Około 30 osób w różnym wieku - seniorów, ale i dzieci ustawiło się w sobotę rano w szpalery przed dwoma wejściami do sklepu Leroy Merlin przy al. Grunwaldzkiej w Gdańsku. Trzymali banery zniechęcające do zakupów w marketach tej francuskiej sieci budowlanej oraz mające zachęcić markę do rezygnacji z interesów w Federacji Rosyjskiej. Już zapowiadają kolejne podobne pikiety, jeśli ta nie przyniesie skutku.
- Powody, dla których tu jesteśmy są oczywiste. Widać je w telewizji i wszystkich mediach. Ci, którzy mają do czynienia z ukraińskimi uchodźcami wiedzą, że zrobić coś można tylko w sposób aktywny – przemawiając koncernom zachodnim do kieszeni, ponieważ coś takiego jak moralność do nich w ogóle nie przemawia. Tylko obniżając ich zyski poprzez zmniejszanie liczby klientów możemy ich przekonać do tego, żeby zrezygnowali z popierania Putina swoimi podatkami i generalnie aktywnością – przekonuje w rozmowie z portalem „Zawsze Pomorze” Mirosław Tomaszewski, organizator protestu. - Ta aktywność Leroy Merlin jest szczególnie dotkliwa, ponieważ oni nie wstydzą się nawet tego, co robią i ogłaszają zwiększenie swojej aktywności na tym rynku, wypierając z rynku firmy, które zachowały się bardziej moralnie, chociaż w to nie bardzo wierzę: obliczyły swoje potencjalne zyski, jako mniejsze, jeżeli zaangażują się w Rosji. Chcemy sprawić, by również Leroy Merlin podliczyło swoje zyski w okresie długoterminowym i stwierdziło, że więcej stracą niż zarobią. Jeśli będzie nas więcej to się uda – dodaje.
Jak wskazuje lider sobotniej, gdańskiej demonstracji, ruch konsumenckiego bojkotu francuskiej sieci ma wymiar ogólnopolski – 2 kwietnia po południu ma się w tej sprawie odbyć demonstracja w Warszawie, której uczestnicy zapowiedzieli, że przebiorą się za rosyjskich czołgistów i klientów sklepu będą witać po rosyjsku. Pikiety odbywają się również w Bydgoszczy i Białymstoku.
- Mam nadzieję, że rozszerzy się to na większą liczbę punktów, sklepów Leroy Merlin mamy chyba 75 w Polsce, więc pole do aktywności dla tych wszystkich, którzy zechcą zrobić coś więcej niż patrzeć się w telewizor i mówić „no, tak tak, szkoda tych Ukraińców, ale lepiej napić się piwa i dać sobie spokój z protestami” jest duża. Większość ludzi nie wierzy, że to się może udać. Mówię też o klientach, którzy wchodzą i mają gdzieś to, że ich działanie przyczynia się do działań Rosji. Naszym zadaniem jest uświadomić im, że jest ten związek – tłumaczy Mirosław Tomaszewski.
Napisz komentarz
Komentarze