoś nas wyśmieje. I to szambo złych emocji odkłada się w naszym ciele, aż wreszcie musi wybić.
Bo to takie niemęskie opowiadać o tym co przeżywamy, tak się uczy nadal chłopców.
To jest groźne. Zwłaszcza, że świat staje się coraz bardziej skomplikowany, przygnębiający. Zalewa nas fala złych informacji, które budzą lęki i inne demony. Wojna w Ukrainie, niedawny covid, wojna polsko-polska rozpalają nasze umysły. I nie dają odetchnąć. Patrzymy na zewnątrz, nie do wewnątrz. Nasza głowa jest jak twardy dysk. W komputerze, jak coś się psuje, to albo wymieniamy twardy dysk albo komputer. A my o swój twardy dysk kompletnie nie dbamy. I w pewnym momencie następuje takie przegrzanie, które kończy się kryzysem. Różnie go przeżywamy - jedni mają wypalenie zawodowe, inni stany nerwicowe, jeszcze inni wpadają w depresje, a są tacy, którzy kończą zawałem czy udarem.

Nie nauczono nas, jak rozpoznawać na przykład depresję. I nie zwracamy uwagi na różne symptomy. Co mówią eksperci w twojej książce?
Jeśli od kilku tygodni jesteśmy smutni, przybici i nic nas nie cieszy, chociaż jeszcze przed tym czasem wiele nas cieszyło, to mamy sygnał, że coś jest nie tak. Inny sygnał to bezsenność, nerwowość, tzw. krótki lont. Pamiętam, że dzieci mi powiedziały: - tata ty się jakiś nerwowy zrobiłeś, taki bardzo drażliwy, a taki nie byłeś. Lampka ostrzegawcza powinna się człowiekowi zapalić wtedy, kiedy ma problemy ze wstaniem z łóżka i kiedy nie chce mu się nawet wyjść. Lista objawów jest bardzo długa i różna w każdym przypadku. Ale jedno jest pewne, jeśli ktoś u siebie zauważy coś niepokojącego, to warto pójść do eksperta, lekarza i zapytać. Nie bagatelizować. Nie wmawiać sobie - przecież sobie sam z tym poradzę. Przejdzie... Nie tłumaczyć sobie - inni mają gorzej. Ja nie chcąc się przyznać do tego, że coś się ze mną dzieje, uciekałem w pracoholizm. Żeby zagłuszyć to, co mówili mi najbliżsi. Pamiętam, że żona zwracała mi uwagę: - Marcin z tobą coś się dzieje. Masz numer zadzwoń, umów się na spotkanie. Broniłem się przed wizytą u eksperta, twierdząc, że sobie poradzę. Nie poradziłem sobie.
ZOBACZ TAKŻE: Senior jak chce się zabić, to się zabije. Dlaczego u osób starszych rośnie liczba samobójstw?
Rodzina też zostaje dotknięta depresją jednego z członków.
Oni też cierpią. Statystyki wskazują, że jeżeli jedna osoba popełni samobójstwo to dotyka to 135 osób w jakiś sposób z jej otoczenia. Jeżeli choruje się na depresję, to na pewno dotyka to nie tylko najbliższej rodziny, ale też pracowników czy współpracowników. Jeśli to osoba na stanowisku menedżerskim, to dotyka to w jakimś sensie całego zespołu, bo wydolność takiego człowieka nawet jeśli jest pracoholikiem, jest dużo gorsza, niż zdrowego.
Jaką tezą zakończyłbyś tę rozmowę?
Prostą. Chłopaki płaczą i z okien nie skaczą. Na rewersie mojej książki jest druga okładka, właśnie z tym hasłem. Chcę, aby mężczyźni po przeczytaniu jej zrozumieli, że płakanie to nie słabość, że proszenie o pomoc to nie wstyd. Bo trzeba mieć przysłowiowe jaja, aby powiedzieć, potrzebuję wsparcia i żyć dalej, a nie w kryzysie uciekać się do tragicznych rozwiązań.
























Napisz komentarz
Komentarze